Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 10 października 2015

Louis 5



Louis POV

Gdy zobaczyłem nadgarstki [t.i] i rany które były świeże nie mogłem pojąć dlaczego to robi. Może się już nie przyjaźnimy ale nigdy nie będzie mi obojętna. Nie rozumiałem przecież patrząc na nią widzę dzielną osobę, która ma wszystko, przyjaciół, znajomych, jest jedną z najbardziej towarzyskich osób jakie znam. Patrząc na nią nie widać, żeby coś było nie tak. Wydaje się być szczęśliwa. Ale dopiero teraz wszystkie obrazy wspomnień o niej zaczęły składać się do kupy. To wtedy się to zaczęło. Po śmierci jej mamy. Wszystko widać na bliznach które pokrywają nowe i jeszcze nowsze.
-Robisz mi krzywdę. - powiedziała, a ja momentalnie rozluźniłem uścisk. Nidy bym jej nie skrzywdził, jest dla mnie zbyt ważna
-Przepraszam. - powiedziałem i położyłem rękę na kolanie czując się beznadziejnie. Nie chcę żeby się mnie bała. To przecież ja Lou stary przyjaciel.
Siedzieliśmy chwilę, ja czekając na jakieś wyjaśnienia a [t.i] czekając aż znowu ruszę. Mam to gdzieś nigdzie się nie wybieram będę tu siedział do usranej śmierci jeśli ma to znaczyć iż coś z niej wydobędę. Jednakże [t.i] nie wygląda jakby miała ochotę tutaj siedzieć. Dziewczyna zaczyna płakać, a ja nie mam pojęcia co zrobić.
-Hej.. hej wszystko w porządku? - panikuję bo niby jak ma inaczej zareagować?
-Tak. ja tylko potrzebuję świeżego powietrza. - powiedziała i wysiadła z auta
Gdy zobaczyłem jak [t/i] osuwa się po barierce pośpiesznie do niej dołączyłem. Nic nie mówiłem usiadłem obok niej i czekałem aż się uspokoi. Dam sobie rękę uciąć, że znowu ma ataki, jak wtedy. Od razu po śmierci jej mamy. Siedzieliśmy dość długo, około pół godziny, nie wymieniliśmy ani jednego słowa, a przed nami przejechało tysiąc dwadzieścia cztery czerwonych samochodów, ale nie żałuję ani sekundy. Ona może być dla mnie wredna jak bardzo chce, bo wiem dlaczego to robi. Mimo wszystko potrzebuję tego, żeby powiedziała to głośno.
-Wszystko w porządku? - pytam i błagam tak bardzo desperacko. Niech powie nie i się do mnie przytuli.
-Yhm. - szepcze, chociaż pewnie sama w to nie wierzy
Miałem wrócić do rozmowy sprzed jej ataku paniki, ale wszystko przerwał jej telefon. Może to i dobrze. Może nie warto jej dzisiaj bardziej męczyć. Wiem jak bardzo dla niej całe to zajście było. [t.i] nienawidzi pokazywać swoich uczuć, zwłaszcza tych słabszych. Kiedy skończyła rozmowę, podniosła się z ziemi i wsiadła do auta uprzednio otrzepując się z piachu. Nie byłem gorszy i powieliłem jej ruchy. Wsiadłem za kierownicę i ruszyłem.
-To gdzie teraz? - zapytałem choć tak naprawdę wiem jak czego ona w tej chwili chce. Być teraz w łóżku zakopana i płacząca w poduszkę. A wszystko czego ja chcę i pragnę to siedzieć obok niej i gładząc ją po ramieniu mówić że wszytko jest ok.
-Po prostu zawieź mnie do domu. - Ton jej głosu i pusta w jego barwie łamie mi serce na miliony kawałków.
Nienawidzę wiedzieć, że [t/i] cierpi. A tym bardziej oglądać całe zajście i być bezużytecznym. To jest jasne

Kocham ją od samego początku i nigdy nie przestałem.

_____________________________________________________________
Tak wiem. Imagin ma prawie tą samą treść co poprzedni ale to po to aby pokazać Wam. Moi kochani jak bardzo mogę kontrolować ich uczucia i w zasadzie wszystko co napiszę. Jest to specjalnie zrobione w ten a nie inny sposób, dlatego że ten wydał mi się najsensowniejszy. Dlatego mam nadzieję że się Wam podobał i czekam na jakikolwiek odzew z Waszej strony :) 

piątek, 9 października 2015

Louis część 4







-I nie waż się mówić, tutaj nie chodzi o ciebie tylko o mnie. Bo wiem, że to nie prawda. Odcięłaś się ODE MNIE. Nie od siebie.
-Słuchaj, ja naprawdę nie chcę rozgrzebywać przeszłości. I mam swoje powody, a poza tym to chyba nie zabronione kogoś nie lubić czyż nie?
-Nie próbuj się wymigiwać [ti]
-Do cholery Louis nie szukaj problemów już bez takich rozmów mam ich dużo. - powiedziałam, a chłopak momentalnie zjechał na pobocze
-Tak duże, żeby sobie to robić? - podniósł moją rękę wskazując na pozacinane nadgarstki - Myślisz, że jak się do mnie nie odzywasz to cię nie obserwuję? Nie martwię się i inne gówna?
-Co cię to tak interesuje co ze sobą robię? Nie jesteś moim chłopakiem. My się nawet nie przyjaźnimy. - powiedziałam próbują wyrywając rękę z jego ciasnego uścisku, ale on tylko go zacieśnił - robisz mi krzywdę - syknęłam, wiedziałam, że Louis jest często nadpobudliwy, ale nigdy dotąd nie zrobił nic co mnie krzywdziło, a teraz robił to świadomie, jednak po moich słowach momentalnie rozluźnił ucisk
-Przepraszam - powiedział, a ja poczułam, że muszę jak najszybciej wydostać się samochodu.
Znowu ogarnęło mnie to okropne uczucie. Wiedziałam że to się zbliża. ATAK PANIKI. Od śmierci mamy miałam je regularnie, w sumie to po części je zaakceptowałam, ale nie chciałam aby ktokolwiek widział mnie w takim a szczególnie Louis.
-Hej hej.. co się dzieje? - chłopak wyszedł pośpiesznie z samochodu i podszedł do mnie
-To nic, ja...ja tylko.. - wzięłam głęboki oddech - ja tylko potrzebuję sekundy - powiedziałam i usiadłam przy barierce ochronnej ciężko oddychając i płacząc z niewiadomego powodu. Louis nic nie mówiąc usiadł obok mnie i czekał spokojnie dopóki się nie uspokoiłam. Szerze podziwiam go za to, że spędził ze mną półgodziny nie wymieniając ani jednego słowa. Po prostu siedzieliśmy i pusto patrzyliśmy na mijające nas samochody. Gdy doszłam do siebie, wyobrażałam sobie w jak okropnym stanie teraz jestem. Wszystko czego teraz chciałam to wrócić do domu, zakopać się w łóżku i oglądać durne seriale.
-Wszystko w porządku? - ciszę przerwał głos Louisa
-Yhm. - odpowiedziałam prawie niesłyszalnym łamiącym się głosem. Było mi tak bardzo wstyd. Może nie samego ataku, ale tego iż Louis dostrzegł we mnie słabość.
-[t.i] dlaczego kłamiesz? Przecież widzę, że wcale nie jest okej. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś. Znam cię.
-Możesz przestać zachowywać się jak palant? Myślisz że wiesz wszytko bo kiedyś się przyjaźniliśmy. Zrozum ja nie jestem tą samą osobą co kiedyś. Dorosłam. Tobie też by się przydało.
-Nie bądź śmieszna [t.i] Czy gdyby wszystko było cudownie to robiłabyś sobie to? Co się z tobą stało? Dlaczego się okaleczasz [t.i] przecież dobrze wiesz, że to nie jest rozwiązanie. - miał rację i to najbardziej mnie denerwowało. Już miałam na niego nakrzyczeć ale wtedy zadzwonił mój telefon
-[t.i] gdzie jesteś? Czekam u ciebie już godzinę. - w aparacie rozległ się głos Gill
-O matko Gill. Totalnie wyleciało mi z głowy. Nie bądź zła. Jestem w mieście z Louisem. Może umówimy się na jutro? - wiem, nie wolno kłamać, ale nie pozwolę aby ktoś jeszcze wiedział jak szybko się załamuję niczym konkretnym.
-Jasne. - wiem że jest zła, ale jej przejdzie
Włożyłam telefon do kieszeni, podniosłam się z ziemi, a następnie wsiadłam do auta. Tomlinson powielił moje kroki, a po sekundzie włączał się do ruchu.
-To gdzie?
-Po prostu zawieź mnie do domu. - powiedziałam, a następnie wlepiłam wzrok w drogę
________________________________________________________
Wiem nie było mnie długo. Nie będę się tłumaczyła, bo to nie ma sensu. Po prostu nie mogłam, a może nawet nie chciałam ostatnio mieć doczynienia z internetem. Ale to tyle. Teraz jestem i do środy włącznie pojawiać się będą nowe części Louisa, a jeśli będę miała wenę i czas to może i nawet do końca tygodnia ale nic nie obiecuję. Miło byłoby zobaczyć jakieś komentarze dlatego pole do popisu zostawiam teraz Wam :)

sobota, 26 września 2015

Harry cz.2

Ja nie wiem co mnie na mózg padło. Obcy facet a ja nie mogę przestać myśleć o jego zielonych oczach, loczkach i pięknym uśmiechu.
- No tylko się nie zakochaj baranie. - powiedziało moje drugie ja ale nie zwróciłam na niego uwagi
Gdy obie siatki były puste a rzeczy logicznie porozkładane i pochowane zabrałam się za projektowanie moich zaproszeń na imprezę urodzinową. Po pół godziny, gdy byłam zadowolona z efektu który osiągnęłam wydrukowałam 11 zaproszeń, 10 dla moich znajomych a jedno tak na zapasie z myślą o tym przystojnym kierowcy autobusu. Jeszcze nie wiem czy go zaproszę ale najpierw muszę przegadać to z mamą. Mam jednak nadzieję, że nie będzie miała ona nic przeciwko zaproszeniu go. Bo co z tego, iż go nie znam. Może okazać się spoko gościem i nie zrobi żadnej awantury po procentach. Choć z drugiej strony może zaciągnie mnie bądź jakąś moją koleżankę do jakiegoś pomieszczenia i zgwałci. O matko! Ja już chyba mam dość myślenia o tym temacie. Mój mózg zaraz eksploduje od natłoku myśli. Muszę zająć się czymś przyjemnym. Jedynie co przyszło mi aktualnie na myśl to rysowanie i słuchanie muzyki. Wyjęłam więc z szafki karki oraz wszelkie potrzebne mi przybory. Z torebki wygrzebałam słuchawki, podłączyłam do telefonu i zajęłam się kreśleniem na papierze.

Godzinę później 

Właśnie kończyłam rysunek. Ja zwykle był on wykonany ołówkiem, takie miały dla mnie najwięcej uroku. I gdy dotarło do mnie kto znajduje się na tym rysunku zatkało mnie. Tak bardzo starałam się o nim nie myśleć. A tu jednak nie udało się wymazać go do końca z pamięci, bo właśnie on, kierowca autobusu znajdował się na moim rysunku. Odłożyłam go do mojej teczki i zeszłam na dół. W kuchni krzątała się już mama.
- Hej mamuś, jak tam było w pracy?
- Dobrze. A Ty co taka uśmiechnięta?
- A bo zrobiłam zakupy związanie z urodzinami i nie mogę się już ich doczekać.
- Wydaje mi się, że powód jest inny ale załóżmy, iż Ci wierzę. Jesz ze mną?
- Tak bo jestem bardzo głodna. A co jest?
- Spaghetti.
- Mmm, pychota.
Po chwili siedziałam już i zajadałam się obiadem. Podczas posiłku omawiałam z mamą szczegóły mojej urodzinowej imprezy.
- Mamo a czy nie miałabyś nic przeciwko gdybym zaprosiła pewnego chłopaka?
- Zależy co to za chłopak. Znasz go?
- No tak średnio. Poznałam go dziś w autobusie i wydawał się spoko. To mogę?
- Dobrze, ale masz uważać.
- Dziękuję bardzo, kochana jesteś.
Szczęśliwa udałam się na górę by napisać wszystkie zaproszenia, w tym to pozostawione dla tajemniczego gościa. Zapisałam na kartkach wszystkie potrzebne informacje, zapakowałam do kopert i wiedziałam, że muszę go jutro spotkać żeby wręczyć zaproszenie osobiście. Ze znajomymi nie mam takiego problemu, powrzucam im koperty do skrzynek pocztowych. Tylko jednego strasznie się boję, tego, że mogę się wygłupić przed nim. Nie chcę wyjść na laskę lecącą na każdego faceta. Ale trudno, muszę zaryzykować. W razie czego będę go unikać i będzie po problemie. Zadowolona z dzisiejszego dnia umyłam się i położyłam do łóżka. Przed spaniem czytałam jeszcze fragment książki i motywowałam się by nie spanikować jutro.

