Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

piątek, 24 stycznia 2014

Wszyscy


Dla : LAUREL

-Będę za 20 minut. Wyszykuj się, bo idziemy kupić prezenty.
-Czy ty wiesz która jest godzina? - wymamrotałam zaspana.
-6:40. Do zobaczenia. - powiedział mój przyjaciel i się rozłączył, a ja poszłam dalej spać.
-[T.I] mówiłem, że masz wstać. - chłopak obudził mnie rzutem poduszki..
-Daj mi spokój, głowa mi pęka i chce mi się spać.
-Nie trzeba było tyle pić.
-Spadaj! Nigdy więcej nie tknę alkoholu jeśli pozwolisz mi spać.
-Nie ma takiej opcji. - kolega zaczął grzebać w mojej szafie w celu znalezienia czegoś co nadaje się do założenia. Tak oto wygrzebał żółtą bokserkę  i czarną spódnicę. - Masz ubieraj.
-Czym ja zgrzeszyłam Niall?
-Zbłądziłaś i zaczęłaś zadawać się ze mną. A teraz wstawaj. - zabrał mi kołdrę i prawie zrzucił z łóżka
-Już wstaję, ale zrób mi coś do jedzenia i postaraj się tego nie zjeść. - zwlokłam się z łóżka i zabierając ciuchy które udało mi się znaleźć w pudłach, których nie miałam czasu rozpakować przez rok od mojego powrotu z college'u pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się w szare rurki, blado różowy sweter, a na nogi wciągnęłam swoje ukochane czarne supry, jeszcze tylko zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Zeszłam do kuchni z której wychodził zapach naleśników, które tak bardzo uwielbiam, ale nie potrafię przygotować.
-To po co my tak w ogóle idziemy na zakupy? - zapytałam kompana gdy postawił przede mną talerz z posiłkiem
-Jak to po co, musimy kupić ci sukienkę na wesele do mojego kuzyna.
-Matko całkowicie wyleciało mi to z głowy!
Od razu po śniadaniu wyruszyliśmy do centrum handlowego które było w samym centrum Londynu. Na miejscu byliśmy po dwóch godzinach jazdy przez które zdążyłam obgadać z Niallem kilka istotnych szczegółów dotyczących naszych wspólnych zakupów, a mianowicie zero jakiegokolwiek marudzenia z jego strony. Weszliśmy do galerii gdzie natknęliśmy się na Louisa, a gdzie Lou tam i Harry. Ta dwójka nie opuszczała się na krok.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy. - przywitał się Hazza
-Cześć. - odpowiedzieliśmy z Horanem w tym samym czasie
-Gdzie zgubiłeś El? -zapytałam trochę zdziwiona
-Ona nie miała ochoty na zakupy. Poza tym kupiła już kieckę wczoraj. - sprostował
-Jesteście sami? - zapytał Niall
-Nie, Liam i Zayn zatrzymali się w jakimś sklepie. Mamy się spotkać pod Top Shopem dokładnie za... -chłopak spojrzał na wyświetlacz telefonu - minutę. Idziecie z nami?
-Jasne.
Weszłam do Top Shopu i to był strzał w dziesiątkę, ponieważ kupiłam pierwszą sukienkę jaką przymierzyłam była idealna. Idealna długość, idealny krój i idealny limonkowy kolor. Zaciągnęłam jeszcze chłopców do Daichmanna gdzie kupiłam sobie dość wysokie czarne koturny, w których i tak byłam najniższa z towarzystwa jakie dzisiaj miałam. W czasie gdy ja i Niall poszliśmy na sok chłopcy poszli szukać garniturów przyrzekając sobie pod nosem, że już nigdy nie zostawią zakupów na ostatnią chwilę.
-To jakie plany na spędzenie reszty dnia? - zapytałam
-Może pójdziemy do jakiegoś klubu trochę się zabawić?
-Klubu? Czy ja usłyszałem słowo zabawa? - rozmowę przerwał mi lokowaty
-Yhm, to co idziesz z nami? - przytaknęłam
-O ile wszyscy w to wchodzicie? - powiedział
Ja, Niall, Zayn, Louis i Liam zgodnie przytaknęliśmy jeszcze chwilę posiedzieliśmy w Nando's niestety wyczaiły nas fanki chłopaków. Zaczęliśmy biec do samochodów, zdążyliśmy wbiec do windy gdy już miała się zamknąć, ale i na parkingu było blisko ponad setka fanów. Zaczęliśmy przeciskać się przez tłum co nie było łatwe, ktoś ciągnął mnie za włosy, druga osoba za rękę, ktoś jeszcze za spodnie, bluzkę. Jakoś dotarliśmy do aut i ruszyliśmy w drogę powrotną. Gdy weszłam do pokoju, zaczęłam po nim nerwowo biegać szukając czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wypad. Gdy znalazłam coś fajnego popędziłam do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam głowę oraz pomalowałam się. Dochodziła 21 gdy zadzwonił dzwonek.
-Otwarte! - krzyknęłam kończąc malowanie ust
-Gotowa?
-Tak, już schodzę.
Po półgodzinnej jeździe byliśmy pod klubem gdzie czekała na nas reszta chłopaków i ich dziewczyn. Bawiliśmy się świetnie, tylko ja i Liam byliśmy trzeźwi bo ktoś musiał odwieźć resztę do domu. Niall rzucał co chwilę jakimś dowcipem, Louis robił z siebie klauna, a my pękaliśmy ze śmiechu. Koło drugiej w nocy byliśmy z Horanem u mnie w domu. Zaprowadziłam go do mojego pokoju, a sama poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam zastałam dość nie typowy widok. Połowa jego ciała leżała na łóżku natomiast druga jego część spoczywała na podłodze. Zrobiłam mu zdjęcie, a następnie wciągnęłam na łóżko. A mnie zmorzył sen.

***Następny dzień (wesele) ranek 7:30***
-[T.I] nie masz gdzieś czegoś na kaca? - obudził mnie Niall
-Na dole w kuchni w półce narożnej. - już chciałam ponownie zasnąć kiedy usłyszałam okropny hałas z dołu -Niall zabiję cię jak coś zepsułeś! - krzyknęłam zbiegając po schodach.
-Ja tylko chciałem usiąść. - powiedział siedzący w krześle. Tak, tak w, bo ta sierota rozwaliła całe siedzenie, a jego tyłek utknął w środku
-Jesteś idiotą. Odkupujesz mi krzesło. - powiedziałam dławiąc się śmiechem
-Masz, zrób mi zdjęcie. - wyciągnął w moją stronę rękę ze swoim iPhonem, a ja sprawnie cyknęłam mu fotkę.
-Dobra fajnie było, ale musisz zbierać się do domu, żeby się wyszykować.
Ubrałam luźne dresy, pierwszą lepszą koszulkę i odwiozłam chłopaka do domu. Spojrzałam na zegarek i oświadczyłam mu, że ma być gotowy o 14, bo wtedy po niego przyjadę. Nawet się ze mną nie kłócił, tylko posłusznie wykonał polecenie, a wtedy ja zdałam sobie sprawę ile tak na prawdę mam czasu na zrobienie się na bóstwo. Na szczęście dałam sobie z tym wszystkim jakoś radę.

