Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 30 kwietnia 2013

70. Gify 6

1. Zayn i Niall: widzieliśmy [t.i], yeeeeeah! 


2. ty: dobra chłopaki, na koncercie macie zatańczyć to, czego was uczyłam, ok?

1D:

*na koncercie czas tańca*








ty: <facepalm>


3. Zayn, [t.i] przyszła!

Zayn:


4. ty: Niall, ej...!

Niall:

ty: Niall, kocham cię.

Niall:


5. Liam zobaczył cię na koncercie:


6. Liam: a nie mówiłem, żebyś nie całował się na wietrze?

wtorek, 30 kwietnia 2013

69. Zayn (część 1)



wracałam ze szkoły, tak jak w każdy inny dzień. w słuchawkach 'myśli' pezeta, a ja szłam, dorównując rytmu basowi, który bębnił w słuchawkach. nie miałam ochoty na słuchanie one direction, bo nie byłam jakoś w nastroju. szłam i rozmyślałam o wszystkim, o życiu, o rodzicach, o rodzeństwie, o Damianie. hmm... mówiąc o Damianie to świetny chłopak, poszliśmy razem na imprezę, a on po jakiejś godzinie obracał już 3 pannę... on, to chyba największy błąd jaki w życiu popełniłam. bardzo żałuję znajomości z nim. w sumie to dobrze, że stało się to teraz, niż za jakiś rok, albo jakby robił tak nadal, a ja nie wiedziałabym o tym.
weszłam na podwórko, a tam przywitał mnie Kubuś, pies. pobawiłam się z nim chwilę i później weszłam wgłąb podwórka. przed drzwiami do domu stało 5 chłopaków.
-taaa, tato, dobry joke! ile czasu szukałeś sobowtórów? -krzyknęłam.
-ale że jaki żart? o co ci cho... o rany boskie, to te twoje lowelaski z tv...! -powiedział patrząc na nich.
-dobra, to gzie ukryta kamera? -zapytałam.
-nie ma żadnej kamery! -powiedział Liam.- słuchaj, czy byłaby taka możliwość, że możemy zostać tu na kilka dni? bo wiesz, nasz autobus się zepsuł i jakoś nie mamy dokąd pójść.
-nie ma kto po nas przyjechać, bo wszyscy na wakacjach i wiesz... -dodał Louis i uśmiechnął się czarująco.
one direction u mnie w domu? na jakiś czas? czy ja śnię?! czy umarłam? jestem w niebie? booooże...! one direction u mnie?! czy ty nie jest piękne?!
-yyy....? -jęknął Harry.- więc jak bd? bo jak nie, to musimy szukać innego miejsca, ale kurde szkoda... -uśmiechnął się i puścił mi oczko.
-tato? -posłałam mu najpiękniejszy uśmiech, jaki mogłam z sb wydobyć.
-no [t.i], jakbym się nie zgodził, żeby te twoje duperki tutaj zostały, to chyba byś mnie udupiła, nie? -zaczął się śmiać.
-czyli, że możemy zostać, tak? -zapytał Niall.
-tak! -krzyknęłam radośnie.
-no to dobra, miło! walizki już są w domu i wgl ok, witaj [t.i], Louis jestem. -podszedł do mnie chłopak, uścisnął i musnął w policzek.
-no jakbym nie wiedziała... -przewróciłam oczami i zaczęłam się śmiać.
Liam, Harry i Niall również podeszli, dali buziaka na powitanie, tylko Zayn był inny...
-cześć, Zayn. -powiedział uścisnąwszy moją dłoń i od razu poszedł do domu.
byłam zawiedziona, bo to jego najbardziej lubię i to on najbardziej mi się podoba.

-a to jak to się stało, że wam tour-bus nawalił?
-no słuchaj, ja to się nie znam na takich sprawach zbytnio, wolę jedzenie. -powiedział Niall otwierając lodówkę.
-jezu, Niall, jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, to lepiej wgl się nie odzywaj! -naskoczył na niego Lou.
-ej, spokojnie, bez takich! -przerwałam im początek kłótni.
-no i widzisz? jak tu żyć normalnie, kiedy taki Tommo na cb naskakuje, kiedy chcesz walnąć jakiegoś sucharka...? -popatrzył na mnie smutny.
-ojej... jakoś musisz sb radzić. -powiedziałam przytulając chłopaka.
-ouuuć! widzę, ze za kilka dni bd zmiana statusu na fb. -zaśmiał się wchodzący do kuchni Harry.- zawiało mi tu romansikiem milordzie.

taa... romansikiem to ja bym chciała, żeby z Zaynem zawiało. on wgl taki dziwny, niedostępny był. wcale się nie odzywał. stresowała go taka sytuacja? ale czemu? co mu zrobiłam? przecież jak mogłam go stresować, kiedy wgl ze mną nie gadał... bez sensu.

-to dobra, Liam z Harrym bd spać tu...
-a w życiu! -krzyknął Hazza wtulając się w Louisa.- ja śpię z nim i nawet innej opcji nie ma!
-nie no ok, nie wnikam. -zaśmiałam się.- no to Lou i Harry tutaj. pościel macie tam. -wskazałam palcem na świeżo ubrane kołdry i poduszki.- i teraz tak, u mnie w pokoju jest 1 miejsce i na dole łóżko na 2 osoby, więc kto gdzie?
-ja na dole! -krzyknął Liam.
-tam obok gdzieś lodówka jest? -zapytał Niall, a ja twierdząco skinęłam głową.- no to Malik śpisz u [t.i].
kiedy to usłyszałam byłam wniebowzięta. Zayn Malik u mnie w sypialni. ohmmm... cudownie. nie miał wyjścia. cieszyłam się.
-dobra, to ja idę ubrać pościel dla Zayna, pilot pewnie gdzieś między poduszkami, jakbyście chcieli. -powiedziałam wychodząc.
tak, tylko ciekawe czy Malik nie obróci się na drugi bok i wgl bez rozmowy pójdzie spać. a wgl nie wiem o czym mam z nim rozmawiać. przy nim się stresuję. z resztą zespołu już mi przeszło, oswoiłam się z nimi, ale Zayn... no nie umiem jakoś.
-pomóc ci? -nagle usłyszałam męski głos dobiegający z korytarza.
odwróciłam się i ujrzałam opartego o futrynę Zayna.
-nie, sama sb poradzę. -powiedziałam zakładając poszewkę na poduszkę.
-no daj, pomogę ci... -wziął w rękę poszewkę na kołdrę.- ...a teraz patrz i ucz się od mistrza.
-ty, dobry jesteś. kto cię tak nauczył? -zapytałam, kiedy chłopak skończył popis.
-mama, jak byłem mały, jakieś 7 lat temu.
-rozumiem, rozumiem. całkiem dobrze ci to poszło. śmiałabym powiedzieć, że nawet lepiej ode mnie. -uśmiechnęłam się.
-czy ty myślisz, że jeśli jest się gwiazdą, to coś się z tb dzieje i nie możesz wykonywać takich prostych czynności? -popatrzył na mnie.
-no hmm... coś w tym stylu.
-to posłuchaj teraz uważnie... -stanął naprzeciw mnie tak, że patrzyłam w jego czekoladowe oczy.- to, że jestem znany na całym świecie, nie znaczy, że mam jakąś taryfę ulgową, nic nie umiem robić, mam łatwiej, czy moje błędy olewa się i zapomina o nich. nie, wręcz przeciwnie...
-ale Zayn...
-nie [t.i]. traktuj nas, jak zwykłych chłopaków. pozwól zrobić sb śniadanie, kawę, zakupy czy przebrać pościel. od tego nie umrzemy. -zaśmiał się chłopak i zbliżył na niebezpieczną odległość.