niedziela, 13 września 2015

Harry cz.1

No i nadszedł ten dzień. Został tydzień do moich urodzin. Wypadało by więc zabrać się za robienie zakupów bo lista długa a czasu coraz mniej. Wstałam więc z łóżka, zjadłam płatki z mlekiem, umyłam zęby, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, w takim wydaniu lubię je najbardziej. Włożyłam szybko trampki, zabrałam torebkę i wyszłam z domu. Droga na przystanek zajmuje mi zazwyczaj koło 10 minut a autobus miał być za 15 minut więc nie spieszyłam się. Gdy przystanek był już w zasięgu mojego wzroku usłyszałam dźwięk silnika autobusu. Pozwoliłam sobie więc na chwilowy bieg by nie zwiał mi z przed nosa. Troszkę zmachana usiadłam sobie w autobusie i zabrałam się za podziwianie widoków za oknem. A właśnie, nie powiedziałam dokąd jadę. Wybieram się do centrum handlowego, które jest oddalone około 25 minut od mojego domu. Doszłam do wniosku, że będę w stanie zrobić tam wszystkie potrzebne zakupy. Tak się zamyśliłam, iż nie zauważyłam kiedy byłam już na miejscu. Wysiadłam więc i skierowałam swoje kroki w kierunku sklepów. Wyjęłam listę w portfela i wpadłam w wir zakupów. Nawet nie wiem kiedy minęły 2 godziny. Wózek wypełniony był wszystkimi potrzebnymi rzeczami a ja zastanawiałam się jak wrócę z tym do domu. Lecz żeby nie marnować więcej czasu ruszyłam do kasy. Zapłaciłam za wszystko i zapakowałam produkty do siatek. Taaa, mam dwie ogromne siaty. Dobrze, że mam trochę siły w rękach i jestem w stanie to unieść. Gdy byłam już przed budynkiem przypomniałam sobie, że to centrum handlowe ma swoje dwie linie autobusowe i jedna jedzie koło mojego domu. Okazało się, że autobus mi pasujący ma jechać za 5 minut. Postanowiłam więc na niego zaczekać. Gdy zobaczyłam jak zbliża się ten autobus w kierunku przystanku na którym można było do niego wsiąść to aż mnie ciary przeszły. Kierowca prowadził jak jakiś pirat drogowy. Przełknęłam głośno ślinę i z duszą na ramieniu wsiadłam do autobusu i zajęłam takie miejsce, że mieściłam się spokojnie z siatkami a po za tym miałam widok na kierowcę, żeby go pilnować jak co. Po dwóch pierwszych kilometrach okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Ten kierowca jeździ dynamicznie ale bezpiecznie. Wyciągnęłam więc z siatki gazetę i zajęłam się lekturą. Gdy przewracałam kartki spojrzałam przed siebie i miałam wrażenie, iż przyłapałam kierowcę na patrzeniu się na mnie. Doszłam jednak do wniosku, że mi się zdawało i wróciłam do lektury. Po chwili usłyszałam jednak głos. 
- A Ty wyjeżdżasz gdzieś, że tyle rzeczy masz ze sobą? 
Podniosłam głowę i spytałam.
- To do mnie było?
- A kto inny jedzie tu z dwoma siatkami?
- No chyba tylko ja. Tak więc nie wyjeżdżam tylko organizuję urodziny. 
- O, to super. A mogę spytać czyje?
- A możesz, moje urodziny będą za tydzień. 
- I w tym celu potrzeba Ci aż tyle rzeczy?
- Tak. Bo 18 urodziny obchodzi się tylko raz i chcę żeby były huczne, bym zapamiętała je na lata. 
- A to już co innego. To miłej zabawy życzę. 
- Dziękuję bardzo. - uśmiechnęłam się i wróciłam do lektury
Po chwili musiałam jednak wysiadać. Wrzuciłam więc gazetę do jednej z siatek i wstałam z siedzenia. Wzięłam do rąk siatki i przełożyłam je bliżej.
- Miłej pracy życzę, - powiedziałam do kierowcy 
- Dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze Cię zobaczę. 
- Zobaczymy co będzie dało się zrobić. 
Uśmiechnęłam się i wysiadłam ponieważ był już mój przystanek. Udałam się szybko do domu. 

15 minut później 

Wreszcie w domku. Mogę sobie odpocząć. Lecz najpierw muszę rozpakować te torby pełne rzeczy bo mama mnie zatłucze jak je zastanie tak zostawione w korytarzu. Przebrałam się więc szybko i zabrałam się za opróżnienie siatek. Podczas tej pracy nie mogłam się skupić za bardzo bo w mojej głowie przewijała się w kółko myśl o tym kierowcy autobusu.



Jakby to powiedzieć, Powracam. Po tak długiej przerwie wreszcie odnalazłam wenę i serce do tego bloga. Wiem, zawaliłam sprawę. I przepraszam każdego za tą nieobecność oraz za to jak zaniedbałam bloga. Jest mi tak przykro, bo wiem, że ten upadek bloga to moja wina. To ja bez słowa przestałam dodawać imaginy i się udzielać. Wszystko zrzuciłam na biedną współautorkę która i tak ma świętą cierpliwość do mnie. Tak więc podsumowując mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i to czyta. Jeżeli tak jest to daj znać w komentarzu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. 

Pozdrawiam mordki i przepraszam <3 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Louis część 3

Zanim jeszcze przeczytacie kolejną część Louisa, chciałam Was bardzo ale to bardzo przeprosić, że tyle czasu mnie nie było, ale niestety nie miałam czasu ponieważ wakacje nie były dla mnie czymś miłym w tym roku. Większość czasu spędziłam w szpitalu lub na opiekowaniu się dzieckiem mojego kuzyna i pomaganiem jego żonie. Nie będę tłumaczyła szczegółów, ale chciałam Was po prostu poinformować, że brak wpisów nie było moim widzimisię.
Drugą sprawą jest to iż chciałam też zobaczyć ile z Was naprawdę czyta moje wypociny dlatego bardzo proszę zostawcie komentarz chociaż gdyby miałoby to być samo "fajny", bo widać w statystykach ile razy dany imagin został wyświetlony, a to nie motywuje jeśli widzę, że na 50 wyświetleń jest tylko 1 komentarz. Na dodatek chciałam zapytać jakie chcielibyście dalsze imaginy i czy w ogóle jakieś chcecie, bo nie wiem jak Paulinie, ale mi wydaje się być troszeczkę bezsensowne pisanie jeśli nie chcecie już tego czytać. (oczywiście nie mówię, że chcę zrezygnować. Bo tak nie jest! :D) I to chyba tyle, a teraz zapraszam do czytania. :)
_______________________________________________________________________________



Obudziłam się z okropnym bólem głowy, podpuchniętymi oczami i straszną niechęcią do samej siebie. Leniwie zwlokłam się z łóżka a już poczułam się okropnie, a hałas dochodzący z dołu nie pomagał. To brzmiało jak kłótnia i to nie byle jaka, bo jeśli się nie pomyliłam w ruch weszły szklanki i talerze. Czym prędzej zeszłam na dół, lecz w połowie schodów zatrzymałam się aby posłuchać o co tak naprawdę poszło.
-Nie Gregory, to nie była moja wina! Ja próbuję, staram się chociaż w jednej setnej zastąpić jej mamę, ale czy ty nie rozumiesz, że ona tego nie toleruje?!
-Mogłabyś strać się trochę bardziej, a zapraszaniem Tomlinsonów nie polepszyłaś sobie z nią stosunków.
-Ty chyba żartujesz! To co mam patrzeć jak podbija oko innym dzieciakom? I może mam się z tego cieszyć? - przypuszczam, że tata chodził nerwowo po kuchni ze swoją zmartwioną/zdenerwowaną miną.
-To tylko okres buntu. Przejdzie jej.
-Cholera GREG! Jeszcze jedno takie posunięcie i będziesz musiał wydalić ją ze szkoły. Rozumiesz co to oznacza? Za rok nie pójdzie...
-Za rok nie pójdę do koledżu łapię. - dokończyłam wchodząc do kuchni - Słuchaj Kate - zwróciłam się do kobiety - naprawdę nie miałam na myśli tego co powiedziałam wczoraj, to było głupie. Jesteś dla mnie bardzo ważna, ale nikt nie zastąpi mi mamy. Nawet jeśli jest to ktoś tak cudowny jak ty. Przepraszam. Wybaczysz mi? - spojrzałam na kobietę, a w jej oczach znalazłam coś jak wzruszenie, wiedziałam że te słowa wiele dla niej znaczyły
-Oj no chodź tu. - kobieta machnęła ręką otwierając ramiona, abym mogła się przytulić. - Zjesz jajecznicę? - zapytała patrząc na mnie
-Wolę omleta - uśmiechnęłam się do Kate
-Dobrze zrobię ci omleta, a ty idź się przygotować do szkoły. Zrobić ci lunch czy weźmiesz pieniądze?
-Pieniądze mogą być - krzyknęłam gdy wchodziłam po schodach
Wybrałam zwykły biały top i granatowe rurki przed kostkę, a na nogi włożyłam czerwone długie trampki wygrzebane z dna szafy. Wrzuciłam do torby laptopa, telefon i inne potrzebne rzeczy i przeszłam do łazienki. Związałam włosy w niesfornego koka który wyglądał całkiem przyzwoicie dopiero za trzecim razem i lekko się umalowałam zważając na to iż miałam dzisiaj trening siatkówki.
Zeszłam do kuchni gdzie już czekało na mnie pyszne śniadanie.
-Czekaliśmy na ciebie.
-Siadaj kochanie. - polecił tata wskazując miejsce naprzeciwko niego i Kate
-Coś się stało, bo wyglądacie na śmiertelnie poważnych. - powiedziałam odkładając torbę na ziemię i siadając na wyznaczonym miejscu
-Więc mamy dwie sprawy do omówienia. - nic nie odpowiedziałam, aby tata nie przestawał mówić
-Tak. No..yy.. nie bardzo wiemy jak to powiedzieć dlatego nie będę tego przedłużać. Kate jest w ciąży a ja dostałem awans.
-To świetnie. Gratuluję. I tato jestem taka dumna, bo wiem jak ci zależało. I to już? Dlatego się tak stresowaliście?
-Kochanie.
-Tak?
-Ale nie wpadnij w paranoję. - nie wiedziałam czego mam się spodziewać
-Ten awans..moja posada to kierownik firmy... w Szwecji.
-Że co słucham? - wyplułam całe jedzenie które miałam właśnie w buzi
-Ja wiem jak to brzmi, ale to nie koniec świata.
-Ale ja mam tutaj całe życie!
-Koteczku znajdziesz nowych znajomych. Pójdziesz do nowej szkoły.
-Ale co ze studiami? Miałam iść tutaj. Tato!
-Wiesz co znaczy ten awans. - odpowiedział łagodnie
-A może zostanę z ciocią tutaj w Londynie? Albo może rodzina Gill mnie przygarnie? - o ile się pogodzicie - pisnęła moja podświadomość
-Nie [t.i] to niemożliwe. - wstałam od stołu złapałam za torbę i skierowałam się w stronę drzwi
-[t.i] zaczekaj, Obgadajmy to.
-Spóźnię się do szkoły. - mruknęłam i wyszłam z domu
Wiedziałam doskonale iż kierunkiem mojej podróży nie jest szkoła tylko opuszczony park. Gdy już do niego dotarłam usiadłam na brzegu jeziora i zaczęłam rozmyślać jak to będzie wyglądało. Moje życie w innym kraju. Może i lepiej. Skoro Gill mnie nienawidzi to nie mam po co zostawać. Będę tęsknić za resztą moich znajomych, ale jakoś przeżyję. Określiłabym raczej nasze relacje jako "jeśli nie ma z kim wyjść to wychodzimy razem".
-Bu! - ktoś krzyknął mi nad uchem a ja dostałam ataku serca
-Czego chcesz? - powiedziałam zerkając na oprawcę mojego zawału
-Przyszedłem pomyśleć, ale zobaczyłem tutaj ciebie.
-Ty i myślenie? - powiedziałam nie dowierzając
-Wcale mnie nie znasz tak dobrze ja myślisz.
-Oh błagam Louis. Znam cię odkąd sikałeś w majtki, a na chleb mówiłeś pep
-Zmieniłem się.
-Tak. Teraz mówisz poprawnie. - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka szukając przyczyny dla której go tak bardzo nienawidzę
-Tak czy inaczej idziesz do szkoły? - zapytał
-Ummm... tak - podniosłam się z ziemi i zarzuciłam torbę na ramię - Idziesz? - zapytałam najobojętniejszym głosem jaki potrafiłam odnaleźć
-Nie mam na godzinę później.
-Jak tam chcesz. - powiedziałam i odwróciłam się
-Do zobaczenia później. - krzyknął za mną Louis a ja podniosłam tylko rękę nie fatygując się na odwrócenie czy odpowiedzenie chłopakowi
Idąc do szkoły uświadomiłam sobie dlaczego tak bardzo nie lubiłam Louis. To przez moją mamę go poznałam. Byliśmy przyjaciółmi. I to najlepszymi, mówiliśmy sobie wszytko. To z nim miałam swój pierwszy pocałunek. Był moim pierwszym chłopakiem/przyjacielem. Do czasu. Jakoś w czwartej klasie, kiedy mama umarła odcięłam się od wszystkich. Najbardziej od Tomlinsona. Zbyt bardzo mi o niej przypominał. Nie mogłam tego znieść wpadłam w złe towarzystwo, ale wtedy poznałam G. Dzięki Bogu. Bez niej prawdopodobnie byłabym już za kratkami, albo byłabym martwa. Ale na szczęście ona mnie ogarnęła.
Gdy doszłam do szkoły zauważyłam właśnie G. stojącą przy swojej szafce.
-Jak bardzo mnie nienawidzisz? - zapytałam podchodząc do dziewczyny
-Nie nienawidzę cię. - powiedziała odwracając się do mnie twarzą - ale nadal jest mi przykro
-Przepraszam, przepraszam. Musisz mi wybaczyć. - powiedz jej że się wyprowadzasz, może wtedy ci wybaczy...oh zamknij się głosie! - Obiecuję, że powiem ci dlaczego tak bardzo nienawidzę Louisa, ale błagam wybacz mi. Nie chcę cię stracić. - nie mogłam jej stracić Gill jest moją ścianą, jeśli odejdzie to ja się rozsypię
-Mamy całą godzinę na twoje tłumaczenie. - powiedziała łapiąc mnie pod ramię i prowadząc w stronę sali gimnastycznej.
Gdy już wszystko wytłumaczyłam Gill jedyne co zrobiła to przytulenie mnie i powiedzenie mi, że wszystko jest w porządku i że już jest dobrze. Po przerwie nadeszła ta chwila. Chwila moich publicznych przeprosin w stronę Louisa i sama nie wiem dla kogo to zdarzenie było bardziej żenujące, ale coś mówi mi iż dla niego. Bo cała szkoła dowiedziała się właśnie, że to dziewczyna go porządnie sprała.  Jakoś przebrnęłam przez całe to widowisko i byłam wolna po około piętnastu minutach. Wyszłam z sali teatralnej w której miały miejsce przeprosiny i pokierowałam się w stronę szafek przy dziedzińcu szkolnym.
-Ej. Ej. [t.i]. Czekaj. - usłyszałam znajomy głos, który po chwili się zbliżył - Cześć [t.i]
-Louis. - odpowiedziałam - Czego chcesz? - zapytałam głosem w którym wyraźnie było słychać, że nie jestem zainteresowana jego odpowiedzią.
-Ja tylko zastanawiałem się czy mam coś przynieść na dzisiejsze korepetycje.
-Twoje notatki z algebry wystarczą.
-Oh okej. To widzimy się o siedemnastej. A i [t.i] chcę żebyś wiedziała, że te przeprosiny to totalnie pomysł mojej matki - gdy to powiedział odwrócił się i po chwili zniknął za rogiem
-[t.i] pośpiesz się. Nie mam całego dnia na czekanie aż przywleczesz tutaj swoje cztery litery. - krzyknęła Gill.
Byłam niesamowitą szczęściarą, że mam taką przyjaciółkę. I mimo mojego karygodnego zachowania, jednak sobie nie odpuściła. Sama się jej dziwiłam. Gdybym była na jej miejscu już dawno bym ze mną skończyła. Ale ona nie daje za wygraną. Jest tą osobą która chce uratować wszystkich, ale ja nie wiem czy mogę jeszcze zostać "uzdrowiona" z tego kim się stałam przez ostatnie dwa lata.
-Już biegnę! - odkrzyknęłam startując, gdy znalazłam się obok dziewczyny uwiesiłam się jej na szyję i zaczęłam wygłupiać.
-Dobrze wystarczy tej głupawki. - nie przestawałam małpiego zachowania - [t.i] mówię poważnie przestań! - nie dawałam za wygraną - oh, no dobra niech ci będzie - dziewczyna dołączyła do mnie, a po chwili obydwie znalazłyśmy się na trawie dziedzińca szkolnego wybuchając śmiechem, ponieważ potknęłam się o nogę Gill kiedy skakałam wokół niej.
-To co Louis przyszykował na waszą pierwszą randkę. - zapytała podnosząc się - To takie ekscytujące dwójka wrogów wcześniejszych kochanków ponownie zakochuje się w sobie.
-Wstrzymaj konie Maurycy .Po pierwsze mieliśmy po DWANAŚCIE lat. Po drugie to nie jest RANDKA. To KOREPETYCJE z algebry. A po trzecie tobie też by się one przydały. - spojrzałam na nią i wpadłam na świetny pomysł
-Nie nawet mnie w to nie wciągaj. - powiedziała najbardziej pewnym głosem jaki potrafiła z siebie wydać
-Prrooszę. Gill kochana przyjaciółko moja przyjdź dzisiaj. Może ten wieczór będzie znośniejszy.
-Ugh, nienawidzę cię.
-A ja cię kocham.
-Będę o 16, albo chwilę później. To zależy.
-Niby od czego? - spojrzałam na dziewczynę ale jedyne co zobaczyłam to ją czule witającą się z Danielem. Ile mnie ominęło przez czas jaki się nie odzywałyśmy? Dlaczego to nie była pierwsza wiadomość jaką od niej usłyszałam. Czyli to znaczy, że nie jest już tak samo jak kiedyś?
-Daniel znasz [t.i]? To moja...koleżanka.
-Hej. - podałam chłopakowi rękę jednak on nie wykonał podobnego ruchu więc moja dłoń zawisła samotnie w powietrzu, a Daniel nawet nie pofatygował się aby mi odpowiedzieć
-To do zobaczenia później. - powiedziała Gill i wsiadła do samochodu posyłając mi całusa przez szybę
Spojrzałam na zegarek i omal nie dostałam zawału serca. Miałam jeszcze jechać do centrum, a teraz nie zdążę, a następny bus będzie za półtorej godziny. Dziękuję, że mieszkam na największym zadupiu Londyńskich przedmieść. No nic poczekam sobie. Muszę zrobić prawko. Ale czy to ma sens? No bo przecież i tak się wyprowadzę.
-Podwieźć cię gdzieś, bo właśnie jadę na większe zakupy do centrum? - na przystanku zatrzymał się Louis
-Cóż za wspaniały zbieg okoliczności nieprawdaż?  - zapytałam sama siebie
-[t.i]?
-Tak właściwie też się chciałam wybrać do centrum. - powiedziałam wsiadając do czarnego BMW 730d
-Jak chcesz to wybierz coś w radiu - powiedział, na co bardzo się ucieszyłam włączając moją ulubioną stację
-Dobrze teraz nie masz możliwości ucieczki więc powiesz mi dlaczego mnie tak nie znosisz. -