***Przyjęcie***
Było bardzo miło. Znów tylko ja i Liam byliśmy trzeźwi. Parę osób na sali zaliczyło "zgon", ale po mimo to impreza była świetna. Bawiłam się naprawdę dobrze.
-Przepraszam jest jeszcze kawałek tortu? - zapytał zalany w trzy dupy Niall przechodzącą kelnerkę
-Nie wiem, ale za chwilkę sprawdzę.
-Nie sprawdzaj. I tak już wychodzimy. -powiedziałam do dziewczyny
-Co? Ja jeszcze nie wychodzę, ja idę na parkiet. - chłopak ledwie stanął, a już wylądował na podłodze - Od kiedy jesteśmy na łodzi?
-Na jakiej łodzi, Niall siadaj na krzesło.
-Ale ja mam chorobę morską.
-Liam pomożesz mi go zaprowadzić do samochodu? - zwróciłam się do chłopaka na co ten zgodnie przytaknął
-Aj aj kapitanie! - wrzasnął Louis, który także był nieźle wstawiony
-Co? Jesteśmy na morzu? Ja nie umiem pływać! - zaczął panikować Zayn
Matko żyję z debilami - pomyślałam, złapałam Niall pod rękę i z pomocą Liama przetransportowałam do samochodu. Na dworze było kilka paparazzie więc uznałam, że bezpieczniej będzie zakryć buzię przyjacielowi. Chwilę zastanawiałam się czy jechać do mnie czy do chłopaka. Postanowiłam, że wygodniej będzie u mnie, zawsze to jakieś towarzystwo. Jakoś udało mi się zaprowadzić blondasa na górę, co było nie lada wyczynem i udało się dopiero za trzecim razem. Położyłam go na łóżku, a ja poszłam wziąć prysznic i poszłam spać.

***Następny dzień***
Dzisiaj były poprawiny, które były tak samo świetne jak wesele. Bawiłam się cudownie, dzisiaj nie pił też Niall. W trakcie gdy trwała impreza poszliśmy na spacer.
-[T.I] wiesz, że za tydzień zaczyna się trasa.
-Wiem Niall. - posmutniałam
-Bo widzisz, chłopaki i ja uznaliśmy, że może chciałabyś jechać z nami było by fajnie.
-I co bym miała tam niby robić?
-Pomagałabyś Lou, mówiła mi jaki to jestem świetny i w ogóle takie tam. To co ty na to?
-Zgoda.
-Mówisz serio? Zgadzasz się? - zaczął skakać i mnie ściskać
-Niall! Zaraz mnie udusisz. -powiedziałam z trudem łapiąc powietrze
-Muszę powiedzieć chłopakom, że się zgadzasz. - wyciągnął telefon i wysłał sms do Liama żeby przyszli do altany.
-Co się stało? Właśnie bajerowałem druhnę. - powiedział oburzony Harry
-No więc [T.I] zgodziła się z nami jechać!
-To wspaniale! - wszyscy zaczęli skakać i cieszyć się. Po szalonych podskokach wróciliśmy cali w skowronkach na salę. Wiele osób pytało co się stało, a my odpowiadaliśmy, bawiliśmy się jeszcze do późna. To był cudowny dzień.

***Tydzień później***
Dzisiaj pierwszy koncert, jestem teraz asystentką Lou. Zgoda na wyjazd w trasę była najlepszą decyzją jaką podjęłam. Cieszę się, bo dzięki temu jestem blisko z chłopakami. To dopiero początek tournee, a ja już wiem, że będzie niesamowicie i  na pewno nie obejdzie się bez przypałów.



Hej, więc jestem nowa i mam nadzieję, że mój imagin się Wam spodoba jeśli tak chyba wiecie co robić, komentarze na prawdę dodają weny i powera do dalszego tworzenia. I to tyle z mojej strony. :D

czwartek, 16 stycznia 2014

Louis




Louis w tym imaginie nie jest sławny



PERSPEKTYWA [T.I.]

- Co to masz? - zapytał mój kolega z roku widząc białą kopertę z moim imieniem i nazwiskiem
- Sam zobacz. - rzekłam
- Z kim pójdziesz na to wesele?
- Chyba sama. - powiedziałam i nagle wpadłam na pomysł - A może Ty pójdziesz ze mną? Tak po koleżeńsku. 
- No ale... - zaczął Louis
- Nie lubisz mnie?
- Nie o to chodzi, bardzo Cię lubię. Tylko Twoja rodzina.
- Ojciec sam mnie zachęcał żebym z Tobą poszła. - zaśmiałam się - A resztą się nie przejmuj. Idziesz ze mną, nie z nimi. Przedstawię Cię jako mojego kolegę i wszystko będzie dobrze. 
- Ok, zgadzam się. - wyszeptał
- Serio?? - zdziwiłam się
- Tak, pójdę z Tobą na to wesele.
- Dziękuję Ci bardzo. 
Cały dzień na uczelni przesiedziałam z uśmiechem na twarzy. Radość mnie rozpierała od środka. Gdy tylko wróciłam do domu zalogowałam się na Facebook'a i napisałam mojej przyjaciółce
"Louis idzie ze mną na wesele kuzyna. Zgodził się :D"
Za 10 minut pojawiła się wiadomość od [I.T.P.]
"Naprawdę?"
Odpisałam
"Tak. Sama jeszcze nie mogę w to uwierzyć."
"Bardzo się cieszę :D"
"Ja też :) Powiem mu co czuję."
"Pozostaje mi odwagi i szczęścia życzyć."
"Dziękuję :*"
Na tym zakończyła się nasza rozmowa . Powtórzyłam szybko materiał z zajęć i wzięłam się za przygotowywanie obiadu. Gdy spożywałam przyrządzony przez siebie posiłek do domu wrócili rodzice. 
- Zanim cokolwiek powiecie to ja chciałam Was poinformować, że idę z Louis'em na wesele. 
- Ale jak to? Przecież go nie znamy. - wypytywała się mama
- To jest tylko mój przyjaciel. Wiem, że go nie znacie. Ale ja jestem dorosła i będę sama decydować z kim się wybieram. 
- Dobrze, mam tylko nadzieję, że nie przyniesie nam wstydu.
- Mamo... - wkurzyłam się
- Już nic nie mówię.