niedziela, 28 kwietnia 2013

68. Louis





-mamo, wychodzę! nie czekaj z obiadem, zjem coś na mieście! -rzuciłam zamykając za sb drzwi i skierowałam się w stronę auta, którym już za chwilę jechałam do galerii na zakupy.
będąc jeszcze na mojej ulicy włożyłam płytę tmh i włączyłam ją dość głośno. uwielbiałam one direction, szalałam za nimi. odkąd pierwszy raz usłyszałam ich piosenkę, zawsze chciałam ich zobaczyć na żywo. pojechać na koncert. jednak mieszkałam w polsce, a im nie było spieszno do nas...
w końcu dojechałam do galerii. był wielki tłok, nie wiedziałam czemu. no przecież dzisiaj poniedziałek, godziny przedpołudniem. no ale cóż, jakoś dam radę. zaparkowałam w podziemnym garażu i skierowałam się do sklepów.
chodziłam, szukałam, przymierzałam. kupiłam kilka rzeczy, znaczy trzy bluzki, sukienkę, parę butów i leginsy we wzorki. weszłam jeszcze do empiku, rozejrzeć się za jakimiś fajnymi płytami czy książkami. oczywiście weszłam, a tam sklep cały na czerwono, gdzie nie spojrzysz one direction... przybiło mnie to i utwierdziło w jeszcze większym przekonaniu, że nigdy w życiu ich nie zobaczę.
wyszłam ze sklepu i skierowałam się na schody, jednak zobaczyłam tam jakieś kamery, tłum ludzi, nastolatki i chaos, więc postanowiłam zjechać windą.
weszłam i nacisnęłam guzik na podziemie. już miałam odjeżdżać, gdy ktoś w ostatniej chwili, w trybie błyskawicznym, wślizgnął się zdyszany do windy.
-where we're going? -zapytał chłopak.
zdziwiłam się, ze ktoś w polsce mówi po angielsku... jednakże znałam dobrze ten język, bo uczyłam się go już od 11 lat, więc odpowiedziałam mu płynnie w tym samym języku.
-na podziemie, ale jak chcesz, to... -wskazałam na przyciski, a później spojrzałam na niego i umarłam.- o matko... Louis Tomlinson...!
-no nie, pięknie. ledwo wyszedłem z życiem ze sklepu, a teraz winda i ty. świet...-nie skończył, bo winda stanęła.
-o fuck! -krzyknęłam.- zepsuła się.
-nie no świetnie... zostałem uwięziony w windzie z jakąś dziewczyną... idealnie. -warknął.
-o co ci chodzi? przecież nic ci nie zrobiłam... -popatrzyłam na niego.
-ale pewnie jesteś jakąś napaloną nastolatką, która dzień i noc marzy o nas... -przewrócił oczami.
-tak, żebyś wiedział. mam bieliznę, pościel, piżamy z waszym logiem, pokój w plakatach, tapicerka w aucie też oczywiście z 1d, nawet kapcie po domu mam z twoją podobizną... -odwarknęłam.
byłam zła. normalnie zła na niego. zachował się jak dupek. myślałam, że jest inny, ale widocznie woda sodowa uderzyła mu do głowy i uważał ludzi, którzy nie są znani, za zwykłe zera. a tak swoją drogą, to nie wyobrażałam sb teraz tego, jak mam z nim wytrzymać tutaj, w tej windzie. no bo przecież za kilka minut nie wyjdziemy... wiem, jeszcze jakieś 5 minut temu marzyłam o tym, by go zobaczyć, ale teraz...
-nie no, jeszcze lepiej. w kaftan cię dziewczyno powinni wziąć. psychopatka! -zaczął krzyczeć chłopak i walić pięściami w ściany.
-tym nic nie zdziałasz... -powiedziałam cicho.
zrobiło mi się przykro, że tak mnie nazwał. nawet mnie nie znał a już oceniał.
-nie odzywaj się do mnie! wgl weź, tam jest twoja połowa, a tutaj moja. -powiedział rysując palcem linię w powietrzu.
-tak? a co bd jak przez nią przejdę? wgl wiesz co, powinieneś się ogarnąć kolego, bo mnie nie znasz, a oceniasz. skąd możesz wiedzieć, jaka jestem naprawdę? zachowujesz się jak jakaś gwiazdunia. jak pępek świata... beznadziejny jesteś... woda sodowa uderzyła ci do głowy? za dużo masz pieniędzy? uważasz, że to one robią cię lepszym, mądrzejszym, ważniejszym? gówno prawda. jesteś taki sam jak ja, jak jakiś biedak, który ledwo wiąże koniec z końcem. jesteś taki, jak każdy inny człowiek i pieniądze tego nie zmieniają! ważne jest, co ma się w środku, a nie w portfelu! -wykrzyczałam mu prosto w twarz, a on mnie... pocałował.
początkowo uległam mu, wcale się nie broniłam. jednak już po chwili odepchnęłam go od sb.
-co ty robisz? -zapytałam.
-wiesz, to wszystko było specjalnie. odkąd tu wszedłem i cię zobaczyłem, od razu mi się spodobałaś. wgl mignęłaś mi gdzieś w sklepie, tylko nie miałem jak cię dogonić. bardzo chciałem cię jeszcze zobaczyć i mi się udało. a ta cała gadka z tą psychopatką i tym wszystkim, to taka ściema. chciałem zobaczyć po prostu jaka jesteś. czy lecisz na kasę i wygląd chłopaka.
-no i po co mi to mówisz? -patrzyłam na niego wielkimi oczami.
-po to, że od jakieś godziny o niczym innym nie myślę, niż niż żeby pójść z tb na kawę. -popatrzył pytająco.
-tak, spoko, możemy iść na kawę. tylko ciekawe za ile i jak...? -powiedziałam kopiąc ścianę.
-no fakt... ale kiedyś muszą nas stąd wyciągnąć.
-oby szybko, bo już dłużej tu nie wytrzymam. -powiedziałam opadając na ziemię.
-coś ci się stało? -zapytał Louis szybko reagując.
-poza tym, że bolą mnie nogi od chodzenia po sklepach od kilku godzin i poza tym, że zatrzasnęłam się w windzie z mega wielkim ciachem, to spoko. -powiedziałam przeglądając torby z zakupami.
-uważasz, że jestem ciachem?
-zejdź na ziemię, ocknij się. miliony dziewczyn, i pewnie nie tylko dziewczyn, tak uważa. powinieneś o tym wiedzieć. -nadal przeglądałam zakupione ubrania.
-ale mi nie chodzi o miliony dziewczyn. mi chodzi o cb. -powiedział, a ja spojrzałam na niego.- to ty mi się podobasz. i może teraz to ty uznasz mnie za psychopatę, ale od ponad miesiąca mieszkam w domu obok cb. przyjechałem kiedyś do polski z chłopakami, nikt o nas nie wiedział, łaziliśmy po sklepach i zobaczyłem cb. postanowiłem iść za tb i dowiedziałem się gdzie mieszkasz. twoi sąsiedzi... dowiedziałem się, że wyjeżdżają do hiszpanii na jakiś czas, więc postanowiłem zająć się ich domem, a przy okazji zostałem bliżej cb. wiem, to chore, ale... chyba zakochałem się w tb. to dziwne, bo wiem, że codziennie o 5.45 wychodzisz pobiegać i o 6.27 wracasz, potem, podejrzewam bierzesz prysznic i wchodzisz do swojego pokoju, który ma okno na dom sąsiadów. nie to, że cię podglądałem przez cały ten czas... wiem, że lubisz grać na trąbce i słuchać nas i Biebera. wiem, że nosisz rozmiar spodni 38, a bluzek 36, natomiast buty to różnie, 38-40. a najlepsze jest to, że tyle czasu tam mieszkam i nie udało mi się dowiedzieć jak masz na imię...
-[t.i]. -powiedziałam bezwłasnowolnie, a w głowie analizowałam każde jego słowo. 
powiedział, że się we mnie zakochał. 
-wiem, że praktycznie każdego wieczoru dzwonisz do kogoś i rozmawiasz z nim trochę czasu. wiem też, że kiedy leci jakaś fajna piosenka w radio, kiss you na przykład... -zaśmiał się.- ...to bierzesz dezodorant i szalejesz, jakbyś była na scenie.
-chodzisz do psychologa? -zapytałam cicho.
-nie. a powinienem? 
-no raczej... -zaśmiałam się.
-a może ty zostaniesz moim psychologiem? takim wiesz, prywatnym i tylko dla mnie? -popatrzył mi głęboko w oczy i po raz drugi pocałowaliśmy się.
-nie wiesz jeszcze jednego faktu o mnie. -powiedziałam z uśmiechem, kiedy skończyliśmy.
-tak, jakiego? -popatrzył ciekawie na mnie.
-takiego, że cholernie mi się podobasz, szaleję za tb i to cb najbardziej lubię z całego zespołu. -powiedziałam tajemniczo.