no to jestem w dupie. 


piątek, 17 lipca 2015

Louis część 2



Tak jak mówiłam miejsce było totalnie opuszczone. A ja za każdym razem gdy tylko tutaj przychodziłam zastanawiałam się dlaczego tak jest. Według mnie to miejsce było najlepszym schronieniem przed cały złem i przykrościami czyhającym na moje potknięcie.Całe zło o którym chciałam zapomnieć właśnie tam się rozpływało. To nie był zwykły park czy zwykłe jezioro. Usiadłam na brzegu i myślałam nad tym co zrobiłam nie tak. Gdzie się potknęłam. Siedząc tu nie patrzyłam na zegarek więc nie sądziłam że czas płynie tak szybko, jednak z mojego świata wyrwał mnie dzwonek telefonu.
Karen

Zignorowałam połączenie, jednak kobieta w sumie moja macocha nie dawała za wygraną. Podniosłam telefon z ziemi na której leżał i rozebrałam go na części pierwsze. Siedziałam jeszcze przez chwilę i mogę się założyć, że trwałoby to dłużej gdyby nie mój brzuch, który oznajmił iż jest głodny. Otrzepałam spodnie, podniosłam torbę i poszłam dobrze znaną mi trasą do domu. Gdy wyszłam z parku zauważyłam jak ciemno zdążyło się zrobić, przypomniałam sobie także aby włączyć telefon.

10 nieodebranych połączeń od Tata

To mam przechlapane.-pomyślałam zwalniając krok
Im bliżej miałam do domu tym wolniej szłam. Została tylko jedna przecznica. Spojrzałam na telefon aby sprawdzić która dochodzi godzina i aż mnie zemdliło. Była dziesiąta wieczorem. Nie dawałam znaku życia od ponad siedmiu godzin. Nie bałam się szlabanu czy jakiejś innej kary którą mogli wymyślić rodzice tylko ich pogadanki. Karen jest prawnikiem więc ma gadane, a tata no cóż po numerze w szkole nawet nie ma po co się łudzić, że stanie po mojej stronie. Wręcz przeciwnie będzie zwolennikiem mamy. Zawsze zostaje wymówka, że uczyłam się z Gill ale nie wydaje mi się aby tym razem to łyknęli. Najciszej jak mogłam otworzyłam drzwi frontowe i już wchodziłam po schodach kiedy mój piekielny telefon odezwał się milionem powiadomień. Głupie WiFi.
-A ty dokąd się wybierasz? - z przedpokoju wyjrzała głowa Kate. 
-Yyy, bo ja... szłam odłożyć...yy.. torbę.
-Torba nie zając nie ucieknie. A my mamy gości więc zapraszam do salonu. - spodziewałam się babci, cioci, wszystkiego co możliwe, ale nie tego co ujrzałam. Na kanapie siedziała cała familia Tomlinsonów spokojnie popijając herbatkę. 
-[t.i] witaj. - powiedziała matka Louisa
-Dzień dobry. - powiedziałam lekko zaskoczona - W czym mogę pomóc? Może w znalezieniu wyjścia?
-[t.i]! - upomniała mnie mama
-No co? - zapytałam ale nie otrzymałam odpowiedzi
-Więc my przyszliśmy w sprawie Louisa. - jego tata skinął głową w stronę chłopaka
-Ooo mały chłopczyk nie umie sam zająć się swoimi problemami. - powiedziałam najbardziej dziecinnym głosem jaki potrafiłam wydusić i nie zacząć się przy tym śmiać. A wyraz twarzy Louisa trzymającego się za opuchnięte limo pod okiem bardzo mi to utrudniało. Wyglądał jak zbity pies. Cóż był pobity, ale mógł trzymać język za zębami. 
-Więc pewnie znasz już nasze wymagania co do ciebie. - zaczął pan Tomlinson - Ale chcielibyśmy aby korepetycje z algebry odbywały się tutaj jeśli nie masz nic przeciwko, 
-Właściwie to mam coś przeciwko. 
-Nie, nie masz. Od jutra Louis będzie przychodził do nas do domu na korepetycje, a ty będziesz dla niego miła.
-Ugh. - odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do pokoju.
Gdy tylko usłyszałam, że drzwi frontowe zamknęły się za Tomlinsonami zeszłam na dół do kuchni po jakieś jedzenie.
-[t.i] pozwól na chwilę do salonu.
-Co? - powiedziałam rozsiadając się na fotelu
-Gdzie byłaś przez cały dzień?
-Yyy u Gill. - skłamałam
-Zła odpowiedź. Spróbujmy jeszcze raz. Gdzie byłaś cały dzień?
-Uzgodniałam godziny pracy z moim alfonsem jednocześnie wciągając kokainę od ulicznego dilera.
-[t.i]!
-Co?! Czy ja się ciebie pytam gdzie jesteś całymi dniami kiedy to żekomo spędzasz czas z ciocią Kate? Nie więc daj mi spokój. Żyję, a reszta nie powinna cię interesować.
-Interesuje mnie, bo jesteś moją córką i się o ciebie martwię.
-Pasierbicą. Moja matka nie żyje, a ty nie masz prawa zachowywać się jakbyś nią była.
-Greg może coś powiesz? - kobieta zwróciła się do taty, ale on milczał
-Wiesz co daruj sobie bycie matką i zajmij się tym co zawsze czyli zakupami. - wyszłam i pokierowałam się do swojego pokoju. Wyciągnęłam telefon aby zadzwonić do Gill, ale wtedy przypomniałam sobie że i ją straciłam. Wstałam z podłogi i zabrawszy swoje pseudo piżamy poszłam wziąć prysznic. Lałam wodę dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego co tak właściwie robię. To ja pobiłam Louisa. To ja mam z nim problem, on tak naprawdę tylko raz się tak zachował. To ja pyskowałam Karen chociaż tak naprawdę ją doceniam. To ja byłam humorzasta. To ja zaczęłam kłótnię z Gill. To JA jestem problemem nie wszyscy dookoła. Wyszłam z pod prysznica i podeszłam do lusterka. Otworzyłam je i wyciągnęłam pojedynczą żyletkę mojego taty. Ostrożnie odwinęłam papierek i przez dłuższą chwilę patrzyłam na ostrze. Zbliżyłam je do nadgarstka, ale w tym samym momencie rozległo się pukanie.
-Kochanie mogę wejść muszę zabrać rzeczy. - odezwał się tata
-Sekundka. - Zawinęłam żyletkę z powrotem w papierek i odłożyłam na jej miejsce. - Proszę - powiedziałam otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz
-Wiesz, że to co zrobiłaś nie było na miejscu?
-Jutro przeproszę Karen. Nie miałam tego na myśli. Przecież wiesz.
-Wiem. Dobranoc kochanie. - tata pocałował mnie w czoło i zniknął za drzwiami łazienki.
Leżąc w łóżku myślałam trochę o tym co powiedziała mi dzisiaj Gill i zdałam sobie sprawę że może miała rację. Myślałam o każdej okropnej rzeczy jaką jej powiedziałam o tym ile razy to ja na nią nawrzeszczałam za nic. O tym jaką okropną przyjaciółką byłam. Na samą myśl o tych strasznych uczynkach łzy płynęły po moich policzkach do momentu w którym zasnęłam z wielkim bólem głowy.