PERSPEKTYWA LOUIS'A

Troszkę obawiam się tego wesela. Znam tylko [T.I.] i będę się tak czuł trochę nieswojo. Muszę jeszcze powiedzieć rodzicom o tym, że będę towarzyszył mojej koleżance z roku na ceremonii zaślubin i późniejszej zabawie. Postanowiłem zrobić to jak tylko dotrę do mieszkania. Więc gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania rzekłem
- Muszę Wam powiedzieć coś ważnego. - zacząłem - [T.I.] zaprosiła mnie na wesele swojego kuzyna, zgodziłem się. 
- Czy Wy jesteście razem? - zapytał ojciec
- Nie, to tylko moja przyjaciółka. 
- To Twoja decyzja. Pamiętaj tylko, że masz się porządnie zachowywać i o nią dbać. 
- Dobrze tato.

KILKA DNI PÓŹNIEJ

[T.I] właśnie wysłała mi sms-a
"Powiedziałeś już swoim rodzicom o weselu?"
"Tak. I nie było źle" - odpisałem 
"To dobrze. Musimy pomyśleć nad jakimś prezentem. Masz może jakiś pomysł?"
"Moi rodzice zazwyczaj kupowali komplet pościeli."
"O, fajny pomysł."
"Serio?"
"Tak. Możemy iść w tym tygodniu kupić prezent?"
"Tak wcześnie?"
"Zostało półtorej miesiąca. Wolę mieć prezent w domu niż martwić się, że jeszcze muszę go kupić."
"Rozumiem. Pasuje Ci w piątek po zajęciach?"
"Tak :)"
"No to do zobaczenia."

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
PERSPEKTYWA [T.I.]

Prezent już kupiony. Oboje jesteśmy z niego zadowoleni. Teraz pozostał wybór lub zakup ubrań i jesteśmy gotowi. Dziś mam iść do domu Tomlinson'a aby przejrzeć jego szafę. Trzeba wybrać mu garnitur a podobno ma ich kilka. Okazało się, że to prawda. Przede mną wiszą cztery komplety ubrań i nie wiem na który się zdecydować.
- Przymierz wszystkie garnitury. Muszę zobaczyć jak w nich wyglądasz.
- No dobrze.
- Nie marudź tylko rusz ten zgrabny tyłeczek bo czekają nas jeszcze zakupy.
- Co? - zdziwił się
- Muszę kupić sukienkę i potrzebuję Twojej rady.
- Ok, idę więc się ubierać.
Po godzinie zdecydowaliśmy się na czarny, klasyczny garnitur bez żadnych wzorków. Trzeba tylko dokupić do niego krawat i mój partner będzie gotowy. Zakupimy go gdy będę poszukiwać sukienki idealnej a nie będzie do łatwe bo jestem bardzo wybredna. Po tygodniu chodzenia po sklepach kupiłam śliczną sukienkę w cytrynowym kolorze w czarnym paskiem. Wyglądam w niej bardzo ładnie.
- No to można powiedzieć, że jesteśmy gotowi.
- To fajnie. - chłopak się uśmiechnął - Ślicznie wyglądasz w tej sukience.
- Dziękuję. - i pocałowałam go w policzek - Przepraszam, poniosło mnie trochę.
- Nic się nie stało. Po prostu trochę się zdziwiłem.
- Ale ja nie powinnam, przecież Ty jesteś tylko moim kolegą, ja...
- No już. - popatrzył mi prosto w oczy - Wszystko jest dobrze. Zrobiłaś to w przypływie radości i się nie gniewam. Uwierz w to.
- Dobrze. - wyszeptałam
- Grzeczna dziewczynka.