poczułam ogromny ból głowy i zaraz wkł mnie zbiegło się kilkoro ludzi. nie wiedziałam co się dzieje.
-gdzie jestem? -zapytałam, jednak nikt nie raczył mi odpowiedzieć.
po chwili przyszła moja mama i jechałyśmy do domu. 
-zatrzymaj się przy sklepie, chcę wody, ok? -zapytałam, a mama skinęła twierdząco głową i już po paru minutach wchodziłam do sklepu.
była kolejka, więc rozejrzałam się po sklepie. moją uwagę przyciągnęły gazety. od zawsze lubiłam przeglądać te kolorowe szmatławce. mimo, że nie było w nich dużo prawdy, to i tak lubiłam się choć na chwilę odprężyć. 
-boże, co on tu robi? -powiedziałam na głos sama do sb i wybiegłam ze sklepu. 
oparłam się o maskę samochodu i chciałam sb wszystko przypomnieć, jednak nie umiałam. wiedziałam, że tamtego dnia byłam w galerii i że zacięłam się z Louisem w windzie, później obudziłam się w szpitalu z wielkim bólem głowy... ale co było między tym?
-kochanie, wszystko w porządku? -zapytała mama wychodząca z auta.
-nie, nic nie jest w porządku. nie wiem co mi się stało. powiesz mi? doinformujesz mnie w końcu? -ryknęłam na nią i widziałam jak automatycznie posmutniała.
-wejdź do auta, nie bd rozmawiać o tym tutaj. -powiedziała i za chwilę już siedziałyśmy obydwie na przednich siedzeniach.- tamtego dnia zatrzasnęłaś się w windzie z jakimś chłopakiem, jemu nic się nie stało, wyszedł tylko trochę poobijany, a ty źle upadłaś i byłaś przez ten czas w śpiączce farmakologicznej. nic nie dało się zrobić.
-no dobra, ale czemu zapadłam w śpiączkę? -zapytałam ciekawa.
-bo winda się zerwała... -resztką sił powiedziała mama i wybuchła płaczem.
-jedźmy do domu. -szepnęłaś cicho.
w drodze powrotnej nie mogłam zrozumieć jednego, czemu Louis jest na okładce w garniturze ślubnym z jakąś kobietą, wyglądającą na jego przyszłą żonę?
'w minioną sobotę, tj. 28.11.2020, znany piosenkarz, Louis Tomlinson, wziął ślu...', zaraz, zaraz. w 2020 roku? cholera. ile ja byłam w tej śpiączce?
-mamo, który mamy rok? -zapytałam z nadzieją, że to tylko błąd w druku.
-2020. -powiedziała łamiącym się głosem i szybko wyszła z auta, bo byłyśmy już pod domem.
nie no, świetnie, 7 lat w śpiączce. idealnie. normalnie chyba każdy chciałby żeby go coś takiego spotkało. przez tyle czasu zero problemów i wgl... nie no super.
-cześć. tak się cieszę, że już się wybudziłaś. codziennie przychodziłem do cb do szpi...
-Lou?
-tak, to ja. -powiedział wesoły mężczyzna.
-słuchaj, co to jest? -zapytałam pokazując mu okładkę gazety.
-yy... no moja żona.
-to po co tutaj przyszedłeś? -powiedziałam z wyrzutem.
-żeby powiedzieć, że miło, że się wybudziłaś? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
-tak, fajnie. miło. wziąłeś ślub, pewnie za pół roku jakiś bachor bd biegał po sąsiednim podwórku i się darł, a teraz przychodzisz i mówisz, że ci miło? wyjdź.
-ale o co ci chodzi? -zapytał zmieszany.
-Louis ja nadal cię kocham. nie minęło to z wyjściem ze śpiączki, a wręcz przeciwnie, myślę, że zwiększyło się to uczucie. jednak widzę, że nie mam na co liczyć, bo kilka dni temu się ożeniłeś. cześć. -powiedziałam wychodząc z samochodu mojej mamy.