___________________________________________________________
To macie tutaj 2 część wiem mało Louisa ale planuję aby to był imagin na co najmniej 5 części bo mam na niego pomysł a kolejne rodzą się z każdą minutą. Mam nadzieję że się wam podobało i że zostawicie po sobie komentarz. Buziaki i pozdrowienia Ola :*

czwartek, 2 lipca 2015

Louis część 1





-Możemy przejść do rzeczy? - zapytałam zirytowana
-[t.i] nie możesz się tak więcej zachowywać. To nie stosowne. - upomniał mnie tata
-Ale o co ci znowu chodzi? To nie była moja wina. On mnie sprowokował. Tato, przecież o tym wiesz.
-Dobrze wiesz, że nie mogę ustępować tylko dlatego bo jesteś moją córką. - powiedział, chociaż wiedziałam że nie chce tak postępować. Zbyt dobrze mnie znał.
-Tak jest dyrektorze. To co koza? Praca społeczna? Pomaganie jakiemuś lamusowi?
-Taaak. - przeciągnął. - rodzice chłopaka zgodzili się nie wnosić oskarżeń za pobicie jeśli go przeprosisz przy całej szkole.
-Chyba nie! Tato, to jest większe upokorzenie niż sprzątanie w KFC. - zaprzeczyłam
-Kochanie, wiesz co się wiąże z wniesieniem oskarżeń. I to drugich w tym roku.
-Zawieszą mnie. - powiedział zrezygnowana. Wiedziałam, że moje argumenty i prośby nic nie wskórają. - Ugh, a czy jego rodzice mają jeszcze jakieś specjalne wymagania co do przeprosin?
-Taaak. - znów to samo przeciągnięcie
-Tata, ty wiesz, że jak mówisz taaak to nic się nagle nie zmieni i kara nie będzie milsza.
-Rodzice Louisa poprosili żebyś udzieliła mu korepetycji z algebry bo wiedzą że jesteś w niej dobra.
-Ugh, zgoda.. kiedy i gdzie?
-Jutro po szkole u nich w domu. A teraz wracaj na lekcje.
Odwróciłam się na pięcie i podnosząc torbę z fotela wyszłam na korytarz. "Łazienka teraz." wysłałam wiadomość do Gill. Ze wszystkich przyjaciół to jej najbardziej ufałam. Była moją ulubienicą.
Skręciłam w prawo i weszłam do damskiej toalety. Przejrzałam się w lusterku, poprawiłam włosy.
-Jak poszło? Bardzo był zły? - zapytała Gill gdy tylko weszła do łazienki
-Muszę go przeprosić i dać mu korki z algebry. - powiedziałam poprawiając makijaż
-Mogło być gorzej.
-Czy wspomniałam, że przeprosiny mają się odbyć przy całej szkole? -  odwróciłam się twarzą do przyjaciółki
-O mój... przecież to gorsze niż sprzątnie wymiocin z podłogi w KFC
-To samo powiedziałam!
-I kiedy ma się odbyć ten cały cyrk huh? To był jego pomysł? Bo jak coś to mogę wykonać kilka telefonów i nie będziesz musiała tego robić. - uśmiechnęłam się szeroko
-Jutro. Nie to pomysł jego durnych rodziców.
-Ale nadal mogę wykonać kilka rozmów.
-Obejdzie się Gill. Dobra zmywam się na biologię, bo ojciec mnie poćwiartuje jak się dowie, że nie byłam nawet na chwilę w klasie. Widzimy się na lunchu? - powiedziałam otwierając drzwi
-Jasne. - rzuciła różowo włosa odwracając się w stronę lusterka
Gdy tylko dotarłam przed klasę upewniłam się iż mam wyciszony telefon, a następnie włączyłam  wi-fi. Zapukałam i weszłam do środka.
-Popatrzcie tylko panna [t.n] raczyła zaszczycić nas swoją obecnością.
-Nie ma za co dziękować. - powiedziałam i zajęłam swoje miejsce
'Nienawidzę tej kobiety! Dlaczego nie może jej walec przejechać? Czy świat nie byłby wtedy piękniejszy?' napisałam wiadomość do Gill
'Co znowu?' 
'Po prostu mnie irytuje.'
'Jej twarz' dodałam
'Oj daj spokój. Wcale nie jest taka zła.'
'Co do twarzy się zgadzam. Jej zgryz jest okropny.'
'Co teraz masz?'
'Zajęcia z Louisem. Ps. Po lunchu mam algebrę. Będziesz mi podpowiadać co nie?'
Gill i Louis chodzili do słabszej grupy z algebry więc to co oni mieli teraz ja miałam rok temu.
'Jasne, a teraz wybacz ale Tiner się gapi, do zobaczenia na lunchu. xoxox'

***lunch***

Wypatrywałam Gill siedząc przy stoliku i skubiąc jedzenie, jednak gdy zobaczyłam z kim stoi momentalnie chciałam zabić ją wzrokiem. 
-[t.i] kochanie nie denerwuj się, ale Karmen zje dzisiaj z nami lunch
-To ja spadam. - wstałam jednak Gill przytrzymała mnie za rękę
-Nigdzie nie idziesz.
-Słuchaj G. wiem, że Karmen to twoja koleżanka, ale nie będę tolerowała nikogo z rodziny Tomlinsonów.
-Co ja ci takiego zrobiłam? To, że mój kuzyn jest dupkiem nie oznacza że ja jestem podobna.
-Może i nie, ale wciąż rodzina. Naprawdę miło się rozmawiało ale muszę iść. Jak skończysz przyjdź do sali chemicznej... Sama - dodałam po chwili spoglądając na Karmen

***sala chemiczna***

-Okej [pierwsza litera twojego imienia] co to miało być? Dlaczego się tak zachowujesz? - powiedziała widocznie wkurzona Gill tuż po wparowaniu do klasy 
-Uspokój się G.
-Nie mów tak do mnie! Nie rozumiem jak możesz się tak zachowywać. 
-To jego kuzynka!
-I? To moja przyjaciółka czy tego chcesz czy nie. A jeśli ci to nie pasuje to może znajdź sobie lepsze towarzystwo!
-Przecież wiesz, że nie chodzi o ciebie. 
-To o co? Co on ci takiego zrobił. Czym wszyscy którzy się z nim zadają zasłużyli sobie na takie traktowanie z twojej strony huh?
-Nie chcę o tym rozmawiać. 
-Dobrze! W takim razie nie musisz już o niczym ze mną rozmawiać. To koniec [t.i]. Nie chcę mieć do czynienia z kimś kto nienawidzi wszystkich dookoła. I wiesz co. Lubię Louisa czy ci się to podoba czy nie, 
-Świetnie!
-Super!
-Fantastycznie!
-Jeszcze jedno. - powiedziała zanim wyszła z klasy - zastanów się czy warto zanim wszyscy się od ciebie odwrócą. 
Właśnie straciłam najlepszą przyjaciółkę. A uczucie które mi teraz towarzyszyło ssało po całości. Nie pozostało mi nic innego jak siedzieć i płakać. Zebrałam swoje rzeczy i zrywając się z ostatnich lekcji poszłam nad jezioro do opuszczonego parku. To była moja miejscówka. Nikt po za Gill o niej nie wiedział. A nie sądzę, że chciałaby tam teraz być. 
___________________________________________________
Więc tak. to część pierwsza. Mam nadzieję, że jest tutaj jeszcze ktoś kto czyta moje i Pauliny wypociny. Wiem, że nie było mnie długo i nie mam nic na wymówkę po prostu jakiś czas nie miałam weny, a może i chęci do napisania czegoś. Ale mimo to teraz jestem i oddaję się teraz pisaniu więc życzcie mi powodzenia. Buziaki Ola :*

sobota, 13 czerwca 2015

Zayn część 4




Po przeczytaniu listu momentalnie odechciało mi się wszystkiego. Bo niby cieszyłam się, że Zayn ze szkoły to Zayn z listów ale bałam się o to czy nadal będziemy się lubić. Nie byłam pewna, a może udawać że to nie ja? Zwykły zbieg okoliczności? Może uwierzy. Złapałam za długopis i pierwszą lepszą kartkę i zaczęłam odpisywać. To miały być tylko dwa słowa, ale nie wiedziałam jeszcze jakie.
-[t.i] córuś idź już spać, jutro odpiszesz cichemu wielbicielowi. - do pokoju wszedł tata który nie zawsze ma wyczucie chwili, ale tym razem była ona jak najbardziej odpowiednia. Zgramoliłam się z krzesła i chwytając za piżamę poszłam wziąć prysznic by oczyścić umysł. Po kąpieli szybkim krokiem przeszłam do pokoju w którym momentalnie znalazłam się w ciepłym łóżku. Ustawiłam budzik i zasnęłam.

***Rano***

Tak jak wczoraj w pośpiechu wyszykowałam się do szkoły, złapałam jeszcze za pieniądze które zostawił mi tata przed wyjściem do pracy i popędziłam na przystanek. W busie zajęłam miejsce obok Scar.
-Hej. - powiedziała tak szybko jak mogła
-Cześć, co słychać?
-Nic poza tym że umrę tak szybko jak wejdę na algebrę. - powiedziała i wbiła wzrok z powrotem w otwarty zeszyt który spoczywał na jej kolanach.
-Aż tak źle? - zapytałam a na odpowiedź dostałam szybkie skinięcie głową więc uznałam, że nie będę przeszkadzać. Rozejrzałam się po autobusie i zauważyłam, że przygląda mi się kilku chłopaków wśród których rozpoznałam Zayna. Złapał moje spojrzenie, a ja momentalnie spuściłam wzrok. Dojazd do szkoły dłużył się w nieskończoność. Nie miałam możliwości pogadania ze Scarlet, bo ciągle się uczyła. Przez całą drogę siedziałam ze spuszczoną głową, bo miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował. Gdy dotarłam do szkoły okazało się, że moje dwie pierwsze lekcje są okienkami ponieważ nauczyciel angielskiego się rozchorował. W wolnym czasie wyciągnęłam kartkę papieru i długopis. Zastanawiałam się nad odpowiedzią na list Zayna.

Dobrze przekonałeś mnie.

-Dopisz coś, a nie tylko trzy słowa. - pisnął głosik w mojej głowie.

Dobrze przekonałeś mnie. Ale.
Muszę mieć pewność że to ty. Załóżmy ohydne onesie na noc filmową w piątek. 


Włożyłam kartkę w kopertę i wyszłam ze szkoły, zanieść list na pocztę. Gdy wróciłam na zajęcia spotkałam się Scar i umówiłyśmy się na lunch. Reszta dnia zleciała bardzo szybko, tak samo jak i reszta tygodnia. Pomijając fakt chodzenia do szkoły i nauki to widywałam się ze Scarlet. Dużo rozmawiałyśmy, dowiedziałyśmy się wielu ciekawych rzeczy o każdej z nas. Wiedziałam, że mogę jej zaufać, więc w czwartek wieczorem opowiedziałam o chłopaku z listu. O tym że sądzę iż to może być Zayn, a także o planie z onesie. Scarlet powiedziała, że ma nadzieję że mi się uda i to właśnie będzie on i że trzyma za mnie kciuki.

W końcu nadszedł ten dzień.

*Piątek.*

Wyszykowałam się do szkoły. Założyłam niebieskie onesie, które było idealne rozmiarem, pod piżamkę założyłam czarny krop top, ułożyłam włosy tzn. zrobiłam loki, pomalowałam się, a na nogi wciągnęłam białe skarpetki i czarne vansy. Zgarnęłam torebkę razem z poduszką i byłam gotowa.

***w szkole***

-[t.i]! – usłyszałam i momentalnie odwróciłam się w stronę głosu który wykrzyczał moje imię. Moim oczom ukazał się Zayn stojący obok szafek szkolnych z grupką przyjaciół którzy szczerzyli się cwaniacko. Scena rodem wzięta z Grease’u. Zayn jako Zucko ubrany w czarne spodnie, czarną kurtkę, białą koszulkę i czarne vansy  z których widoczne były białe skarpetki trzymający podpalonego papierosa między palcami i identycznie ubrani kompani z idealnie wycelowanymi włosami. A ja? Wyglądałam jak idiotka, w niebieskim onesie. Ślamazarnym krokiem podeszłam w stronę chłopaków. –Nie mogę uwierzyć, że naprawdę się tak ubrałaś.
-Dziwak z ciebie. – usłyszałam za plecami
-Totalny. – zawtórował drugi głos, a mi momentalnie zachciało się płakać. Wiedziałam że z tego spotkania nie wyniknie nic dobrego. Zayn to nie chłopak który umawiał by się ze „świeżakiem”.
-Jesteś dupkiem Zayn. A ja właściwie uwierzyłam, że byliśmy przyjaciółmi przez ten cały czas. – nie mogłam dłużej tego trzymać w sobie łzy samowolnie zaczęły spływać po moich policzkach, a śmiechy chłopaków nie pomagały.
-A ty musisz być naprawdę głupia, żeby się tak ubrać na dzień zamknięty [wieczorem szkoła zostawała zamykana i oglądaliśmy filmy dziwny pomysł w żadnej poprzedniej szkole tak nie miałam]. Rozejrzyj się [t.i] wszyscy ubierają się najlepiej jak mogą, albo tematycznie jak my. [jednym z oglądanych filmów miał być Grease] Myślałaś, że ubiorę się jak palant na najlepszą noc w roku szkolnym? 
-Dziękuję Zayn. Właśnie sprawiłeś że zbłaźniłam się na oczach całej szkoły. A ja po prostu chciałam chociaż raz mieć normalne życie. Doskonale o tym wiedziałeś. Żałuję, że poznałam kogoś takiego jak ty! Odwróciłam się na pięcie i pod pretekstem mocnego bólu brzucha ściągnęłam tatę aby mnie odebrał. Nie mówiąc ani słowa pobiegłam do pokoju i wpakowałam do łóżka. Leżałam i płakałam, a jeszcze później obwiniałam sama siebie za ten głupi pomysł. Na co ja się zgadzałam.
*PUK.PUK* usłyszałam, że ktoś puka do mojego pokoju. Pomyślałam że może to tata, lub Scarlet.
-Proszę, - drzwi uchyliły się, a ja uznałam że znowu dokonałam złego wyboru - Czego chcesz?!
-Twój tata mnie wpuścił, przyszedłem pogadać. - Zayn przeczesał włosy ręką
-Skąd wiesz gdzie mieszkam?
-Od Scarlet. To moja dobra znajoma.
-Wyjdź stąd. - wstałam i otworzyłam drzwi
-Nie wyjdę dopóki mnie nie posłuchasz. - zdeklarował chłopak
-To miłego spania na podłodze, - powiedziałam gdy znalazłam się tuż przed twarzą Malika
-[t.i] przepraszam okej. Ja nie wiem czemu się tak zachowałem. Ja po prostu się przestraszyłem. Po tym jak kumple zaczęli wyzywać Scar, że zadaje się z 'nową' myślałem, że tak samo będzie ze mną. Ja mam zbyt dobrą reputację. Nie mogłem... nie chciałem jej zepsuć przez zadawanie się z 'nową'.
-Ja wcale nie byłam dla ciebie nowa. Poza tym gdzie jest ten Zayn z listów który nie interesuje się co mówią ludzie huh? Wymyśliłeś sobie? Bo wiesz ja byłam całkowicie szczera w każdej sytuacji. I przepraszam ale ty śmiesz się nazywać przyjacielem Scarlet, ale pozwoliłeś ją obrażać. Proszę cię nie rozśmieszaj mnie i daj mi spokój. - nasza przestrzeń niebezpiecznie zmniejszała się
-Oh, okej. Już ci daję spokój, ale najpierw muszę zrobić coś co chciałem zrobić odkąd cię rozpoznałem. - powiedział i pochylił złączając nasze usta w pocałunku. Było to dziwne uczucie, bo jeszcze chwilę temu miałam ochotę go wyrzucić na próg a teraz chciałam żeby został.
-Zostaniesz na kakao? - zapytałam gdy odkleiliśmy się od siebie
-Chętnie. - uśmiechnął się i podszedł do łóżka na którym się wygodnie położył - Poczekam tu na ciebie. - chłopak puścił mi oczko, a ja zeszłam do kuchni. Gdy wróciłam do pokoju na biurku leżała niebieska koperta od Zayna tym razem zaadresowana.
-Otwórz. - poleciła