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Już jutro ślub. Troszkę się boję. Powiedzieć czy nie powiedzieć? Zaryzykować czy ukrywać się z tym i cierpieć dalej? pytałam się. Postanowiłam poprosić o radę przyjaciółkę.
- Kochana, powiedz mi. Mam zaryzykować i powiedzieć Louis'owi co czuję? Teraz się waham i nie wiem co zrobić.
- Zaryzykuj, powiedz mu. Będziesz wiedzieć na czym stoisz.
- Ale ja się boję...
- Mam to za Ciebie zrobić?
- Nie, powiem mu podczas wesela. I mam nadzieję, że nic nie zepsuję tym wyznaniem.
- Dobrze będzie. Odezwij się jak wrócisz.
- Ok, dziękuję :*
[I.T.P.] po raz kolejny mi pomogła, dzięki niej wiem, że podjęłam słuszną decyzję. Teraz pozostało mi mieć nadzieję, że nie spełnią się najczarniejsze scenariusze tej sytuacji.
- [T.I.], pora spać. - zawołała moja mama
- Tak, już gaszę światło.
Zrobiłam tak jak powiedziałam mamie ale i tak nie mogłam zasnąć. W mojej głowie był tylko on. Widziałam jego oczy, czułam perfumy tak jakby był koło mnie. Z tą myślą oddałam się w objęcia Morfeusza. Rano obudził mnie telefon. No kto śmie się do mnie dobijać o tej porze wyszeptałam.
- Halo. - odebrałam telefon
- Hej. A co Ty taka smutna? - usłyszałam
- Nie smutna tylko niewyspana. Obudziłeś mnie.
- Przepraszam. - było słychać smutek w głosie Lou
- No już, nic się nie stało. I tak mama miała mnie zaraz obudzić.
- To dobrze. O której mam po Ciebie przyjechać?
- Koło 10.
- Ok, do zobaczenia.
I dopiero gdy się rozłączył dotarło do mnie jak mało mam czasu aby się zebrać. Opuściłam więc prędko łóżko i udałam się w kierunku kuchni. gdzie czekało na mnie pyszne śniadanko. Jak tylko opróżniłam talerz udałam się do łazienki. Szybko umyłam ciało i włosy, wysuszyłam je i ubrałam luźne ciuchy ponieważ spieszyłam się do fryzjera. W salonie fryzjerskim spędzę pewnie z godzinę ale za to fryzurę będę mieć śliczną. Potem zostanie ubranie się i zrobienie trwałego makijażu. Mam nadzieję, że wyrobię się z tym w godzinę.
- [T.I.], rusz się leniu. - krzyknął mój tata
- Idę już. Fryzjer nie zając, nie ucieknie.
- Ale Ty się nie wyrobisz.
- Nie prawda, właśnie wychodzę. - i zabrałam mu kanapkę
Po 55 minutach spędzonych w fotelu moja fryzura była gotowa. Romantyczna i delikatna. Wróciłam więc do domu i zastałam tam niespodziankę.
- Louis, co Ty tu robisz? - zdziwiłam się
- Przyjechałem troszkę wcześniej. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nie, gdzież by. - uśmiechnęłam się
- To dla Ciebie. - chłopak wręczył mi bukiet herbacianych róż, moich ulubionych kwiatów.
- Dziękuję bardzo.
- Nie ma za co. Śliczna fryzura.
- Cieszę się, że Ci się podoba. A teraz muszę się ubrać więc przepraszam. - i udałam się w kierunku mojego pokoju
Tam zrobiłam makijaż i zaczęłam się ubierać lecz miałam problemy z sukienką. Postanowiłam więc poprosić kogoś o pomoc.
- Mamo, przyjdziesz mi pomóc? - zawołałam
Po chwili ktoś wszedł do pokoju lecz nie była to wołana przeze mnie osoba. Poczułam męskie perfumy.
- Twoja mama jest zajęta więc przyszedłem. - usłyszałam głos Lou - W czym Ci pomóc?
- Nie mogę zapiąć sukienki.
Od razu usłyszałam dźwięk zasuwania zamka i byłam gotowa.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, ślicznie wyglądasz.
- Dzięki.
Stanęłam przed lustrem aby ubrać biżuterię. Tomlinson do mnie dołączył. Jego osoba znajdowała się za mną, nasze odbicia w lustrze...
- Ładnie razem wyglądamy. - powiedziałam
- To Ty ładnie wyglądasz. Ja się chowam w Twoim cieniu. - rzekł brunet
- Dziękuję ale troszkę przesadzasz. Ładne masz oczy.
- Dzięki. - speszył się
- [T.I.] musimy już jechać. - dotarło do mojego pokoju wołanie mamy
- Już idziemy. - zawołałam. - Poczekajcie w aucie, pojedziemy za Wami.
Spryskałam się jeszcze perfumami, zabrałam prezent i zeszliśmy na dół zamykając za sobą dom. Po chwili ruszyliśmy aby zdążyć na czas. Louis gdy tylko mógł patrzył w moją stronę, to było bardzo miłe. Ja cały czas myślałam o tym jak to będzie gdy mu wyznam co czuję i w pewnym momencie się rozpłakałam. Chłopak to zauważył i zjechał na pobocze. Wysiadł z auta, otworzył drzwi od strony pasażera, pomógł mi opuścić auto i mnie przytulił.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony
- Nic. - szlochałam
- No już, nie płacz. - odsunął mnie od swojego ciała i otarł łzy - No i widzisz jak ślicznie się uśmiechasz. - mówił gdy podążał w kierunku miejsca dla kierowcy
Z myślą, że wszystko będzie dobrze uśmiechałam się przez resztę drogi. Gdy tylko zaparkowaliśmy mama zaczęła wypytywać co się stało. Powiedziałam jej, że źle się poczułam ale, że teraz wszystko jest w porządku. Uwierzyła w to i nie dopytywała się więcej. Louis dołączył do mnie i złapał mnie za rękę. Dodało mi to otuchy i pewności siebie. Weszliśmy po chwili do kościoła aby oczekiwać tam na parę młodą. Po 5 minutach pojawili się. Wyglądali prześlicznie. Panna młoda miała białą, długą i skromną suknię a pan młody czyli mój kuzyn miał czarny frak. Widać było jak bardzo się kochają. Przez głowę przeszła mi myśl kiedyś będę tak wspaniale wyglądać z Lou, będziemy przyrzekać sobie wierność, miłość i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuścimy się aż do śmierci. Wywołało to u mnie jeszcze większy uśmiech. Po zakończonej ceremonii podjechaliśmy pod pięknie przystrojony dom weselny. Po przywitaniu nowożeńców przez rodziców udaliśmy się na salę. Po wzniesieniu toastu przyszedł czas na wręczanie prezentów. Złapałam więc mojego towarzysza za rękę aby ustawił się wraz ze mną w kolejce. Mój kuzyn od razu wypytywał czy Louis to mój chłopak więc wyprowadziłam go z błędu. Powiedział mi, żebym się nie ukrywała ale ja udawałam, że go nie usłyszałam i zamieniłam się miejscem z Tomlinsonem aby złożyć życzenia wybrance żonie mojego kuzyna. Ona również wspomniała coś o relacji pomiędzy mną a chłopakiem ale również nie zwróciłam na to uwagi. Pociągnęłam chłopaka ze rękaw i zajęliśmy miejsce koło moich rodziców. Brunetowi nie podobało się to za bardzo ale nie mieliśmy innego wyjścia żeby nie musieć od razu się tłumaczyć, że nie jesteśmy razem. Choć i tak nie unikniemy tego.

DWIE GODZINY PÓŹNIEJ

Wesele już na dobre się rozkręciło a każdy z mojej rodziny wie, że Lou to tylko mój przyjaciel. Gdy była chwila przerwy przypomniało mi się, że miałam chłopakowi coś powiedzieć. Poprosiłam go aby wyszedł ze mną na pole. Zgodził się. Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz i usiedliśmy na ławce zaczęłam mówić
- Louis, ja muszę Ci coś powiedzieć. Tylko się nie denerwuj, proszę Cię.
- No dobrze, słucham.
- Bo ja się...Ty...zakochałam się.
- To wspaniale.
- W Tobie się zakochałam.
- Ale ja Cię nie kocham, jesteś dla mnie tylko koleżanką.
- Spoko, rozumiem. Wiedziałam, że tak będzie. Idź się bawić a ja idę się przejść.
- Tylko nie zrób żadnej głupoty.
- Nie powinno Cię to interesować. Przecież jestem TYLKO KOLEŻANKĄ.
- Przepraszam.
- W dupę sobie to przepraszam wsadź. Zejdź mi z oczu i to natychmiast. - powiedziałam. A moje serce krzyczało przytul mnie głupku.