nie zrobił nic w tamtym momencie. kochał ją, a nie mnie. nie mogę go za to nienawidzić, jednak nie umiem żyć z nim w zgodzie. unikałam go tak, aż w końcu przeprowadziłam się o kilka ulic dalej i zestarzałam się w samotności...

na specjalne życzenie pewnej Marty :)

piątek, 26 kwietnia 2013

67. Liam (część 2)



-miło mi. -powiedział Liam ściskając moją dłoń.
-to co? -przerwałam chwilową ciszę.- wracamy do posiłku?
-ekhm... wiesz, bo jestem w samych bokserkach... -zaczerwienił się.
-no i...?
-trochę się wstydzę...? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
-o boże, ale masz problem... -zaśmiałam się i złapałam go za rękę, ciągnąc w stronę kuchni.- siadaj i kończ jeść.
-ale ty ostra jesteś, normalnie zaczynam się cb bać. -powiedział przekornie.
-no no, nie przesadzaj. -uśmiechnęłam się.
kiedy skończyliśmy posiłek, poszliśmy do salonu, na tv. w sumie to on pewnie chciał już, ale uniemożliwiały mu to mokre ubrania. 
siedzieliśmy i gadaliśmy już od dobrej godziny. kiedy spodnie wyschły, chłopak ubrał się w nie i chyba miał już wychodzić.
-wiesz... -zaczął w pewnym momencie Liam siadając z powrotem na kanapie.- chciałem ci podziękować.
-mi? za co, że tak spytam? za wypranie i wyprasowanie spodni?- zaczęłam się śmiać.
-hmm... za to też, ale chodziło mi głównie o to, że nie wpadłaś w szał, nie zaczęłaś skakać, całować mnie, przytulać, dotykać i wgl takie tam różne, głupie rzeczy. oczywiście z całym szacunkiem do naszych fanek, ale wiesz... -patrzył mi głęboko w oczy, a mi do głowy w tym momencie przyszedł bardzo głupi pomysł.
nagle zerwałam się, pozasłaniałam rolety, zamknęłam drzwi od pokoju na klucz, który później włożyłam do kieszeni. Liam patrzył na mnie jak ja jakąś idiotkę, chyba nawet się wystraszył.
-co ty robisz? -zapytał niepewnie.
-co ja robię? -przerwałam czynności na chwilę.- bd cię więzić! -i wybuchłam szyderczym śmiechem.
-no co ty [t.i], żartujesz? -widziałam jak pobladł i ten strach w oczach...
stanęłam naprzeciw niego z grobową miną, a on siedział i nie wiedział co teraz bd się działo. taki przestraszony.
-zrobię wszystko co bd chciała, tylko proszę, puść mnie. -powiedział z błaganiem w głosie.
-wstań. -powiedziałam, a chłopak pospiesznie wykonał polecenie.- teraz hmm... stań na rękach.
popatrzył na mnie bacznie.
-na ręce, już! -krzyknęłam.
stanął. strasznie chciało mi się z niego śmiać, jednakże musiałam się powstrzymać, bo wtedy cały plan poszedłby na marne.
-dobra, teraz zatańcz jezioro łabędzie czy coś w tym stylu. 
-ale ja nie umiem... -zaczął się jąkać.
-a co mnie to? chcesz wyjść stąd cało? -przytaknął.- no to proszę balecik.
widziałam, że nie wiedział kompletnie jak się do tego zabrać, ale widziałam też, że chce, a wręcz musi to zrobić, bo serio myśli, że jestem jakąś psychopatką.
odsunął stół, posunął fotel i zaczął tańczyć. 
-szczerze mówiąc, to mój tata lepiej śpiewa pod prysznicem, niż ty to tańczysz. -powiedziałam przerywając mu jego debiut taneczny.
-inaczej nie umiem. przepraszam bardzo, że dostałem od boga głos, a nie talent do tańca... -spuścił głowę.
-czemu przerwałeś? dalej! jeszcze! -ryknęłam, a Liam aż się wzdrygnął.
-przepraszam, już się robi. -powiedział wystraszony.
-dobra. -powiedziałam po chwili.- a teraz zacznij się śmiać.
popatrzył na mnie dziwnie.
-no co? bóg nie dał ci umiejętności takiej jak śmiech? -zapytałam ostro.
-dał, dał. tylko mi nie jest do śmiechu...
-śmiej się! -krzyknęłam tak, że chyba pół ulicy mnie słyszało.
chłopak wykonał polecenie, a ja chwilę później przyłączyłam się do niego.
-głupi jesteś. -wydukałam trzymając się za brzuch, który bolał mnie od śmiechu.
-czemu? -posłał mi pytające spojrzenie.
-bo uwierzyłeś, że jestem jakąś psychopatką i przestraszyłeś się mnie. a do tego tylko dla mnie zatańczyłeś jezioro łabędzie. -nadal się śmiałam.
-ukryta kamera? -zapytał, a ja widziałam, że mu głupio.
-nie ma żadnej ukrytej kamery, po prostu mam czasami napady głupoty, takie odchyły. 
-booooże, ale mnie wystraszyłaś... -podszedł do mnie, złapał, podniósł i zaczął kręcić.
-matko, Liam! przestań! -krzyczałam i chciałam wyswobodzić się z jego uścisku.
-no co ty. po tym, co mi zrobiłaś? no chyba nie. -mówił obracając się wkł sb.

-jeszcze raz dzięki za fajnie spędzony czas, może jeszcze kiedyś się zobaczymy? -powiedział zakładając buty.
-pewnie, przychodź kiedy tylko chcesz, pewnie zawsze bd w domu. -uśmiechnęłam się promiennie.
-ok, spodziewaj się mnie w najbliższej przyszłości. -musnął mnie w policzek i wyszedł.

czwartek, 25 kwietnia 2013

libster awards




zostałam nominowana do libster awards przez http://foreverhungryboy69.blogspot.com

za co bardzo, bardzo dziękuję ;)


1. Jak masz na imię ?
Kasia :D
2. Grasz na jakimś instrumencie ?
no nie bardzo :P
3. Od kiedy jesteś Directioner ?
od pierwszego ujrzenia wmyb na vive (czyli od któregoś tam, podejrzewam 15, września 2011)
4. Która piosenka podoba ci się najbardziej z płyty UAN i TMH ?
uan - i wish, tmh - kiss you/little things
5. Najlepszy film jaki oglądałaś ?
hmm... nie mam takiego jednego, ulubionego filmu. lubię never say never, step up'a, paranormal activity :D
6. Twoje ulubione danie ?  
kurczak z ryżem i warzywkami! 
7. Ulubiony kolor ? 
różowy
8. Gdzie byś chciała pojechać w przyszłości ? 
byłam w rzymie, paryżu, niemczech, austrii i 12964 różnych innych miejsc, ale jakoś nie było okazji jechać do londynu, więc moja odpowiedz to: londyn :)
9. Czy posiadasz ulubionego chłopaka z One Direction ? 
taak, Zayn <3
10. Masz innego bloga lub stronkę na facebooku ?
ale zastanawiam się, czy go nie zawiesić, bądź zlikwidować, bo nikt na niego nie wchodzi zbyt często, a ja też nie mam wiele czasu na zajmowanie się i nim i tym blogiem o 1D... jednakże zachęcam do wchodzenia na blog o Austinie!