Nie chcę być tylko listowym przyjacielem. Chcę być przyjacielem w realnym życiu.
Ps. A może nawet kimś więcej. xoxo Zayn

Spojrzałam na Zayna który był widocznie zawstydzony. Nic nie mówiąc podeszłam do łóżka, pochyliłam się i złożyłam pocałunek na ustach chłopaka.
___________________________________________________________
Więc to już koniec. Wiem wiem dawno mnie nie było, ale miałam zepsuty komputer a gdy wrócił z naprawy nie miałam internetu. A w tej chwili u mnie w mieście jest burza więc muszę się sprężać. Mam nadzieję że się wam podobało. Jeżeli tak to zostawcie komentarz :) Pozdrawiam Ola :*

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Niall cz.1

- Dłuższych tych schodów już być nie mogło. - mówiłam sama do siebie na głos - Jak ja mam tu wyjść z tą nogą.
A właśnie, nie powiedziałam Wam. Najprawdopodobniej skręciłam sobie kostkę. I skaczę właśnie po schodach do szpitala. Jeden, drugi, piąty i mała przerwa. Chwila odpoczynku dla zdrowej, prawej nogi i kolejne pięć schodów. Mam tylko nadzieję, że w szpitalu nie będę musiała chodzić po schodach. Po kilku minutach byłam już w holu. Zapoznałam się z ułożeniem w budynku i zobaczyłam, że czekają mnie jeszcze jedne schody. Normalnie miałam ochotę z radości skakać. Pomału podeszłam do nich i zauważyłam, że na szczęście nie jest ich za dużo. Stałam tak przy nich i błagałam żeby znikły cudownie. Nagle usłyszałam, że ktoś coś do mnie mówi.
- Pomóc Ci? - moim oczom ukazał się wysoki blondyn
- Może sobie poradzę jakoś.
- Pomogę. A co się w nogę stało? 
- Chyba skręciłam kostkę.
- I wybierasz się do lekarza?
- Tak. Nie spodziewałam się takiej liczby schodów. Już mnie druga noga zaczyna boleć. 
- To Cię wniosę na górę. 
- Jestem za ciężka. 
- Zaraz się przekonam. - po chwili znajdowałam się już w ramionach chłopaka - Jesteś lekka jak piórko. 
- Hahaha.. - zaczęłam się śmiać - Żartowniś z Ciebie. 
- A tak w ogóle to Niall jestem. 
- [T.I].
- Do jakiej sali idziesz?
- Numer 2. 
- To zaraz się tam znajdziesz. 
- Ja już sama pójdę. 
- O nie, nie pozwolę Ci na to. 
- Przyszedłeś coś tu zapewne załatwić. Więc postaw mnie na ziemi. Jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc.
- Nie ma za co. A przyszedłem tu do mojej siostry, właśnie urodziła dziecko.
- To super. 
- Muszę iść zobaczyć moją małą siostrzenicę. - nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się pod salą - A Ty tu siedź. I mam nadzieję, że to tylko stłuczenie.
- Dziękuję bardzo za pomoc.
- Serio nie ma za co. A mam takie pytanko. Mogłabyś mi dać swój numer?
- Ok, daj telefon. - wpisałam mój numer i podpisałam swoim imieniem - Proszę bardzo.
- Dzięki. To pa. 
Kilka minut później siedziałam już w gabinecie lekarza. Okazało się, że kostka jest jednak skręcona. Czeka mnie dwa tygodnie noszenia gipsu. Nic tylko z radości skakać. Po pół godziny opuściłam gabinet w cudownym i jedynym w swoim rodzaju gipsem na nodze. Doczłapałam się jakoś do wyjścia. I zgadnijcie kogo tam spotkałam...Niall'a.
- Czyli jednak skręcona.
- Niestety. Teraz muszę jakoś dotrzeć do domu i odpoczywać. 
- Ila będziesz nosić gips?
- Dwa tygodnie. 
- Oj, to nie fajnie. To może odprowadzę Cię do domu.
- Ja muszę taksówką wrócić bo mieszkam pół godziny drogi stąd. 
- To odwiozę Cię.
- Nie ma potrzeby, poradzę sobie.
- Nalegam i zapraszam.
- No nie wiem. 
- Proszę. - zrobił minę jak kot z bajki "Shrek" 
- Dobrze, ale za to wpadasz do mnie na herbatę. 
- Oczywiście. To chodźmy. - pomógł mi dotrzeć to samochodu - A jakieś ciasteczka w domu masz?
- Coś się znajdzie łakomczuszku. 
Chwilę później siedziałam już w samochodzie i uśmiechałam się sama do siebie. Nawet nie wiem czemu. Choć chyba już wiem. Wreszcie ktoś zwrócił na mnie uwagę i mi pomaga. 
- Co się tak szczerzysz?
- A co? Nie wolno?
- Wolno? Tylko tak trochę dziwnie to wygląda. 
- Ok. - uśmiech znikł z mojej buzi
- Przepraszam. - blondyn wyszeptał
- Za co?
- Przeze mnie się nie uśmiechasz. - był bardzo smutny
- Ej, to nie tak. Dotarła do mnie przykra prawda i jakoś ciężko mi się uśmiechać. 
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie obraź się ale nie za bardzo. Dotyczy to mojego życia i bliskich mi osób. Jest to dla mnie ciężkie. 
- Rozumiem. Ale jakbyś chciała pogadać to zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję. 
- Jesteśmy już na miejscu. 
- To super, bo noga zaczyna mnie boleć. Musze zażyć coś przeciwbólowego. 
- Wysiadamy czy będziemy herbatę pić w aucie?
- Przepraszam, zamyśliłam się. 
- Nic się nie stało. Ładnie tu masz. 
- Dziękuję. - wysiadłam z auta 
Niestety straciłam równowagę i prawie się przewróciłam. Na szczęście blondyn mnie złapał. Nim zdążyłam się zorientować niósł mnie do mojego domu. 
- Gdzie masz klucze?
- W ręce. 
- To otwieraj. - cały czas trzymał mnie na rękach 
- Nie bolą Cię ręce przez przypadek?
- Że niby od noszenia Ciebie? Ty sobie chyba żartujesz. Mógłbym Cię codziennie na rękach nosić. Jesteś leciutka. 
- Taa, a tu mi zaraz kaktus wyrośnie. - wyciągnęłam rękę 
- Nie jestem pewien. Ale wiem, że teraz należy mi się herbata. 
- Oczywiście. To usiądź sobie na sofie i daj mi chwilę. 
- Poradzisz sobie?
- Tak. A teraz łap ciasta. - rzuciłam w chłopaka opakowaniem - Brawo! - złapał skubany
Po chwili siedziałam koło niego i próbowałam udawać, że noga mnie nie boli.
- Może się położysz? - blondyn zaproponował
- Mam gościa i nie wypada go zostawiać. - puściłam oczko w jego stronę
- To połóż się tutaj.
- A Ty gdzie się podziejesz?
- Będę robił za Twoją poduszkę.
- Serio?
- Tak, kładź się. - po chwili moja głowa spoczywała na jego kolanach
- To opowiedz mi coś o sobie. - zaczął się bawić moim włosami
- Moje imię już znasz, mam 17 lat. Mieszkam tutaj od urodzenia. Wcześniej byli tutaj ze mną rodzice ale wyjechali za pracą pól roku temu. Uznali, że jestem na tyle duża i odpowiedzialna, iż mogę zostać sama w domu. Interesuję się fotografią.
- Ty moje imię również znasz. Mam 18 lat i również mieszkam tutaj od urodzenia, tylko, że z rodzicami oraz braćmi. Interesuję się muzyką, coś tam sobie podśpiewuję.
- To świetnie. Podasz mi ciastko bo nie chce się mi podnosić?
- Proszę. - przed moim nosem wylądowało przepyszne ciasteczko
- Dziękuję.
- Zaraz tu zasnę.
- Aż tak przynudzam?
- Nie mordko. Tylko troszkę zmęczona jestem a to jak bawisz się moimi włosami działa na mnie usypiająco.
- To śpij.
- Nie mogę. Jesteś moim gościem i powinnam się Tobą zająć a nie spać.
- Ale mi to nie przeszkadza. Gdzie znajdę jakiś koc oraz poduszki.
- Na górę musisz wyjść i ostatni pokój po prawej stronie.
Zostałam sama na sofie. Teraz dopiero poczułam jak noga bardzo mnie boli. Zacisnęłam zęby żeby tego nie okazywać i czekałam aż mój gość wróci. Po chwili zauważyłam go na schodach. Obładował się tak jakby miał budować bazę.
- Więcej się nie dało tego przynieść?
- Wziąłem wszystko co masz. Ja przecież też muszę na czymś leżeć.
- Że co?
- Myślałaś, że Cę tutaj zostawię? Nawet o tym nie marz. Póki mogę będę tu siedział i Ci pomagał. Moi rodzice już wiedzą.
- Kochany jesteś.
- Bo się zarumienię.
- Rób co chcesz. A ja muszę wstać.
- Pomóc Ci?
- Poradzę sobie. Do łazienki nie będziesz szedł ze mną.
- No tak.
- A po za tym Twoja dziewczyna Cię zabije jak się dowie.
- Nie mam jeszcze dziewczyny słonko.
- To dobrze, Przynajmniej nie dostanie Ci się za to, że mi pomagasz.
- Właśnie tak. A jak łatwo nie odpuszczam, Nie pozbędziesz się mnie szybko.
- Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.
- Ja tam bym się cieszył ale to Twoja sprawa. A teraz Cię już nie zagaduję, miałaś spać. - poprawił mój koc bym była dokładnie przykryta - Kolorowych snów.
Po chwili zasnęłam.

Dwie godziny później

- [T.I] budź się. - otworzyłam oczy - Ja muszę iść, coś mi wypadło. Przepraszam.
- Niall nic się nie stało. Dziękuję bardzo za pomoc. - wstałam i przytuliłam chłopaka
- Nie ma za co. Odwiedzę Cię jeszcze.
Chwilę później blondyn zniknął za drzwiami. Dotarło do mnie, że mam do posprzątania straszny bałagan. Zanosiłam więc poduszki koce po kolei na górę. Tak mnie to zmęczyło, że jak skończyłam jedyne o czym marzyłam to moje wygodne łóżeczko. Doczłapałam się więc do niego, zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i poszłam spać.


Witam Was mordki w pierwszej części imagina z Niall'em. Mam nadzieję, że się spodobała. Niestety nie wiem kiedy pojawi się kolejna ponieważ jestem bardzo zajęta jednym z moich blogów. Ale do dwóch tygodni powinna się druga i zapewne ostatnia część pojawić. 

Pozdrawiam <3

wtorek, 26 maja 2015

Liam cz.3

Półtorej godziny później

- Tato! Co z dziadkiem? Gdzie leży?
- Nie jest z nim za dobrze. Znajduje się w ten sali. - wskazał na drzwi znajdujące się naprzeciwko mnie
- Dziękuję.
Weszłam po cichu do sali i usiadłam koło dziadka. Spał więc nie chciałam go budzić. Patrzyłam na niego a w moich oczach pojawiały się pojedyncze łzy. Moje przesiadywanie przy łóżku umierającego dziadka przerwał mój telefon. Ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Nie znałam numeru lecz odebrałam.
- Proszę.
- Hej, tu Liam.
- O! Cześć.
- Coś się stało?
- Czemu pytasz?
- Słyszę, że płaczesz.
- Siedzę właśnie przy łóżku dziadka i jak go widzę to płakać mi się chce. Nie przypomina tego dziadka, którego ja znam. - rozpłakałam się
- Cśśś, nie płacz. Będę u Ciebie za godzinę.
- Ale jak to?
- Powiedz mi gdzie teraz jesteś.
- Szpital Wojskowy w Krakowie.
- Daj mi godzinę, będę przy Tobie. - na mojej buzi pojawił się uśmiech
- Dziękuję.
- Do zobaczenia i nie płacz już.
- Pa. - chłopak się rozłączył
Byłam teraz w rozterce. Z jednej strony na moich oczach umiera bliska mi osoba. A z drugiej przyjeżdża specjalnie dla mnie chłopak, któremu się podobam i którego zdążyłam polubić. Siedziałam w ciszy i czekałam aż dziadek się obudzi.