GODZINĘ PÓŹNIEJ
PERSPEKTYWA LOUIS'A

Wyznanie [T.I.] bardzo mnie zaskoczyło. Ja nie wiedziałem, nie przypuszczałem, że ona może się we mnie zakochać. I jeszcze jej reakcja na to co powiedziałem. W sumie to się nie dziwię. Tylko martwię się bo jeszcze nie wróciła. Mam nadzieję, że zaraz się pojawi i jakoś się dogadamy, nadal będziemy się przyjaźnić. Nie chciałbym stracić takiej koleżanki bo jest ona wspaniałą osobą. Próbowałem alkoholem wybić sobie z głowy martwienie się o nią lecz nie udawało mi się to. Gdy sięgałem po kolejny kieliszek wódki koło mnie pojawiła się [T.I.]. Przytuliła się do mnie i powiedziała
- Przepraszam. Czy jest szansa żebyśmy dalej się kolegowali? Zależy mi na tym.
- To ja Cię przepraszam, mogłem Cię zatrzymać. I chcę dalej się z Tobą przyjaźnić bo jesteś wspaniałą osobą.
- Dziękuję.
Wesele minęło nam bardzo szybko. [T.I.] cały czas była smutna i obwiniałem siebie o to. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że smutek i rozczarowanie ustąpi miejsca radości, tak jak było to wcześniej.



4 komentarze czytelników = nowy imagin



I dla informacji anonima, który skomentował jeden z moich imaginów blog http://imaginy-1direction.blogspot.com/ jest mój i czasami dodaję tam coś wcześniej niż tutaj albo biorę pracę, które już dawno napisałam. 

wtorek, 14 stycznia 2014

Wyniki konkursu

Konkurs wygrała osoba, która podpisała się jako crazymofo301. Praca ta bardzo się nam spodobała. Gratulujemy!!


A oto jest imagin wyżej wymienionej osoby: 
 
Jak co dnia wstałam o ósmej, żeby nie spóźnić się do pracy.  Założyłam szary luźny t-shirt, czarne rurki a na nogi wciągnęłam ukochane  czarne vansy. Zeszłam na dół do kuchni w której czekało na mnie śniadanie zrobione przez mamę. Po posiłku, zabierając telefon ze stolika wyszłam z domu. W trakcie gdy szłam do kawiarni dostałam sms od rodzicielki. "Kochanie, muszę wyjechać na kilka dni. Dowiedziałam się przed chwilą. Zajmij się domem i pamiętaj żeby odebrać Josepha z treningu. Kocham mama." No tak, taki jest show biznes. Weszłam do Starbucksa i od razu zabrałam się do pracy. 
-Poproszę mango delight. - powiedział uroczy chłopak o kocich oczach i z burzą loczków. 
-Już się robi. - posłałam chłopakowi uśmiech który odwzajemnił - To będzie 5 funtów. 
-Miłego dnia. - wręczył mi pieniądze i wyszedł
Reszta dnia zleciała naprawdę szybko. O 16 stałam już na boisku szkolnym Josepha. 
-Joe! - krzyknęłam gdy tylko zauważyłam postać mojego młodszego brata
-Zoe? Co ty tu robisz, gdzie mama?
-Musiała wyjechać na kilka dni. - zabrałam od chłopca torbę. Byliśmy przed szkołą gdy podszedł do nas ten chłopak z kawiarni
-Nie zapomnij jutro o 18 są rozgrywki. - zwrócił się to młodego
-Harry nie musisz mi przypominać. - nie powiem głupio było stać i się temu przyglądać 
-Cześć jestem Zoe starsza siostra Josepha. - wyciągnęłam rękę w stronę lokowatego
-Harry. Czy my się nie znamy? Bo wyglądasz tak znajomo.
-Widzieliśmy się Starbucksie. 
-A no tak. Mam nadzieję że jutro przyjdziesz. Ze względu na brata oczywiście. - dodał po chwili.
-Tak będę na meczu, a teraz wybacz ale się spieszymy. Do zobaczenia.
-Na razie.
Po powrocie do domu zrobiłam Joe obiado-kolację. A sama poszłam się wykąpać. Około 23 poszłam spać. 

***Rano***

Z racji tego, że są wakacje a mamy nie ma w domu musiałam wziąć brata do pracy. Uprosiłam szefa, żeby mnie wcześniej wypuścił żeby się nie spóźnić na mecz. W pracy było całkowite urwanie głowy. Miałam wrażenie, że z minuty na minutę ludzi jest coraz więcej. O 15 znowu byliśmy w domu. Zrobiłam obiad, odświeżyłam się i byliśmy gotowi do wyjścia. Uznałam, że wygodniej będzie jechać samochodem niż tłuc się autobusami.
***Po meczu***
Było wspaniale. Nawet nie wiedziałam, że mam takiego zdolnego brata. Szkoda, że mama go nie widziała. To jego pierwszy mecz, na szczęście wszystko nagrałam. W moim kierunku zmierzali Joe i Harry.
-Cześć. - przywitałam się 
-Hej.
-Zawsze mówiłeś, że bardzo lubisz spaghetti. - wypalił Jo
-I co w związku z tym? - zapytał zielonooki
-Ja i Zoe mamy je dzisiaj na obiad, to może pomożesz nam je zjeść.
-No nie wiem. - chłopak spojrzał na mnie
-Oj nie daj się  prosić. - powiedziałam
-No dobrze.

***Wieczorem***

Po spaghetti Joe poszedł spać, a ja i Harry zmywaliśmy naczynia. Mieliśmy wiele tematów do rozmowy. Do późnego wieczora siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
-Coś w tobie jest. Coś co mnie intryguje. - wypalił
-Naprawdę?
-Wiesz może to głupio zabrzmi, bo znamy się zaledwie dzień ale podobasz mi się. - chłopak przybliżył się do mnie z zamiarem pocałunku, ale odruchowo odwróciłam głowę
-Na mnie czas. - powiedział speszony
-Harry. Nie obrażaj się ja po prostu... to się toczy za szybko. Spróbujmy na razie przyjaźni. 
-Okej. Spotkamy się jutro? 
-Jasne. O 18 w Sarbucksie.

***Miesiąc później***

Przez cały miesiąc widywałam się z Harrym codziennie. Wiem, że uczucie którym go darzę to coś więcej niż przyjaźń. Jest terzecia w nocy, a ja biegnę w stronę domu Harrego. Jestem totalną wariatką. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzył.
-Zoe? Czy ty nie masz w domu zegarka?
-Mam, ale muszę ci coś powiedzieć.
-Wejdź. - miał bardzo ładny dom, zadbany i przytulny. - To co chcesz mi powiedzieć.
-No... ja... eee.. - odebrało mi mowę miał Hazza jest pierwszym chłopakiem któremu wyznam miłość. - Może łatwiej będzie jak ci pokarzę. - złączyłam nasze usta w pocałunku który odwzajemnił. Zostałam u niego na noc.