blogi nominowane przeze mnie:




moje pytania:

1. ile masz lat?
2. od kiedy jesteś directioner?
3. bez jakiej rzeczy nie możesz ruszyć się z domu i dlaczego?
4. jakie 3 rzeczy zabrałabyś na bezludną wyspę?
5. kim chcesz zostać w przyszłości?
6. coca cola czy pepsi?
7. dlaczego prowadzisz bloga?
8. jeśli to ostatni dzień w twoim życiu, co robisz?
9. gdzie chciałabyś jechać?
10. uan czy tmh?

wtorek, 23 kwietnia 2013

66. Liam (część 1)




-dzień dobry, poproszę dużą kawę z mlekiem i cukrem. -rzuciłam do kobiety za kasą.
położyłam torbę na krześle obok i miałam zamiar ściągać szalik i kurtkę, jednak coś mi to uniemożliwiło.
-czeeeść... to moje miejsce. -powiedział jakiś chłopak.
-a tak, sorry, już zbieram swoje rzeczy. -i złapałam za uszy torbę.
-nie no, spokojnie. usiądę miejsce dalej. -uśmiechnął się szeroko.
-dzięki. -odwzajemniłam uśmiech i opadłam na kolejnym krześle barowym.
wracałam ze szkoły i byłam tak padnięta, że postanowiłam dostarczyć swojemu organizmowi dawkę kofeiny. wiem, mogłam to zrobić w domu, ale jakoś nie chciało mi się wracać po raz 298164 do pustego domu. do domu, gdzie nie czeka na cb nikt. nawet mama z denerwującą formułką: 'cześć skarbie *całus w czoło* jak było w szkole?'. odkąd wyjechałam z polski, tutaj, do wielkiej brytanii do szkoły, normalnie za nimi tęsknie. za mamą, za tatą, nawet za siostrą i psem. musiałam rozstać się z chłopakiem przez ten wyjazd. jednak nie był on tylko jedynym powodem naszego rozstania. Michał zaczął imprezować codziennie, wpadł w nienajlepsze towarzystwo, a przede wszystkim zaczął ćpać. zaczęło się od połowy działki amfy na imprezie. spodobał mu się stan 'po'. od tamtej pory, czyli już jakieś pół roku, bierze systematycznie. teraz pewnie nie wystarcza mu już działka dziennie. ale tak to jest. jeszcze jak byłam w polsce, zapisałam go na terapię. przynosił papierki, pieczątki, wszystko co tylko można było, jako że był i brał udział w zajęciach. a tak naprawdę chodził z tymi swoimi pożal się boże kolegami i szlajał gdzieś po mieście. czemu nie pomogli mu rodzice? ojciec był alkoholikiem, a matka zmarła na skutek mordu ze strony ojca. Michał uczestniczył w tym, jako kilkuletni chłopiec. miał bodajże 6 czy 7 lat. kiedy się poznaliśmy, tzn 3 lata temu, ja miałam wtedy 16 on 17 lat, opowiedział mi to wszystko. zaufał mi. bardzo cieszyłam się z tego powodu. zostaliśmy parą, byliśmy praktycznie nierozłączni. obiecał mi, że nie bd taki jak jego ojciec, że nie chce być marginesem społecznym, że chce mieć normalne życie, żonę, dzieci. normalny dom. taa, wszystko fajnie, ładnie, pięknie, do czasu tamtej imprezy. zaczęły się pierwsze kłótnie, pierwsze kłamstwa, aż w końcu doszło do tego, że uderzył mnie. dużo dziewczyn na moim miejscu po prostu odeszłoby od niego, jednak ja zostałam i próbowałam mu pomóc. nie mogłam skreślić całego naszego 3 letniego związku ot tak. nie umiałam. jednak kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać, kiedy znów mnie uderzył, przeprosił i znowu uderzył i tak w kółko dałam sb spokój. nawet nie wiem co u niego teraz słychać. wgl nie utrzymujemy kontaktów. nawet nie wiem czy on żyje.
-kawa mleko cukier raz! -krzyknęła po chwili kobieta.
-dziękuję. -wyciągnęłam rękę równocześnie z chłopakiem.
popatrzył na mnie, przeszył mnie wzrokiem.
-yyy... to chyba twoja. -uśmiechnęłam się nieśmiało.
-kobiety mają pierwszeństwo. -powiedział i wziął kubek, po czym podał mi go.
-tb się pewnie spieszy i wgl byłeś pierwszy, weź. -byłam nieźle zakłopotana, swoją drogą z tego chłopaka było całkiem niezłe ciasteczko.
-tak, spieszy mi się strasznie do pustego domu, żeby pooglądać powtórki wczorajszych seriali. -powiedział ironicznie.
-no mam ten sam problem. -nieśmiałość powoli ze mnie schodziła.
-to może ponu...
-kawa mleko cukier raz! -przerwała mu ta sama kobieta.
-oo, dziękuję bardzo. proszę policzyć za dwie te kawy.
-hej, przestań, sama zapłaczę. -oburzyłam się.
-nie przesadzaj. -powiedział chłopak szukając drobnych w portfelu.
-no co nie przesadzaj, wgl się nie znamy, a ty za mnie płacisz... może morduję ludzi, a w torbie mam młotek i piłę mechaniczną, a ty za mnie zapłacisz? -zaśmiałam się.
-jak na kogoś takiego, wyglądasz zbyt ładnie. -uśmiechnął się.- ile płacę?
-15.98. -powiedziała ekspedientka. 
15.98 na dwa, to 7.99, policzyłam szybko i zaczęłam poszukiwania portfela w torbie. jednakże kiedy go znalazłam i próbowałam wygrzebać z niej jakieś drobne, chłopak już podawał mi kubek z kawą.
-ej no przestań... nie można tak. -powiedziałam z oburzeniem w głosie.
było mi głupio, że jakiś chłopak, ledwo poznany, nawet nie znam jego imienia, kupuje mi kawę.
-no dobra, dobra. to w zamian za to, że ja postawiłem ci kawę, ty zaprosisz mnie do domu na obiad. -zaproponował.
-w sumie to nie mam nic do stracenia... -odpowiedziałam.
-nawet możesz zyskać. -zaśmiał się.
-co masz na myśli? -popatrzyłam z przerażeniem w oczach.
-możesz zyskać nowego znajomego, nie jestem jakimś zboczeńcem, spokojnie... -powiedział od razu. 
nie znałam go, ale zauważyłam, że było mu dziwnie. czułam się, jakbym powinna coś o nim wiedzieć, jednak nie wiedziałam.
-no dobra, to w takim razie, zapraszam do mnie, na ten twój obiad. -uśmiechnęłam się i po chwili byliśmy już u mnie.- rozgość się, tzn. idź do salonu, a ja zrobię coś na szybko.
-żartujesz? pomogę ci. -powiedział idąc za mną do kuchni.
-matko, a ty jesteś uczynny, uparty i miły... -wesoło rzekłam i dałam mu kuśkańca w bok.
-a no, taki już jestem.
-dobra, to co robimy? spaghetti? -powiedziałam przeglądając szafki.
-mhmm... pycha! -krzyknął.
po niespełna 30 minutach siedzieliśmy przy stole z talerzami przed sb.
-cholewcia! -powiedział nagle zdenerwowany chłopak.
-co jest? -wstałam i zbliżyłam się do niego.
-ubrudziłem się. ale wstyd... ale ze mnie fleja... -zaczerwienił się.
-nic się nie stało, nikomu nie powiem. -zaśmiałam się.- weź ściągnij spodnie.
-co zrobić? -spiorunował mnie spojrzeniem.
-ściągnij spodnie. -powtórzyłam wgl nie świadoma w jakim znaczeniu on mógł to zrozumieć.
-ale to już? tak szybko? nawet nie skończyliśmy obiadu...? -zakłopotany wydukał.
-no chcesz jeść w brudnych spodniach? -podniosłam jedną brew.
-aaaa, to o to chodzi... już myślałem. -zaczął się śmiać, aż w końcu ściągnął spodnie i dał mi je.
-poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę. -powiedziałam kierując się do łazienki.
nalałam wody do miski i zamoczyłam w niej spodnie. wyciągnęłam proszek i przeprałam je.
-yyy... słuchaj, strasznie mi głupio cię o to prosić, ale jeszcze yyy... koszulkę mam poplamioną... -zaczerwienił się, a ja zaczęłam się panicznie śmiać.
-daj, to też przepiorę. -powiedziałam.
skończyłam wykonywać tę czynność i odwróciłam się do chłopaka. zobaczyłam, że stoi w samych bokserkach. oboje strzeliliśmy buraka.
-eee... noo... yyy... ten... tak wgl to jestem Liam. -wciągnął rękę w moim kierunku.- Liam Payne.
umarłam. Liam Payne? ten Liam Payne?! o matulko! to członek jakiegoś tam zespołu. czytałam o nich, coś obiło mi się o uczy, ale nie mogę przypomnieć sb nazwy zespołu. mniejsza z tym. jakiś bożyszcz nastolatek stoi u mnie w łazience w samych bokserkach.
-[t.i] [t.n]. -zachowałam zimną krew.