Pół godziny później

- [T.I], to Ty?
- Ta dziadziu. Jestem przy Tobie. - złapałam go za dłoń - I chciałabym Ci podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Jestem Ci bardzo za to wdzięczna.
- Nie masz za co dziękować. Robiłem to wszystko ze względu na to, że Cię kocham i widziałem jak cierpisz przez mojego syna.
- Też Cię bardzo kocham.
- Opowiadaj jak tam było na weselu.
- Skąd Ty...a tak, tata. Było bardzo fajnie, świetnie się bawiłam do czasu jak odebrałam telefon, że jesteś w szpitalu.
- Przepraszam, że zepsułem Cię zabawę.
- Nawet tak nie myśl. Nic nie zepsułeś. A teraz odpoczywaj sobie a ja pójdę porozmawiać z lekarzem. Zobaczymy się później. - wstałam z krzesła i udałam się w kierunku drzwi
- Zaczekaj, muszę Ci coś jeszcze powiedzieć. Jak się urodziłaś założyłem konto i odkładałem tam po 100 zł miesięcznie. Wszystko co jest na tym koncie jest Twoje.
- Ja nie wiem co powiedzieć. Dziękuję Ci bardzo. - przytuliłam się do dziadka
- Pamiętaj, że bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też. - wyszłam z sali i usiadłam na ławce koło mojego ojca
Siedziałam tak miętosząc kawałek mojej bluzy i rozmyślałam o mojej przyszłości bez dziadka. W moich oczach znów pojawiły się łzy. Powstrzymywałam je z całej siły, nie chciałam płakać. Musiałam być silna. On jeszcze żyje więc nie mogę się mazać. Postanowiłam przejść się po korytarzu bo nie mogłam usiedzieć w miejscu.
- Tato, ja idę się przejść. - poinformowałam go żeby się nie martwił i wstałam
Szłam pomału w kierunku wyjścia. Zatrzymałam się przy jednym z okien i podziwiałam park znajdujący się przed szpitalem. Gdy już znudziła mi się ta czynność powróciłam do spacerowania. Nie minęły 4 minuty jak znajdowałam się w czyichś ramionach. Na początku byłam zdezorientowana, spojrzałam w górę i ujrzałam Liam'a. Wtuliłam się w niego i poczułam się bezpieczna.
- Jestem już przy Tobie. - wyszeptał mi do ucha
- Dziękuję, - powiedziałam i pocałowałam go w policzek
- Co z Twoim dziadkiem? - usiedliśmy na ławce
- Nie jest dobrze. Źle się czuje. Nie ma na nic siły. Udaje, że dobrze się czuje.
- Tak mi przykro, - objął mnie - Jak się trzymasz?
- W ogóle się nie trzymam. Sama siebie oszukuję, że dam radę.
- Teraz masz mnie, będę dla Ciebie wsparciem, ramieniem w które będziesz mogła się wypłakać.
- To wiele dla mnie znaczy.
- A czy Ty coś czujesz do mnie?
- Bardzo Cię lubię ale nie wiem czy jest coś więcej. Przepraszam, ale nie mam teraz do tego głowy.
- Rozumiem. Ale lubisz mnie, chociaż tyle. - nagle usłyszałam przeraźliwy dźwięk, takie piszczenie. Dobiegało ono z sali dziadka. Podbiegłam pod nią najszybciej jak mogłam. Patrzyłam jak lekarze próbują przywrócić akcje serca. Po pół godziny przestali, odłączyli wszystkie maszyny, przykryli całego dziadka prześcieradłem i wyszli z pomieszczenia.
- Bardzo nam przykro ale nie udało się nam przywrócić akcji serca. - powiedział lekarz a ja poczułam, że zaraz zemdleję. Moje nogi zrobiły się jak z waty. Na szczęście Liam wszystko zauważył, wziął mnie na ręce i usiadł ze mną na ławce. Wtuliłam się w chłopaka i nie dowierzałam w to co przed chwilą usłyszałam.
- On...nie żyje. Mój ukochany dziadek przed chwilą zmarł, - wyszeptałam i rozpłakałam się
Liam przytulił mnie jeszcze mocniej i robił wszystko żeby mnie uspokoić.
- Zabierz mnie stąd, proszę. - wyszeptałam gdy trochę się uspoiłam
Chłopak wstał a złapałam się mocniej żeby pomóc mu nieść mnie. Wiedziałam, że sadza mnie w jakimś aucie, z tyłu siedział tata. On podał chłopakowi adres i ruszyliśmy do domu. Po pól godziny brunet wynosił mnie do mieszkania.
- Zostań ze mną, proszę. - wyszeptałam mu do ucha jak mnie niósł
- Z Tobą zawsze księżniczko.

Tydzień później

Dziś odbył się pogrzeb dziadka. Liam przez cały ten czas był ze mną, mieszkał w tym samymi mieszkaniu, wspierał mnie. Cały pogrzeb stałam wtulona w niego. A i jeszcze zapomniałabym Wam powiedzieć. Jesteśmy razem. Zrozumiałam, że go kocham. I choć ciężko mi się teraz z naszego związku cieszyć to wiem, że mam na kogo liczyć w tych ciężkich chwilach.


Tak jak chcieliście pojawiam się z trzecią a zarazem ostatnią częścią tego imagina. 
Czekam na Wasze komentarze =D

Pozdrawiam mordki <3 

sobota, 23 maja 2015

Zayn część 3





Byłam kompletnie zmieszana. Już nie raz wyobrażałam sobie spotkanie z Zaynem, co mu odpiszę w takiej okoliczności ale zawsze spychałam je na tył bo wiedziałam że to niemożliwe a teraz głównym pytaniem które mnie niezmiernie nurtowało było to czy Zayn z którym chodzę do klasy to Zayn z listów. Zastanawiałam się czy polubi mnie jako osobę, bo jednak korespondencja jest bardziej tajemnicza. Zawsze można wykreować się na inną osobę niż się jest. Czy Zayn był szczery pisząc do mnie. Kilkakrotnie spojrzałam na długopis i kartkę papieru leżących obok mnie myśląc co odpisać. Zdecydowałam, że zostawię to na jutro, aby przez noc ostygnąć a w ciągu następnego dnia sobie wszystko poukładać i przyjrzeć Zaynowi. Jeśli istnieje cień szans że jest to ten sam chłopak ze szkoły i jest trochę bystry będzie robił dokładnie to samo. A co jeśli odwoła spotkanie bo się wygłupię i uzna mnie za psychopatkę?
-[T.I] na pewno to zrobi jesteś chodzącą fajtułapą - odpowiedział mój piskliwy głosik w głowie
A co jeśli uzna że zrobił błąd? W głowie kłębiło mi się milion pytań i odpowiedzi na nie. Zepchnęłam je wszystkie w głąb głowy i położyłam się do łóżka. Co w takiej sytuacji zrobiła by America bohaterka jednej z moich ulubionych książek.
-Na pewno stawiłaby czoła wyzwaniu, a nie trzęsła portkami jak ty tchórzu! - odpowiedziała moja podświadomość
-Goń się głupi głosiku i tak jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni - zaklęłam pod nosem

***kilka godzin później***

-[t.i] wstawaj, bo się spóźnisz do szkoły. - ze snu wyrwał mnie krzyk taty
Spojrzałam na zegarek i w błyskawicznym tempie pobiegłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę w rekordowym tępię tzn. 10 minut gdy normalnie z samego rana przygotowania zajmują mi około pół godziny. Założyłam pierwsze lepsze ciuchy i zbiegłam po schodach do kuchni w której złapałam za banana, którego spakowałam do torby. Gdy zakładałam buty zorientowałam się iż zostało mi jeszcze sporo czasu i nie ma co się już tak spieszyć. Tym razem na spokojnie weszłam do kuchni by zrobić sobie jakieś śniadanie. Postawiłam na płatki z mlekiem i sok pomarańczowy. Gdy skończyłam jeść naczynia włożyłam do zmywarki dopakowałam wodę i spokojnym krokiem wyszłam z domu. Zauważyłam, że duży żółty autobus wyjeżdża zza rogu więc stanęłam i czekałam aż bus podjedzie pod mój dom. Okazało się iż zostało ostatnie miejsce obok rudowłosej, kościstej (było to widać nawet przez puchową kurtkę) dziewczyny.
-Um, czy mogę tu usiąść? – zapytałam wskazując na wolne miejsce
-Czy ty mówisz do mnie? – momentalnie się speszyłam czyżby była jakąś fuchą w szkole?
-Ta..tak – poprawiłam się
-Jasne, że możesz. Zwykle nikt się do mnie nie odzywa więc jestem zdziwiona, że jako nowa już chcesz psuć sobie reputację przez zadawanie się ze mną.
-Hej, niech nikogo nie obchodzi z kim rozmawiam. Jestem [t.i] a ty?
-Scarlet. – rudowłosa wyciągnęłam malutką dłoń którą uścisnęłam
Okazało się że Scarlet jest dość gadatliwą, a do tego przemiłą i przesłodką osóbką. Myślę, że już ją polubiłam a ona mnie. Dowiedziałam się od niej też, że mamy razem algebrę, historię i literaturę angielską. Przynajmniej wiem z kim będę mogła przegadać najnudniejsze zajęcia na świecie.
Po trzech pierwszych wspólnych godzinach umówiłyśmy się, że razem zjemy lunch, który także przegadałyśmy. Dzień w szkole minął błyskawicznie, a ja właśnie stałam przy mojej szafce pakując do niej niepotrzebne mi książki i umawiając się na spacer po okolicy z moją nową koleżanką. Gdy Scarlet odeszła pokierowałam się na szkolny dziedziniec.
-Masz na imię [t.i] prawda? - usłyszałam za ramieniem
-Tak - odpowiedziałam - a ty jesteś Zayn? Dobrze pamiętam? - dodałam po obróceniu sie i zobaczeniu twarzy Malik
-Doskonale. – uśmiechnął się - Słuchaj mam głupie pytanie. -chłopak zarumienił sie i nerwowo przeczesał włosy a w jego głosie słychać było nutę podekscytowania, zdenerwowania i nadziei.
-O co chodzi?
-Czy to przypadkiem nie ty jesteś dziewczyną z listów? – po wypowiedzeniu tego zdania zamarłam jednak szybko oprzytomniałam
-Nie, bardzo mi przykro ale to nie ja. Ostatni list wysyłałam trzy lata temu. – widziałam że Zayn się speszył, a ja do końca nie wiedziałam dlaczego odpowiedziałam w ten a nie inny sposób.
-Aha, czyli muszę szukać dalej. Tylko się zbłaźniłem – mruknął – To do zobaczenia na zajęciach.
-Zaryzykowałeś. A bez ryzyka nie ma zabawy nieprawdaż? –uśmiechnęłam się - Trzymam kciuki, żebyś znalazł dziewczynę z listu. – odparłam i powolnym krokiem uciekłam z dziedzińca. Przed państwem [t.i] królowa rujnowania sobie życia, szans na przyjaźń i kompromitacji. Dlaczego ja mu tak powiedziałam? Co we mnie wstąpiło? Gdy tylko dotarłam do domu rzuciłam się w stronę schodów i pokierowałam się do mojego pokoju. Złapałam za kawałek kartki i długopis. W końcu miałam odpowiedz na list Zayna.

Na wstępie chciałam przeprosić za tak długie nieodpisywanie ale wiesz jak to jest przy przeprowadzaniu się. Nowa szkoła, nowi znajomi trzeba urządzić mieszkanie i takie inne pierdoły. A co do twojego listu nie zrozum mnie źle, ale wolałabym abyśmy zostali przyjaciółmi tylko przez korespondencję. To nie dla tego, że tego nie chcę chodzi o to, że co jeśli nie polubimy się w realu? Jeśli uznasz, że jestem dziwna, lub nudna? Albo gorzej uznasz, że mam ohydny charakter i będziesz chciał zerwać kontakt? Nie jestem na to gotowa nie teraz. Za dużo się dzieje, nie zniosę tyle emocji.
Xoxo [t.i]

Zapakowałam list w kopertę i odłożyłam na róg biurka by móc wziąć ją dziś gdy będę wychodzić ze Scarlet na spacer. Gdy wybiła osiemnasta zaczęłam się zbierać upewniając się, że zabrałam list. Zeszłam na dół do gabinetu taty prosząc go o jakieś pieniądze na wypadek gdybyśmy wpadły ze Scarlet do jakiejś kawiarni czy na pizze. Poinformowałam staruszka, że wrócę po 21 i żeby się nie martwił. Spojrzałam na termometr i uznałam iż jeśli nie założę ciepłych skarpet od babci nogi mi odpadną. Skusiłam się także złapać wełniany sweter który mi wydziergała założyłam jeszcze moją norweską parkę, która była najcieplejszą kurtką jaką kiedykolwiek miałam, na nogi nałożyłam ciepłe kozaki i wyszłam z domu kierując się w stronę poczty.
-Dobry wieczór.
-Panienka znowu bez adresu? – zapytał mężczyzna
-Jak pan widzi. – uśmiechnęłam się, a listonosz przejął moją kopertę
-Dowidzenia. – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wybiegłam z poczty.
Spotkałam się ze Scarlet i zaczęłyśmy oprowadzanie mnie po okolicy która jest mega śliczna. Scar mówi, że wiosną jest jeszcze ładniej, a ja wieżę jej na słowo. Po wyczerpującym spacerze wstąpiłyśmy do malutkiej ale jakże przytulnej kawiarni w której zamówiłyśmy po herbacie z sokiem malinowym i kawałku ciasta cytrynowego. Do domu wróciłam jeszcze przed umówioną z tatą godziną dlatego mogłam zatrzymać resztę pieniędzy które mi dzisiaj dał. Po rozebraniu się z kilku warstw ubrań przeszłam do kuchni żeby zrobić sobie coś ciepłego do picia.
-Jak cię nie było listonosz przyniósł do ciebie list. Dziwny, bo nie podpisany.
-Gdzie jest? – zapytałam wcinając się w słowo
-Leży u ciebie na biurku. – tata uśmiechnął się a ja odwdzięczyłam się tym samym.
Zalałam herbatę i poszłam do swojego pokoju. Postawiłam kubek na biurku a sama usiadłam na krześle łapiąc za kopertę. Przejechałam po rogach i ostrożnie otworzyłam wiadomość.