***4 lata później***


Nadal jestem z Harrym, teraz jestem już panią Styles. Mamy trzy miesięcznego synka, którego oboje mocno kochamy. A ja jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie mając przy sobie dwóch najważniejszych w moim życiu mężczyzn. Wspaniałego męża i syna. 


niedziela, 12 stycznia 2014

Zayn urodzinowy!!




Weszłam do snackbaru.Od razu uderzył mnie obfity,gesty zapach hamburgerów i oleju do frytek.Mnóstwo ludzi siedziało przy stolikach i zajadało się przeróżnymi,tłustymi ale dobrze smakującymi przekąskami które zapewne stanowiły jeden z ich ważniejszych posiłków dziennie.
Dokładnie się rozejrzałam.W godzinach szczytu w Londynie,miejsca takie jak to były wypchane po brzegi głodnymi studentami i poważnymi mężczyznami w garniturach którym żona nie zrobiła drugiego śniadania i musieli pożywić się tym co tutaj serwują.
Usiadłam więc przy barze gdzie stało jedyne wolne krzesło.Szybko przeszłam przez lokal w obawie,że za chwilę ktoś tu wpadnie i z impetem zajmie mi miejsce przed nosem.
Zadowolona z siebie,że wygrałam walkę z tym kimś kto potencjalnie chciał zająć te miejsce ale jeszcze o tym nie wiedział,usiadłam wygodnie.
-Co dla ciebie?-Zapytała mnie kobieta za barem z miłym uśmiechem na ustach.Spojrzałam w górę,gdzie na długim ekranie wyświetlały się specjały dnia.Hamburgery,frytki,cola,cola i frytki,pizza...wielka kanapka.
-Poproszę jakąś kanapkę.-Odpowiedziałam tak samo się uśmiechając.
-Z czym dokładnie?
Obok mnie siedział jakiś facet,a krawat bezwładnie taplał mu się w ketchupie.Szybko zjadł ostatniego frytka,spojrzał na zegarek i wybiegł zabierając w pośpiechu swoją aktówkę.
-Z sałatą,ogórkiem,pomidorem i serem ale nie za dużo sera i ketchup jeśli można.-Kobieta zapisała wszystko w notesiku.Jeszcze raz posłała mi serdeczny uśmiech i odeszła.W gwarze rozmów muzyka która płynęła w moich słuchawkach była zagłuszona do tego stopnia,że szczerze mówiąc potrafiłam lepiej usłyszeć rozmowę sąsiadów którzy siedzieli obok mnie na dwóch krzesłach niż słowa piosenkarki.
Po kilku minutach czekania kobieta postawiła przede mną wielgaśną kanapkę,upaćkaną ketchupem na talerzyku i serwetkę.Podziękowałam jej uśmiechem,a ona zwróciła się do innego klienta.
Chłopak w czarnej czapce na głowie i dwudniowym zarostem usiadł na miejscu gdzie parę chwil temu siedział koleś z ubrudzonym od ketchupu krawatem.Kobieta zapytała go o to samo co mnie.On rozejrzał się,później popatrzał w górę na ekranik z jedzeniem ale nie wyglądał na głodnego do tego stopnia żeby truć się tłuszczem.Spojrzał na moją kanapkę.
-To samo.-Pokazał na w pół zjedzoną bułkę,a później na kelnerkę.
-Już się robi kochaneczku.-Odparła figlarnie i jeszcze bardziej figlarniej się do niego uśmiechnęła.
Cicho się zaśmiałam gdy zobaczyłam zmieszanie i skrępowanie na twarzy chłopaka.Nie wiem jak długo przyglądałam się temu chłopakowi ale on zdążył dostać tę samą kanapę co ja,a kobieta za barem zdążyła trzy razu uśmiechnąć się do niego zalotnie,a ja próbowałam przypomnieć sobie skąd go znam.Był do kogoś podobny.To było niemożliwe ale przypominał mi kogoś z tv albo miał głos jak z radia.
Spojrzałam na zegarek.
-Cholera jasna!-Krzyknęłam z pełnymi ustami.Wybiegłam z knajpki z prędkością światła.Kobieta zza lady coś za mną krzyczała ale jej nie zrozumiałam.Nie miałam wiele czasu.Za piętnaście minut miałam być na drugim końcu miasta.Wybrałam numer po taksówkę ale niestety nie było wolnych.Za dwadzieścia minut miałam autobus,a przecież w ciągu tych dwudziestu minut musiałam już być na miejscu.
Wypatrywałam uważnie czarnych pojazdów ale jeśli już jakiś się zatrzymał to zawsze ktoś go zajmował.
-Przepraszam.-Usłyszałam za sobą głos.Mocno wnerwiona odwróciłam się.Stał za mną chłopak z baru.Czapkę miał lekko przekrzywioną i ciężko dyszał.
-Słucham?!-warknęłam.
-Wy-wybiegłaś t-tak sz-szy-ybko.Z-zapomniałaś zapłacić.-Zgiął się w pół i złapał za kolkę.Wydałam z siebie dziwny odgłos który słyszałam po raz pierwszy i sama się zdziwiłam.On wyciągnął wolną rękę i kazała odczekać chwilkę aż do siebie dojdzie.
-Naprawdę?!Do diabła!Nie zemdlejesz jeśli pójdę zapłacić?-Zapytałam pochylając się aby spojrzeć na chłopaka.
-N-nie musisz.J-ja zapłaciłem.-Odparł już się prostując ale nadal dysząc.-Zapłaciłem za ciebie,bo Doris chciała wzywać policję.
-Doris?To ta babka za barem?-Spytałam zdziwiona.-Ile jestem ci winna?
-Żartujesz?Dzięki tobie uświadomiłem sobie jak słabą mam kondycję.
-Ale...-jeszcze raz spojrzałam na zegarek.Byłam totalnie spóźniona.Przyjaciółka mi tego nie wybaczy.-Skoro nie chcesz pieniędzy to jak mogę ci się odwdzięczyć?
-Nie byłaś gdzieś spóźniona?-Zapytał.Poprawił czapkę na głowie która mu się lekko zsunęła.Popatrzał na mnie tymi brązowymi oczami,a ja zapomniałam o wszystkim.Znów się na niego gapiłam ale teraz centralnie twarzą w twarz.Chyba zachowywałam się gorzej niż Doris zza lady.