niedziela, 21 kwietnia 2013

65. Harry (część 4 ostatnia)



*z perspektywy Zayna*

Hazza wyszedł do sklepu, a mnie zostawił z [t.i].

nie wiem, czy to był dobry pomysł. ona od samego początku, kiedy wszedłem do mieszkania, przyglądała mi się z zapałem. przeszyła wzrokiem każdy centymetr mojego ciała. czułem się tak jakoś dziwnie. jeszcze nikt nigdy tak na mnie nie patrzył.
rozmawialiśmy o mnie. po prostu opowiadałem jej wszystko to, czego nie wiedziała. a w sumie nie wiedziała nic, bo straciła pamięć.
w połowie zdania [t.i] mi przerwała i zaczęła mnie całować. nie wiedziałem co się dzieje w pierwszej chwili, jednak kiedy to do mnie dotarło, odsunąłem ją od sb z pytaniem w oczach.
-czemu tak na mnie patrzysz? -zapytała.
-czemu tak patrze? no [t.i], nie udawaj... -podniosłem ton.
-ale o co chodzi? Zayn, ja nie wiem co tb na wątrobie leży. -rzuciła wgl nieprzestraszona.
-jak to nie wiesz? [t.i], ogarnij się. masz chłopaka, ja jestem też z kimś, a ty mnie całujesz. nie przesadzasz trochę?
-ale czy ty nie rozumiesz, że to ty mi się podobasz, że nie czuję nic do Harrego...? chyba mi wolno, tak? straciłam pamięć, nic na to nie poradzę. co z tego, że z nim byłam... w sumie jestem. ale go nie-ko-cham. -ostatnie słowa wypowiedziała sygnalizując to dłońmi i sylabizowała.
zamurowało mnie. nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. przecież jak Harry się o tym dowie, to się załamie. on ją kocha. bardzo ją kocha. jest dla niego całym życiem i mogę się założyć, że jeśli miałby wybierać pomiędzy jej a swoim życiem, bez zawahania wybrałby jej życie.
-co ty gadasz? -zapytałem strasznie zdziwiony.
-nie chcę z nim być i chyba dzisiaj powiem mu to wszystko co tb...
-oszalałaś?! -krzyknąłem.
-a co tu się dzieje? czemu tak krzyczycie? -usłyszałem wesoły głos Stylesa i zamarłem.
-wiesz, opowiadałem [t.i], że moja ciocia poszła na kasting do jakiegoś serialu i miałem z nią nauki aktor...
-nie, Harry, nie. to nieprawda. -przerwała moją ściemę [t.i].
-powiecie o co chodzi? -zapytał zdziwiony chłopak.
-chodzi o to, że... -[t.i] wzięła głęboki wdech.
nie mogłem do tego dopuścić. musiałem działać. miałem tylko sekundy na to, żeby coś zrobić.
-Harry! wytłumaczę ci to wszystko później! to dla waszego dobra! -krzyknąłem uderzając [t.i] w głowę wazonem, który błyskawicznym ruchem wziąłem z komody.
-co ty rob.... niee! Zayn! -chłopak rzucił się na mnie.- co ty zrobiłeś?! debilu! ona może zginąć! [t.i]!
-słuchaj, tak w skrócie... -oswobodziłem się z jego uścisku.- kiedy wyszedłeś ona dobierała się do mnie. powiedziała mi, że mnie kocha i że chce z tb zerwać. chciała ci to teraz własnie powiedzieć. pomyślałem, że jak dostanie w głowę, to wróci jej pamięć.
chłopak przyglądał mi się bacznie. nic nie mówił. usiadł na kanapie i schował głowę w rękach.
miałem wyrzuty sumienia, że ją uderzyłem, bo nie miałem pewności, że to jej pomoże. nawet w sumie to zaszkodzić może i nawet w śpiączkę może zapaść ponownie. jednak między tą sytuacją, a tym, że mogłaby powiedzieć Hazzie, że go nie kocha, wolę to. 