Zaryzykuj. Bez ryzyka nie ma zabawy czyż to nie twoje słowa?
PS. Sprawdź drugą stronę
Pps. To byłaś ty prawda?
xx Zayn

__________________________________________________________________________
Tak należy mi się ochrzan, bo bardzo dawno nic nie dodawałam, ale już wróciłam i teraz ima giny będą się pojawiać co tydzień J Mam nadzieję że podobał wam się ten i wiem że nie piszę jak wspaniała Vicky, jednak starałam się jak mogłam i jeśli w jakimś stopniu udało mi się temu zadaniu sprostać to jestem bardzo ale to bardzo szczęśliwa. Ps. Będzie 4 część i nie jestem pewna czy 5 też, ale mam na razie bardzo dużo pomysłów. Pomyślałam też, że jeśli chcecie aby coś się znalazło w następnej części a tego nie ma lub nie było, albo popełniam jakiś błąd który wam przeszkadza to miło by było gdybyście zostawili komentarz co mam poprawić czy coś J Buziaki Ola :*

środa, 20 maja 2015

Liam cz.2

Gdy oboje byliśmy zmęczeni poszliśmy na balkon. Poznawaliśmy się przez rozmowę. Niestety przerwał nam mój telefon.
- Przepraszam Cię bardzo. Muszę odebrać.
- Dobrze, nie krępuj się.
- Proszę.
- Paula, mam ważną wiadomość.
- O co chodzi tato?
- O dziadka. Wylądował w szpitalu i jego stan jest ciężki. - w moich oczach stanęły łzy
- Co się stało? - wyszeptałam
- Miał wypadek. Lekarze nie dają mu za dużo szans na przeżycie.
- Rozumiem. Ale ja nie jestem w stanie teraz wrócić bo piłam alkohol.
- Zdążysz się z nim pożegnać jak wrócisz jutro.
- Ok.
- To pa.
- Pa. - schowałam telefon i się rozpłakałam.
Koło mnie pojawił się Liam ze zdziwieniem w oczach.
- Co się stało? - spytał
- Mój dziadek miał wypadek i jego stan jest bardzo ciężki. - chłopak przytulił mnie
- Cśśśś, wszystko będzie dobrze. - głaskał mnie po plecach i pocałował w czubek głowy
- Nie będzie dobrze. - łkałam w jego koszulę - On umiera. A ja tak bardzo go kocham. I nie wybaczę sobie jak nie zdążę się z nim pożegnać. - odsunęłam się od chłopaka - Dziękuję za wsparcie.
- Nie masz za co dziękować. - starł opuszkami kciuków moje łzy - Nie płacz już.
- Przepraszam, ale chcę stąd iść. Pożegnam się tylko z młodymi.
- Idę z Tobą.
- Nie. Ty się baw. Ja się prześpię i wracam do domu.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić.
- Ok, nie denerwuj się.
Po chwili stałam już koło młodych.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale chciałam się pożegnać.
- Coś się stało? - spytała się moja kuzynka
- Mój dziadek miał wypadek. Muszę wracać do domu.
- Rozumiem. Przykro mi. - przytuliła mnie - Poczekaj chwilę, dostaniesz ciasto.
- Dziękuję,
Kilka minut później z paczką w ręce szłam do domu, w którym miałam spać. Zapakowałam jedzenie do bagażnika i udałam się do mojego pokoju. Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i położyłam się. Już prawie zasypiałam gdy w drzwiach pojawił się nie kto inny tylko Liam.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć?
- Głupie pytanie, wiem. Ale widzę, że trochę się uspokoiłaś.
- To tylko maska, żeby nie przepłakać całej nocy.
- Musi być między Tobą a Twoim dziadkiem szczególna więź, że tak cierpisz.
- Siadaj. - poklepałam miejsce koło siebie na łóżku - Opowiem Ci.

Pół godziny później

- Ja nie wiem co powiedzieć. Tak dużo przeszłaś w życiu a teraz jeszcze takie cierpienie. Słów mi brak. - powiedział Liam
- Mogę się przytulić?
- No pewnie. Chodź tu. - po chwili leżałam wtulona w chłopaka
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jesteś tu ze mną, wspierasz mnie. To miłe z Twojej strony.
- Czuję, że muszę i chcę Ci pomóc.
- To dziwne trochę.
- Czemu?
- Jesteś obcą mi osobą a leżymy tu razem, opowiedziałam Ci spory kawałek mojego życia, pomagasz mi. Jeszcze się przywiążę do Ciebie i będzie problem.
- Mam sobie iść?
- Jeżeli chcesz to droga wolna. Ale jeżeli możesz to zostań.
- Nigdzie się nie wybieram. Dobrze mi tu z Tobą. - ale mi się ciepło na sercu zrobiło
Leżeliśmy tak w ciszy. Chłopak rysował palcem na moich plecach różne wzorki a ja usypiałam. Po kilku minutach Liam zaczął nucić pod nosem jaką piosenkę.
- Możesz śpiewać głośniej. Mi to nie przeszkadza. Wręcz działa na mnie kojąco.
- To śpiewam dalej. A Ty śpij.
- Tak uprzedzam, że gdybym Cię uderzyła, gadała przez sen lub chrapała to wybacz.
- Dobrze. Dobranoc śliczna.
- Dobranoc.
Wsłuchałam się w głos bruneta i odpłynęłam.

Rano

Otworzyłam swoje oczy i ukazał mi się przepiękny obrazek. Koło mnie spał Liam. Wyglądał tak uroczo. Musiałam wiercić się w nocy bo pamiętam, że zasypiałam z głową na jego klace piersiowej. Mam nadzieję, że nie nagadałam żadnych głupot przez sen. Głupio by było się zbłaźnić. Wstałam delikatnie, zabrałam sukienkę i udałam się do łazienki. Pół godziny później byłam już gotowa do wyjścia. Pozostało mi zanieść torbę do auta i zjeść śniadanie. Weszłam więc do pokoju. Chłopak jeszcze spał wiec po cichu zabrałam torbę i opuściłam pomieszczenie. Położyłam torbę na dole i zabrałam się za przygotowywanie kanapek. Stałam sobie przy blacie i kroiłam warzywa gdy poczułam, że ktoś mnie przytula.
- Dzień dobry. - usłyszałam zaspany i poczułam usta chłopaka na moim ramieniu
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Dobrze. Słodko się uśmiechałaś przez sen.
- Jaka wtopa. - powiedziałam bardziej do siebie
- Żadna wtopa słonko. - ręce chłopaka zacisnęły się na moim brzuchu a ja poczułam się niezręcznie - Co tam dobrego szykujesz?
- Kanapki, żeby nie jechać na pusty żołądek. Chcesz?
- Poproszę. - Liam usiadł przy stole
- Smacznego. - postawiłam na środku talerz pełen kanapek
Zjadłam dwie, umyłam po sobie talerzyk i ubrałam buty.
- To pa. Dziękuję bardzo za pomoc i mile spędzony wspólnie czas. Przepraszam za zepsucie wieczoru.
- Nie masz za co przepraszać. Ja również Ci dziękuję. Zapamiętam tą noc na długo. - jego ręka znalazła się przy mojej twarzy. Założył mi włosy na ucho i złapał mnie za rękę. - Szkoda, że musisz już jechać.
- Muszę jechać do dziadka. Wiem, że tam jest obecnie moje miejsce. Chcę mu podziękować za to co dla mnie zrobił.
- Rozumiem. - przybliżył się do mnie i starł moją łzę - Do zobaczenia. - pocałował mnie w policzek
Popatrzyłam mu w oczy, były takie hipnotyzujące. Nawet nie wiem kiedy jego twarz znowu znalazła się przy mojej. Po chwili jego usta wylądowały na moich. Tak, całowaliśmy się. Nie potrafiłam się od niego oderwać. Znaczy się próbowałam ale trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam. Nie stałam więc biernie i również go całowałam. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Liam się uśmiechał a ja byłam w szoku.
- Chciałem to zrobić odkąd Cię zobaczyłem. Bardzo mi się podobasz.
- Ja już muszę jechać. Masz tu mój numer. - podałam mu karteczkę - Jakbyś chciał się skontaktować ze mną.
- Dziękuję i przepraszam. Nie chciałem Cię wystraszyć.
- Zrobiłeś to i czasu nie cofniesz. Jakbyś widział się jeszcze z młodymi to przeproś ich ode mnie.
- Oczywiście. To pa. - przytulił mnie na pożegnanie
- Pa.
Wrzuciłam torbę do bagażnika, usiadłam za kierownicą i odjechałam.


Mamy drugą cześć. Napiszcie mi czy chcecie abym pisała 3 część tego czy zostawić tak jak jest. 

Pozdrawiam mordki <3

czwartek, 14 maja 2015

Liam cz.1

Dziś kolejne wesele w moim życiu. Czy tylko ja mam takie mieszane uczucia wobec wesel? Niby cieszę się radością nowożeńców. A z drugiej strony szlag mnie trafia, przez to, że jestem sama. Nie mam z kim iść na wesele. Zawsze idę z rodziną bo nie sama jak debil jakiś. Leniwie wstałam z łóżka, zjadłam lekkie śniadanie, umyłam zęby i udałam się do fryzjera. Po godzinie pracy moje włosy był upięte. Wróciłam do domu, zrobiłam makijaż, zjadłam drugie śniadanie i wbiłam się w moją ulubioną sukienkę. Byłam już gotowa a do wyjazdu została mi jeszcze godzina. Miałam już włączyć jakiś film gdy przypomniało mi się, że nie spakowałam torby z rzeczami oraz torebki. Po chwili stałam już przed szafą.
- Spodnie, spodenki, dwie bluzki - wymieniałam na głos co pakuje - sukienka na poprawiny, bielizna i buty. Wszystko już mam.
Zapięłam torbę i zaniosłam ją do samochodu, nie zapominając o wzięci aparatu ze sobą. Gdy wróciłam do pokoju chwyciłam torebkę. Zaczęłam chować do niej portfel, kosmetyczkę, perfumy oraz telefon. Całe to pakowanie zajęło mi godzinę. Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Wzięłam ze stolika w korytarzy kluczyki od samochodu i udałam się w drogę.

Godzinę później

O matko! Jak mnie tutaj dawno nie było. A tutaj jest przecież tak ładnie, nie rozumiem czemu tu nie przyjeżdżam. Zaparkowałam na parkingu, wzięłam torebkę oraz aparat i udałam się do kościoła. Usiadłam w ławce z przodu żeby mieć dobrą perspektywę do zdjęć. Po chwili koło mnie usiadł jakiś chłopak. Muszę przyznać, że był przystojny. Lecz nie on tu jest najważniejszy. Po chwili przy wejściu pojawiła się para młoda. Zrobiłam im kilka zdjęć i wróciłam do ławki. Podczas mszy zrobiłam jeszcze kilkanaście zdjęć. Gdy tylko para młoda udała się do samochodu ja wsiadłam za kierownicę swojego i odpaliłam silnik. Kilka minut później samochód z młodymi ruszył a ja zaraz za nimi.