Widziałam jak brunet porusza ustami ale nie słyszałam jego głosu.Moja przyjaciółka która mnie zabije zawsze się ze mnie śmiała,bo gdy spotykam fajnego faceta wpadam w trans.Za nim z niego wyjdę chłopcy patrzą na mnie jak na oszołoma i wynajduję przeróżne kłamstwa żeby odejść.Jeden powiedział nawet,że musi lecieć na marsa aby kupić batonik.Tyle go widziałam.Miałam skrytą nadzieję,że rakieta mu się rozwaliła w kosmicznym korku.
-To co?Zawieść cię?
-Słucham?-potrząsnęłam głową-Znaczy...tak,tak.A gdzie?
-Mówiłaś coś o swojej przyjaciółce na końcu miasta...-Mówił gdy przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu kluczy.Kiwnęłam głową.Kilka minut później znaleźliśmy się w jego samochodzie.Nie miałam pojęcia jak on to zrobił ale ominął większą część korków.Pod domem mojej przyjaciółki znaleźliśmy się po nie całych czterdziestu pięciu minutach.
-Gdybyś chciała się jeszcze spotkać to...-Zapisał na kartce rząd cyferek-...tutaj jest mój numer.Uśmiechnęłam się do niego za bardzo podekscytowana aby wykrztusić z siebie choćby słowo i wyszłam z samochodu pożegnawszy się z brunetem.
Po kazaniu i krzykach wreszcie Sophie zaczęła ze mną normalnie rozmawiać.Była trochę naburmuszona ale nie zwracałam już na to uwagi.
-Martwiłam się.Chciałam dzwonić na policję.Codziennie słyszy się o porwaniach...-Dodała jeszcze na koniec.Usiadłyśmy w jej pokoju na łóżku.Mimo,że miała dwadzieścia lat jej sypialnia wyglądała jak wyjęta z katalogu dla nastolatek.Wszystkie ściany były obwieszone plakatami,a najczęściej pojawiały się plakaty jej ulubionego zespołu za którym szalała.Wspomniała o policji,a mi przypomniał się ten chłopak,a ta kanapka była przepyszna.
-A wiesz już dzisiaj prawie miałam styczność z policją.Spóźniłam się,bo zapomniałam zapłacić za kanapkę.Poznałam fajnego chłopaka.
-Serio?Jak się nazywa?
Właśnie.Z tego całego zamieszanie nie przedstawiliśmy się sobie.Wiedziałam tylko jak wygląda.Opisałam go mojej przyjaciółce ale nie sądziłam,że może go znać.Świat jest mały ale nie do tego stopnia.
-Masz jego numer?!-Na prawdę się zdziwiła.Ja też byłam zdziwiona kiedy mi go dawał ale za bardzo nie kontaktowałam.Wolałam nie wspominać o tym Sophie.
Wyjęłam karteczkę z jego numerem.Sophie ją wzięła i wklepała ją w mój telefon po czym nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła mi go do ucha.
-Sophie ja nie wiem jak on się nazywa!Sophie...Halo?Cześć ee...-Spojrzałam na przyjaciółkę którą zatkało.Ściskała kartkę i zaczęła piszczeć.Wyrwałam jej papierek.-...Zayn?
-Cześć.Miałem nadzieję,że zadzwonisz...
-[t.i].Mam na imię [t.i].-przedstawiłam się próbując zachować spokój.Sophie nadal krzyczała,a Zayn dwa razy zapytał mnie czy wszystko w porządku.
-Tak,tak.Może chciałbyś się spotkać?Wieczorem?-Zacisnęłam mocno powieki.Byłam gotowa się rozłączyć.Kciuk drżał mi na czerwonym przycisku w gotowości aby zakończyć tę żenującą rozmowę.
Zayn zachichotał słodko do słuchawki.Mogłabym przysięgnąć,że ktoś tam jeszcze był ale Sophie piszczała za głośno.Usłyszałam tylko jak Zayn powiedział,że przyjedzie po mnie o dwudziestej.
Rozłączyłam się jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej.
-Czego się tak drzesz?-Zapytałam.Przyjaciółka wskazała na plakat One Direction. Później wklepała w wyszukiwarkę googlę Zayn Mailk.
-To on?To on!Powiedz,że to on!-Krzyczała,a mnie zatkało.
Wiedziałam!Byłam pewna,że go znam.Przynajmniej z widzenia albo,że gdzieś już słyszałam ten głos ale nigdy bym nie przypuszczała,że on może być kimś tak sławnym.Patrzałam na plakaty i na zdjęcie w google i strzeliłam się sama w łeb.
-Dlatego nosił czapkę...-powiedziałam sama do siebie.
-Co?Jaką czapkę?Nie ważne...będzie o ósmej,tak?Trzeba coś z tobą zrobić...
Za nim zdążyłam coś powiedzieć Sophie zaciągnęła mnie do łazienki.Usadowiła na krześle przed lustrem które swoją drogą nigdy tutaj nie stało albo ja znów na to nie zwróciłam uwagi.
Pomyślałam,że Zayn mógł poczuć się dotknięty faktem ,iż go nie rozpoznałam,a na dodatek musiał za mnie płacić,a przecież wcale się nie znaliśmy.
Sophie biegała z łazienki do swojej sypialni i tak w kółko aż w końcu uznała,że jestem gotowa.
Nadal nie mogłam wybaczyć sobie,że Zayn za mnie zapłacił.Miała swoją dumę i jakoś nie lubiłam kiedy chłopak,a na dodatek obcy płaci za mój posiłek.Mogłam szczerze przyznać,że uratował mnie od spędzenia nocy w areszcie i zawiadomienia przez moją przyjaciółkę policji o moim rzekomym zaginięciu.Znaliśmy się za ledwie godzinę,a on zdążył mnie dwa razu uratować.Kolejny powód do czucia się winną.
Sophie dosłownie wepchnęła mnie do sypialni.Na łóżku leżały ubrania w które jak sądzę miałam się ubrać.Co chwilę zza drzwi wołała żebym się pospieszyła,bo mam mało czasu.
W rzeczywistości miałam dziesięć minut do ósmej.To sporo czasu.Pewnie zdążyłabym jeszcze wypić kawę czy coś.Kiedy założyłam kurtkę,podskoczyłam.Sophie uderzyła z całej siły w drzwi.
-Już jest!Już jest!O matko,o matko...Zayn Malik w moim domu!O Boże...ja zemdleję![t.i] wyłaź!-W śmiechu opuściłam jej sypialnię.Miała rację Zayn właśnie zaparkował i szedł dróżką w stronę drzwi.Za nim rozbrzmiał dzwonek Sophie wypiła dwie szklanki zimnej kranówy.Jeszcze głośniej się roześmiałam i otworzyłam.