*z perspektywy Harrego*

kiedy wracałem do domu, słyszałem jakieś krzyki. były zniekształcone, więc nie wiem czego dotyczyła kłótnia. później wszedłem do pokoju, w którym już po chwili [t.i] leżała, uderzona przez Malika butelką. co ten człowiek ma w głowie? no chyba pustkę, bo normalny człowiek by tak nie zrobił. kiedy widziałem ten wazon zbliżający się do jej głowy i kiedy on rozbijał się na drobne kawałki raniąc  tę część ciała [t.i] i kiedy ona padała na ziemię... boże. okropne. te dzieci w ghanie były ciężką sprawą do przeżycia, ale to. widzisz jak ukochana osoba pada na ziemie, uderzana butelką przez twojego przyjaciela. a jeszcze po tym słyszysz, że zrobił tak, bo chciała mi powiedzieć, że mnie nie kocha. nie no, świetnie.
poczułem ciepło dłoni na swoich ramionach.
-zostaw mnie do cholery! -krzyknąłem spychając je.
-Harry, kochanie, co jest? -usłyszałem delikatny głos i w jednej sekundzie odwróciłem się.
-[t.i]?!
-taaak...? -popatrzyła na mnie zdziwiona.
-nic ci nie jest, wszystko ok?! -przytuliłem ją mocno.
-no tak Harry, wszystko ok. -nadal słyszałem zdziwienie w jej głosie.
-kocham cię. -powiedziałem i musnąłem w czoło.
-ja cb też. -uśmiechnęła się, a za chwilkę dodałam.- Zayn, a gdzie [i.t.p]? obiad się gotuje. 
-aaa... yyy... [i.t.p] coś wypadło i yyy.... kazała przeprosić. -wydukał chłopak.
-szkoda... -powiedziała smutna i wyszła do kuchni kończyć posiłek.
-dzięki stary. masz u mnie mega wielkie piwo. -powiedziałem podając rękę Zaynowi.
-nie ma sprawy, od tego są przyjaciele. -uśmiechnął się i zacisnął moją dłoń.