Pół godziny później

Dom weselny znajdował się naprzeciwko domu w którym miałam spać. Było mi to na rękę. Zaparkowałam swoje auto przed nim, zabrałam torebkę, prezent dla młodych oraz aparat i udałam się na salę. Właśnie ustawiała się kolejka do składania życzeń. Stanęłam więc za jakimś małżeństwem i pomału przesuwałam się w kierunku mojej kuzynki oraz jej męża. Po pól godziny wydostałam się z kolejki  usiadłam przy stole wraz z moją rodziną. Ciocie od razu zaczęły mówić jak to schudłam. W sumie było to miłe. Czułam się dowartościowana, uśmiech sam wdarł się na moją twarz. Po chwili przede mną pojawił się talerz pełen przepysznej zupy. Wreszcie coś innego niż rosół na weselu. Następnie na stołach pojawiły się półmiski z różnymi mięsami oraz miski z ziemniakami i surówkami. Nałożyłam sobie małą porcję i zajęłam się jedzeniem. A, zapomniałabym Wam opisać stoły. Są one okrągłe, przy każdym jest 10 krzeseł. Na nich znajdują się białe stoły oraz granatowe serwetki. Wszystko wygląda bardzo schludnie. Na środku stołu ustawione są wazony z bukietami podobnymi do bukietu panny młodej oraz świeczki. Wszystko wyglądało bardzo ładnie, tak nastrojowo. A ja jak zwykle sama. Wszyscy z mojego stolika poszli tańczyć a ja siedziałam sobie ze szklanką w dłoni, on jedyny dotrzymywał mi towarzystwa. Zawsze lepsze to niż być samemu. Przesiedziałam tak z pół godziny. Po tym czasie udałam się w kierunku łazienki w wiadomym celu. Gdy tylko wyszłam wpadłam na jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam bardzo, nie zauważyłam Cię. - zawstydziłam się
- Spokojnie, nic się nie stało. Może zatańczysz ze mną?
- Tylko, że ja nie potrafię tańczyć.
- Każdy potrafi, Chodź, udowodnię Ci. - pociągnął mnie za rękę na parkiet
- Jakbym Cię podeptała to wybacz.
- Ej, uśmiech i oddychaj. Wczuj się w muzykę i daj mi się prowadzić.
- Dobra. - zaczęliśmy tańczyć i muszę przyznać, że nie szło mi nawet tak źle
- No i widzisz, dobrze Ci idzie.
- Tylko dzięki Tobie.
- Bo się zarumienię. - uśmiechnęłam się do chłopaka i nie skomentowałam jego słów. Po chwili skończyła się piosenka na taką do wolnego tańca.
- Masz chłopaka?
- A po co pytasz?
- Nie chcę dostać w twarz.
- Przyszłam sama, nie mam chłopaka.
- To dobrze, moja śliczna buźka będzie bezpieczna. - chłopak się zaśmiał, położył swoje ręce na moich bokach i zbliżył się do mnie. Moje ręce spoczęły na jego barkach i zsuwały się na ramiona.
- Możesz mi powiedzieć jak masz na imię?
- Liam jestem. A Ty?
- [Twoje Imię]
- Bardzo lubię to imię.
- Twoje też jest fajne. - uśmiechnęłam się - Ja po tej piosence idę sobie usiąść, stara kontuzja się odezwała.
- Ok. A co to za kontuzja?
- Kiedyś przez swoją głupotę uszkodziłam sobie kolano. I przy większym wysiłku się to odzywa. Muszę teraz zażyć leki przeciwbólowe, poczekać chwilę i będzie ok.
- To dobrze, bo już zaczynałem się martwić. - piosenka się skończyła i brunet odprowadził mnie do stolika - Pozwolisz, że się przysiądę.
- Proszę bardzo, dziwnie tak samej siedzieć.
- Może opowiesz mi coś o sobie.
- Moje imię już znasz. Mam [Twój wiek] lat. Mieszkam 70 km drogi od tej miejscowości, w Krakowie.
- Serio?
- Tak. Czemu Cię to tak dziwi?
- Właśnie planuję się do tego miasta przeprowadzić.
- O, to super.
- Jak tam Twoje kolano?
- Już trochę lepiej. Ale chyba pójdę zmienić buty bo długo w tych szpilkach nie wytrzymam.
- Idę z Tobą.
- Ok, to chodź.
- Nie dogonię Cię.
- Rusz się. - pogoniłam chłopaka - Ja walę! Nie dojdę w tych butach, muszę je ściągnąć.
- O nie! Nie będziesz chodzić na bosaka. - po chwili poczułam, że tracę grunt pod nogami - Gdzie masz auto?
- Pod tym domem naprzeciwko.
- Będziesz tam spać?
- Tak. To dom mojej kuzynki.
- Też tu śpię.
- To chyba przeznaczenie. A tak po za tym co Ty robisz?
- Niosę Cię.
- Ale ja umiem chodzić.
- Wiem.
- To postaw mnie,
- Nie pozwolę na to, żebyś się męczyła w tych butach. Jak je zmienisz to będziesz szła sama.
- Dzięki o łaskawco.
- To tak mi się odpłacasz?
- To była ironia, nie znasz się na żartach. A teraz mnie postaw i nie dyskutuj. - zmieniłam ton na bardziej poważny
- Ej, nie obrażaj się.
- To Ty się nie znasz na żartach i ironii nie wyczuwasz.
- Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać i postaw mnie wreszcie. Jesteśmy na miejscu.
- Gniewasz się na mnie? - zapytał po chwili
- Nie, nie mam powodu.
- To dobrze. Bo bałem się, że zrobiłem coś nie tak.
- Wszystko jest dobrze. Możemy już wracać.
- Ok. Tylko nie zapomnij auta zamknąć.
- O to się nie martw.
- Zaczynam Cię lubić.
- O, a myślałam, że mnie da się lubić.
- Dlaczego?
- Mam swój charakterek po ojcu oraz nie byłam dla Ciebie zbyt miła.
- Ej, nie smuć się. - Liam spontanicznie mnie przytulił
- Wracamy?
- Tak. Bo będą się zastanawiać czemu zniknęliśmy. I gdy tylko będziemy na miejscu porywam Cię na parkiet, tym razem mi się nie wywiniesz tak szybko.
- Dobrze.
Po chwili tańczyliśmy już wśród innych par.


Mamy oto pierwszą część imagina z Liam'em. Ten imagin jest na podstawie mojego snu, tak więc może być trochę poryty. 
Mam jednak nadzieję, że Wam się spodobał. Za jakiś tydzień powinna pojawić się kolejna część. 

Pozdrawiam mordki <3

wtorek, 5 maja 2015

Harry cz.3

Dwa dni później
Perspektywa Pauliny

Dziś jest ostatni dzień kiedy mogę się wyspać. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie ta genialny pomysł obudzenia mnie. Jednak okazało się, iż jest osoba, która postanowiła mnie wkurzyć.
- Halo.
- Hej śliczna, spałaś?
- Tak. Ale kto mówi.
- Harry.
- O! Cześć!
- Przepraszam, że Cię obudziłem. Co powiesz na spotkanie dziś popołudniu?
- A tak dokładniej?
- Pójdziesz ze mną na randkę?
- Serio?
- Tak. To pójdziesz?
- Tak, tylko o której?
- Może być 17?
- Ok.
- Super. Możesz mi podać swój adres żebym mógł przyjechać po Ciebie.
- Zaraz Ci wyślę sms'em. To do zobaczenia później.
- Pa.
On mnie zaprosił na randkę! Taka gwiazda! Byłam wobec niego niemiła a on zaprasza mnie! Aaaaa! Jakie ja mam szczęście. Kurcze, jest już 10. Muszę wymyślić w czym pójdę. Wstałam więc z łóżka i stanęłam przed szafą. Po chwili przeglądania ubrań zdecydowałam się na żółtą sukienkę do kolan, baleriny i małą, czarną torebkę. Do tego zrobię delikatny makijaż a włosy pozostawię rozpuszczone. Leniwie udałam się w kierunku łazienki aby zająć się poranną toaletą. Umyłam się, przy okazji włosy oraz zęby. Wysuszyłam włosy i spięłam je w koka. Ubrałam bluzkę na ramiączkach oraz spodnie i zeszłam na dól aby zjeść śniadanie. W tym momencie przypomniało mi się, że miałam wysłać brunetowi mój adres. Zrobiłam to szybko i zajęłam się przygotowywaniem jajecznicy.

Pół godziny później

Zjadłam w pośpiechu, umyłam naczynia i zaczęłam się zbierać. Tak wiem, jest dopiero 11:30 ale wolę się wcześniej wyszykować i czekać na Harry'ego niż śpieszyć się z myślą, że będę spóźniona. Usiadłam więc przy toaletce i zabrałam się za makijaż. Na twarz nałożyłam krem BB, korektor pod oczy i wszystko lekko przypudrowałam. Wytuszowałam również rzęsy i pociągnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem. Efekt bardzo mi się podobał. Następnie zajęłam się włosami. Rozczesałam je i lekko upięłam aby nie wpadały mi na twarz. Te czynności zajęły mi aż półtorej godziny. Doszłam do wniosku, że do przyjazdu chłopaka zdążę zgłodnieć. Zrobiłam sobie więc kanapki. Gdy skończyłam spożywać ten wyjątkowy obiad zerknęłam na zegarek, była godzina 14. Usiadłam sobie więc na sofie i włączyłam telewizję. Oglądałam jakiś film i czułam jak moje oczy się zamykają. Wyłączyłam więc telewizor, wstałam z łóżka i poszłam się ubrać. Tą czynność przerwały mi wibracje telefonu.
"A czy możemy się spotkać o 16?"
"Ok."
"Uff, już myślałem, że mnie zatłuczesz xD"
"Nie masz się czego obawiać. To do zobaczenia za godzinę."
Nawet cieszę się, że przełożył godzinę spotkania. Jestem już prawie gotowa. Zostało mi tylko ubrać buty i zapakować najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Klucze, telefon, kosmetyczka, portfel oraz chusteczki są. Dobra, torebka również gotowa. Wsunęłam swoje nogi w buty, pociągnęłam jeszcze raz usta błyszczykiem i użyłam ulubionych perfum. Chwilę po tym jak skończyłam usłyszałam pukanie do drzwi.
- Witam Panią. - przede mną stał Harry ubrany w garnitur - To dla Ciebie. - wręczył mi bukiet czerwonych róż.
- Wspaniale wyglądasz.
- Ty jeszcze lepiej. Zapraszam.
- Tylko zamknę dom.
- Dobrze. Śliczna sukienka.
- Dziękuję bardzo. Gdzie mnie zabierasz?
- Zobaczysz. Nic nie zdradzę.
- Już mnie zżera ciekawość.

Pół godziny później

- Już jesteśmy na miejscu.
- To super.
- Zapraszam ze mną. - podał mi swoją dłoń, którą złapałam - Dzień dobry. Miałem rezerwację na nazwisko Styles.
- Tak, zgadza się. Zapraszamy Panie Styles. - kelner odprowadził nas na miejsce
- Poproszę dwie wody i kartę.
- Oczywiście.
- Wow! Ślicznie tu. - wreszcie coś powiedziałam
- Cieszę się, że Ci się podoba. - pokazał swoje śliczne ząbki
- Możesz mi jedno wytłumaczyć. Czemu mnie tu zaprosiłeś? Nie chodzi mi o miejsce tylko o moją osobę. Byłam przecież dla Ciebie taka niemiła.
- Również nie jestem zadowolony z początku naszej znajomości ale mam nadzieję, że się to zmieni. Zaintrygowałaś mnie swoją osobą, dlatego tu jesteśmy.
- Zaczynam się czuć jak małpa w ZOO.
- Wszystkie małpy się przy Tobie chowają. Jesteś od nich o wiele ładniejsza. - zarumieniłam się - Podobasz mi się. - jego palec zaczął rysować na mojej dłoni różna wzory
- Ja...ja nie wiem co mam powiedzieć. Jestem w szoku.
- Teraz wcinaj. Smacznego.
- Ale ja nie jestem głodna.
- Zjesz sama czy mam Cię karmić?
- Dobrze, zjem sama.
- Grzeczna dziewczynka.
- Wiem, że to głupio może zabrzmieć ale czy moglibyśmy się przenieść do mnie do domu? Tu czuję się trochę dziwnie, rzadko bywam w takich miejscach. A u mnie moglibyśmy spokojnie pogadać.
- Zabrzmiało to trochę tak jakbyś chciała zaciągnąć mnie do łóżka.
- Zboczeniec.
- Ale rozumiem, że chcesz porozmawiać na osobności. Mi to pasuje. Pozwolisz tylko, że dokończę posiłek.
- Oczywiście. I dziękuję za zrozumienie.
- Coraz bardziej się mi podobasz, wiesz. - nie wiedziałam co powiedzieć więc uśmiechnęłam się

Godzinę później

- Tak więc zapraszam w moje skromne progi. - uśmiechnęłam się do chłopaka i ściągnęłam szybko buty. Moim oczom ukazały się dwie rany na piętach - Ałł.
- Coś się stało?
- Buty mnie trochę obtarły. To nic wielkiego.
- Pozwolisz, że się Tobą teraz zaopiekuję. - podszedł do mnie i wziął mnie na ręce
- Ja umiem chodzić.
- Nie mogę pozwolić na to, żebyś cierpiała przeze mnie.
- Głuptasie, to przeze mnie i moje roztargnienie. A po za tym jestem za ciężka żebyś mnie nosił.
- Nie prawda, jesteś lekka. Tylko wygodniej by mi było gdybyś tak nie machała tymi rękami.
- Przepraszam. - instyktownie wtuliłam się w chłopaka i zaciągnęłam się jego zapachem
- Który to Twój pokój.
- Na górze, z zielonymi drzwiami.
- Ok. A łazienka?
- Mam w pokoju.
- To dobrze, bo trzeba się zając tymi ranami.
- Dziękuję.
- Nie masz za co słonko.
- Nigdy nikt się tak mną nie opiekował.
- Rozumiem. - położył mnie na łóżku. - Gdzie znajdę plastry oraz wodę utlenioną?
- W szafce nad umywalką.
- Zaraz będę. - było słychać jak przeszukuje szafkę - Mam już wszystko. Daj stopy. I nie bój się, nie zrobię Ci krzywdy.
Po chwili moje rany były już zabezpieczone przez plastry.
- Pozwolisz, że się przebiorę. rzytulić
- Ok, ja ściągnę sobie marynarkę bo ciepło tu masz.
- Dobrze,  za chwilkę wracam. - zamknęłam się w łazience. Ubrałam szybko jeansy i luźną bluzkę.
- W takim wydaniu jeszcze bardziej mi się podobasz.
- Bo się zarumienię. Rozgość się.
- Wracając do rozmowy z restauracji naprawdę mi się podobasz. Nie mogę przestać o Tobie myśleć. Nawet mi się śniłaś.
- Ja nie wiem co powiedzieć. Muszę przyznać, że Ty też mi się spodobałeś.
- Mogę Cię przytulić?
- Głupie pytanie. Oczywiście, że tak. - po chwili siedziałam wtulona w męskie ramiona w których czułam się bardzo bezpiecznie. Niestety ta chwila po chwili została zepsuta.
- Co tu się dzieje? - do pokoju wpadł mój ojciec
- Kolega do mnie przyszedł.
- Przecież Ciebie nikt nie chce.
- Wyjdź stąd, nie masz prawa tak do mnie mówić.
- Cicho bądź gówniaro. - ojciec wyszedł a ja przekręciłam klucz w drzwiach, zjechałam po drzwiach i rozpłakałam się
- Przepraszam Cię za to. Mój ojciec jest trochę wybuchowy. - szepnęłam do Harry'ego siadając koło niego
- Trochę to mało powiedziane. On nie powinien Cię traktować.
- A jest tak już od 10 lat.
- Chodź tu do mnie. - chciał mnie przytulić
- Zniszczę Ci koszulę moim makijażem.
- To się jej pozbędę i będziesz mogła się przytulić.
- Wiesz, że możesz wyjść i mi nie pomagać?
- Wiem, ale chcę tu z Tobą zostać. Czuję, że muszę tu być bo mnie potrzebujesz. - po chwili leżałam wtulona w chłopaka
- Ja już sobie z tym nie radzę. Czuję się jak niepotrzebny nikomu śmieć. On zniszczył całe moje poczucie wartości.
- Tak mi przykro. Zrobię wszystko żeby Ci pomóc.
- Tylko jest jeden problem. Jak zaczniesz mi pomagać to przywiąże się do Ciebie.
- Nie przeszkadza mi to ponieważ Cię kocham.
- Też Cię kocham wariacie. - chłopak zawisł nade mną a po chwili jego usta znalazły się na moich


Tak więc mamy ostatnią część imagina z Hazzą. Mam nadzieję, że się Wam spodobał =D

Pozdrawiam <3