-Cześć.-Przywitał się z uśmiechem na ustach.Bez czapki na głowie wyglądał doroślej.Odwzajemniłam uśmiech.Spojrzałam na Sophie która ze zbielałymi piąstkami trzymała się blatu w kuchni i ścisnęła usta w prostą linię.Była czerwona na twarzy jakby zapomniała oddychać.
-Cześć.Przepraszam ona...ona jest fanką.-wyjaśniłam zamykając drzwi.Przeszliśmy przez kamienną dróżkę,a ja jeszcze raz spojrzałam w stronę domu.Sophie nie dość dyskretnie podglądała nas z okna.Na zewnątrz było chłodniej niż w ciągu dnia.Żałowałam,że nie mam szalika.Na niebie zagościło już parę gwiazd.Wietrzyk delikatnie rozwiewał moje długie włosy których nie pozwoliłam Sophie dotknąć.Za długo je zapuszczałam żeby je stracić.
Zayn otworzył mi drzwi samochodu.
-Czyli już wiesz?Przepraszam,że ci nic nie powiedziałem.-Odparł gdy odpalił silnik samochodu.Nie maiłam pojęcia gdzie jedziemy.Nawet kiedy był gwiazdą powinnam mu ufać?W końcu tyle słyszy się o porwaniach...przypomniały mi się te słowa Sophie.Ciekawe co by...
-[t.i] na prawdę ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.Nic się nie stało.Szczerze mogłam sama się domyślić.Pokój Sophie jest cały w waszych podobiznach więc...muszę popracować nad spostrzegawczością.-Stwierdziłam głęboko. Zayn głośno się roześmiał.Kilka minut drogi spędziliśmy w miłej rozmowie. Zayn praktycznie cały czas mi przytakiwał,bo byłam gadułą.Był dobrze wychowany i nie śmiał mi przerwać co dobrze o nim świadczyło.
Opowiedziałam mu o histerii mojej przyjaciółki i o tym jak prawie padła na zawał gdy dowiedziała się,że Zayn to ten Zayn.Brunet parsknął śmiechem (był zaraźliwy).
Stanęliśmy pod snackbarem.Wysiedliśmy z samochodu.
-Nie boisz się Doris?-Zapytałam.
Nie byłam zdziwiona tym miejscem.Jakoś uśmiechało mi się bardziej niż pięciogwiazdkowa restauracje czy Bóg jeden wie co jeszcze.Kochałam spotkania na neutralnym gruncie i Zayn też wyglądał na takiego.
Wieczorem nie było już wielu ludzi.Szczerze mówiąc dopiero gdy zamówiliśmy kanapki zauważyłam,iż byliśmy jedynymi kelnerami,a Doris nie było za barem.
-...i wtedy się na niego przewróciłam.-Dokończyłam anegdotę o biologii na zajęciach.Zayn był trochę zdziwiony i przestraszony faktem,że ktoś taki jak ja (niezdarny,roztrzepany,z głową w obłokach) chce zostać lekarzem.
-Nie chciałbym się u ciebie leczyć.Jak ty mogłaś przewrócić się na pacjenta?-Zapytał jeszcze raz.Wzruszyłam ramionami nadal się śmiejąc.Sama się nad tym czasem zastanawiałam.
-Teraz ty opowiedz mi coś o sobie.-poprosiłam upijając łyka lemoniady.Alkoholu tutaj nie podawali. Zayn już otwierał usta żeby coś powiedzieć ale weszłam mu w słowo.-Albo nie!Sophie wie wszystko na wasz temat.Może nawet więcej niż wy sami wiecie.-Zayn zachichotał.Później opowiedziałam mu jeszcze parę żenujących historyjek z mojego życia. Zayn prawie ciągle się śmiał.Jego brązowe oczy świeciły się jak dwa diamenciki.
Za oknem za iście zimowa pogoda.Zaczął prószyć pierwszy w tym roku śnieg.Światła latarni odbijały się na oblodzonym asfalcie.Uwielbiałam zimę bardziej niż inne pory roku.Zima miała swój własny charakter.Wydawało mi się,że lato kopiuje od wiosny pogodę,a jesień w ogóle do niczego nie pasuje.Biały śnieg,minusowe temperatury,lekkie promienie słońca miały w sobie to coś czego nie miały inne pory.Mogłabym żyć na Alasce i nigdy bym się nie znudziła śniegiem.
-Hmm...[t.i] może chciałabyś przejść się na spacer...?-kiwnęłam twierdząco głową.Ubraliśmy się.Podziękowałam mężczyźnie który nas obsługiwał i wyszliśmy z knajpki.Chłodne powietrze szczypało mnie w policzki i sprawiało,że palce u rąk skostniały.Głęboko wciągnęłam powietrze.Rozłożyłam ręce i odchyliłam głowę do tyłu.Zamknęłam oczy.Pozwoliłam aby zimne płatki śniegu muskały moją zarumienioną twarz.Czułam się tak swobodnie.Otworzyła oczy i ujrzałam szeroko uśmiechniętego Zayna.Nadal świeciły mi się oczy.Stał bliżej mnie.Znacznie bliżej niż wcześniej.
Złapał mnie za rękę i złączył nasze palce.Tak samo jak ja odchylił głowę do tyłu.Znów zamknęliśmy oczy.
-Wszystkiego najlepszego.-Wyszeptałam.
-Wiedziałaś?-Zdziwił się nie na żarty.Zachichotałam.
-Moja przyjaciółka uzbroiła mnie w wieli informacjo o tobie.Na przykład wiem,że nie lubisz fasolki...-Patrzał na mnie rozbawiony.I powtarzał pod nosem "fasolka,fasolka..." kręcąc głową.Wyglądał słodko gdy to robił.Staliśmy tak jeszcze przez chwilę ale zaczynało być już bardzo zimno,a ja na razie nasz "spacer" zatrzymał się przed knajpką.
-Dziękuję za życzenia.-Odparł szeptem jakby bał się,że gdy powie to głośniej coś się stanie.Trzymał mnie nadal za rękę.Przyciągnął do siebie i pocałował.

***
OMFG!! 

DWADZIEŚCIA-JEDEN
Niemożliwe co,nie?
Nie dano Zayn miał 17 lat i wstydził się zatańczyć w x-factory :D
Happy B-day!!

A imagin się podoba???

7KOMENARZY=nowy imagin

Pozdrawiam Vicky :D

P.S Love u Zayn <33