niedziela, 14 kwietnia 2013

64. Zayn



wracałam do domu ze sklepu, gdy nagle poczułam wibracje telefonu w kieszeni.
'kochanie, dzisiaj się nie zobaczymy, przykro mi... przepraszam. kocham cię, Zayn :*'.
nie no świetnie. nie bd go. super. no marzyłam o takim czymś od dziecka... weszłam do domu, trzasnęłam drzwiami, rzuciłam resztę pieniędzy z zakupów na blat, a obok nich postawiłam torby z jedzeniem. mimo pytań mamy, weszłam na górę i zamknęłam się w pokoju. łzy cisnęły mi się do oczu tak, że już nie mogłam ich wstrzymywać i w końcu wybuchnęłam płaczem.
idealnie. mojego chłopaka nie bd dzisiaj ze mną. w moje urodziny. nawet nie wysłał mi zasranego smsa z życzeniami. co za świnia...
-tak? -zapytałam odbierając telefon.
-[t.i]! kochana ty moja! wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i wszystkiego, wszystkiego co sb marzysz! -usłyszałam.
-Niall, oddawaj, teraz ja! -krzyknął Harry po drugiej stronie.
mimowolnie uśmiechnęłam się.
-sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! wszystkiego co najlepsze od wujka Harrego!
-wszystkiego najlepszego [t.i]! -krzyknęli Louis i Liam.
-dziękuję wam chłopcy, dziękuję bardzo. -powiedziałam udając, że nic mi nie jest.
pogadaliśmy jeszcze chwilę o głupotach i rozłączyłam się. znów wróciły myśli z Zaynem. nie bd go w tak ważnym dniu. nie złożył mi nawet życzeń.
co chwilę zerkałam na telefon z myślą, że to jakiś żart z jego strony i że za moment dostanę sms o treści 'zaraz bd, wstaw wodę na herbatę.', jednak od ponad 2 godzin telefon milczał. nic. zero.
czy dla niego to nic nie znaczy?! nie dość, że to były moje urodziny 18, to jeszcze dzień, w którym się poznaliśmy. pamiętam to, jakby to było wczoraj, choć zdarzyło się 3 lata temu. wtedy, kiedy jeszcze nie był znany. przechodziliśmy przez wszystkie te problemy związane z jego sławą, wszystkie te hejty skierowane w moją stronę i on teraz zrobił coś takiego? a właściwie to nic nie zrobił...
szłam przez park. miałam czarną, zwiewną sukienkę, kurtkę dżinsową, torebkę i buty w jednym, malinowym kolorze, co idealnie komponowało się z moim kolorem włosów. szłam na spotkanie z [i.t.p]. po drodze wstąpiłam po kawę, którą jakieś niecałe 10 minut później wylał na mnie chłopak o ciemnej karnacji.
-to nowa sukienka! co zrobiłeś! jak chodzisz?! -ryknęłam w jego stronę.
-yy... eee... noo... przepraszam... nie chci... -jąkał się chłopak.
-co mi po twoim przepraszam?! plama nie zniknie, no nie?!
-wiesz, mieszkam tam obok. -wskazał w prawą stronę.- to mogę ci przeprać tę sukienkę... -powiedział niepewnie.
i wtedy to się stało. zdjęłam wzrok z mojej sukienki i przestałam rozpaczać, spojrzałam w jego wielkie, czekoladowe oczy. utonęłam w jego spojrzeniu. rozmarzyłam się. stałam w bezruchu przez jakiś czas, jednak po chwili moje marzenia przerwało jego chrząknięcie.
-aa no... tak... znaczy nie, poradzę sb sama. mam pralkę w domu. -powiedziałam zawstydzona.
-no dobrze, a może przynajmniej dasz wyciągnąć się na kawę? bo widzę, że dużo z tej twojej nie zostało. -zaśmiał się i wskazał na kubek.
po długich namowach zgodziłam się. poszliśmy do kawiarni, zamówiliśmy kawę i coś słodkiego. do tej pory pamiętam, że to było ciasto truskawkowe z wielką ilością bitej śmietany, która później znalazła się na twarzy mulata.
-tak wgl to jestem Zayn. -wydukał pod moim domem.
-miło mi, [t.i]. -podałam mu rękę.
-słuchaj, może chciałabyś jeszcze jutro gdzieś wyskoczyć? jakieś kino czy coś? -powiedział do strasznie niepewnie.
-to o 17. -powiedziałam dając mu buziaka w policzek na pożegnanie.
widziałam kątem oka jego wielkie zdziwienie, które później przerodziło się w zadowolenie i bezgraniczną radość.
tak zaczęła się nasza znajomość. od kiedy zaczęliśmy być ze sb, dziękowałam bogu każdego wieczora, że trafiłam na Zayna i nawet, że wylał na mnie tę kawę, mimo, że miała wtedy tą nową sukienkę na sb.
przez te 3 lata przeżyliśmy wiele dobrych chwil, jednak musieliśmy zmierzyć się też z tymi gorszymi momentami.
była niedziela rano, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zayn dostał swoje klucze od mojego domu, nawet rodzice sami mu to zaproponowali. w sumie to chłopak częściej bywał u mnie, niż u sb w domu. tam mieszkał sam, więc chciałam, żeby wprowadził się do nas.
wszedł chwiejnym krokiem na górę i niepewnie otwarł drzwi do mojego pokoju. usiadł na końcu łóżka i schował twarz w dłonie. usiadłam obok niego i mocno przytuliłam. myślałam  że poczuję zapach jego perfum, jednak poczułam wszystkie możliwe rodzaje alkoholu, dym z papierosów, zapach jakiegoś baru czy knajpy. jego oczy zrobiły się wilgotne. spodziewałam się wiadomości, że np. jego złota rybka zdechła. jednak nie tym razem.
-posłuchaj, ja już tak dłużej nie mogę... nie radzę sb z tym... poszedłem wczoraj do klubu z myślą, że zapomnę, ale jednak...-zaczął mówić przez łzy, które gęsto spadały na podłogę z jego policzków.- kiedyś, na afterparty po koncercie, wypiłem za dużo, byłem pijany. bardzo pijany. wiem, że to nie tłumaczenie, ale ja na prawdę nie wiedziałem co się dzieje. pocałowałem jakąś dziewczynę...
nie wpadłam w histerię, nie zaczęłam płakać, ani go bić, tylko przytuliłam go jeszcze mocniej. sama nie wiem czemu. może po prostu czułam, że to był jednorazowy wybryk i ta panienka nic dla niego nie znaczyła?
przy nim czułam się bezpieczna. cholernie bezpieczna. Zayn był jedną z tych osób, które mogą robić wszystko źle i przeciw mnie, jednak coś zawsze bd mnie do niego ciągnąć i zawsze bd stała za nim murem.
-i co teraz? -zapytałam patrząc się w podłogę.
-nie chciałbym cię stracić przez jakąś beznadziejną sytuację. ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła. ja nawet nie wiem jak ona ma na imię... wybaczysz mi to? -odwrócił mnie do sb i złapał tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy.
kochałam je, te czekoladowe tęczówki. do tego jeszcze ciemne, gęste rzęsy, które tworzyły piękny wachlarz oplatający oko. mogłam w nie patrzeć godzinami. czułam się wtedy jak w niebie. czułam, że więcej mi nic trzeba.
-jeśli obiecasz mi, że nie bd pił w tak dużym stopniu, do zgonu... i jeśli obiecasz mi, że to pierwsza i ostatnia taka sytuacja. -powiedziałam, a już po chwili nasze usta złączyły się w pięknym pocałunku.
to tylko jeden z wielu problemów, na który się natknęliśmy podczas naszego związku.
wspominanie przerwał mi telefon od Liama. jego głos był dziwny. taki niepewny i pełen kłamstwa. powiedział, że za 10 minut bd czekał na mnie pod domem i że muszę wyjść, bo Dan coś ode mnie chce i to bardzo ważne.
zgodziłam się, bo co miałam robić? to moi przyjaciele, a ja na dzisiaj nie miałam żadnych innych planów.
-słuchaj, sprawa jest dość nietypowa. Dan ma kręcenie teledysku na wieżowcu i chce, żebyś ty tam była. sam nie wiem dlaczego, więc nie pytam mnie o to. -powiedział szybko Liam, zanim ja cokolwiek zdążyłam wydobyć z ust.
-yyy... ok. i tak nie mam nic innego do roboty, bo mój szanowny chłopak zapomniał o moich urodzinach... -rzuciłam do Payna, a później spojrzałam przez okno.
-dobra, jesteśmy. wysiadaj. -powiedział chłopak uśmiechając się.
-ale, że ja mam iść sama? no chodź ze mną, ja nawet nie wiem gdzie to się wchodzi... Liam proszę... -spojrzałam z błaganiem w oczach.
zawsze to na niego działało.
-no dobra. -powiedział wysiadając z auta.
-dużo jeszcze tych schodów? nie ma tu windy? -zapytałam z wyrzutem.
-końcówka... -odpowiedział.- dobra, te drzwi po prawej. ja nie wchodzę, bo nie chcę, żeby Dan mnie zobaczyła. rozwalę im znowu cały dzień. trzymaj się.
-boże, co ja tu robię...? -szepnęłam sama do sb otwierając drzwi.
moim oczom nie ukazali się tancerze, kamerzyści, styliści i inni, tylko pusty dach wieżowca. postanowiłam wejść dalej, bo może gdzieś głębiej kręcili. cisza. nic. nikogo nie było. podbiegłam do balkonu, żeby zobaczyć czy Liam już odjechał.
-Liaaaaaaaaaam! -wydarłam się na całe gardło.- zaczekaj! tu nikogo nie ma! to jakiś żart?! fuck... -powiedziałam wieszając się na barierce i patrząc na odjeżdżający samochód.
nie no, świetnie. mam urodziny, Liam mnie okłamał i siedzę gdzieś na dachu wieżowca. nawet nie wiem jak stąd wyjść. a i zapomniałam, mój chłopak o mnie zapomniał. miło. bardzo. urodziny wymarzone...
-czy ktoś może mnie stąd zabrać? -krzyknęłam nie wytrzymując.
-a gdzie ci się spieszy? -usłyszałam jakiś głos.
był zniekształcony przez wiatr, więc nie wiedziałam do kogo należy. rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam...
-Zayn? a co ty tu ro...
-nic nie mów, proszę. -powiedział kładąc palec jednej ręki na moich ustach, a w drugiej trzymał bukiet róż i pudełko.
-co to? -zapytałam.
-nie udawaj, że nie wiesz. przecież wiem, że masz dzisiaj urodziny i że 3 lata temu się pierwszy raz zobaczyliśmy. pamiętam. -podał mi prezent.
otworzyłam i zobaczyłam śliczny naszyjnik.
-daj, zapnę. -uśmiechnął się i zabrał się za czynność.- mam coś jeszcze.
-Zayn nie przesadzaj. same kwiaty by starczyły. w sumie to wystarczyłbyś mi nawet tylko ty...
-proszę. -powiedział chłopak wyciągając jakieś małe pudełeczko w moją stronę.- jedna dla cb, druga dla mnie.
posłałam mu pytające spojrzenie.
-no otwórz, zobacz. -tajemniczo powiedział.
w pudełeczku były dwie bransoletki, jedna różowa, druga czarna.
-podejrzewam, że ta różowa dla mnie. -zaśmiałam się.
-taa. -wybuchnął śmiechem Zayn.- popatrz co tu jest jeszcze napisane. -wyciągnął jedną z bransoletek i podał mi.
'[t.i]&Zayn. 14.04.2010.' zobaczyłam.
-dziękuję ci skarbie. kocham cię najbardziej na świecie. -po czym po moich policzkach zaczęły spływać łzy radości.