Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 29 marca 2014

Harry cz.1






Zimny pot oblał moje ciało.Okropny dreszcz który przeszedł mnie na wzkroś zaalarmował wszystkie moje instynkty o zbliżającym się niebezpieczeństwie.Chyba w tej chwili powinnam zacząć krzyczeć na całe gardło ale za miast tego zacisnęłam dłonie w pięści i byłam gotowa zaprezentować wszystko czego nauczyłam się na zajęciach z samoobrony za które zapłacił ojciec.Przynajmniej gdy wrócę do domu cała i zdrowa powie,że pierwszy raz w życiu zainwestował we mnie i nie pożałował.
Byłam gotowa uderzyć...
Któryś z sześciu chłopców w kapturach roześmiał się głośno.Ten śmiech ociekał arogancją i pewnością siebie.Przeważał nad wszystkimi innymi.Chłopak wyszedł do przodu.Reszta cofnęła się jak na alarm.Wyglądali jak stado,a ten wysoki był alfą którego słuchali się wszyscy.
Światło z najbliższej latarni rozświetliło jego twarz.Na prawym policzku widniała świeża rana która nieco krwawiła.Jego niebieskie oczy zmieżyły mnie od stóp do głów,a na ustach pojawił się obrzydliwy uśmiech.
Wiedziałam,że teraz już nie ma innego wyjścia.To już koniec.
Przełknęłam głośno ślinę.Cała determinacja uleciała ze mnie jak powietrze z balonika.
-Nie zbliżaj się.-Ostrzegłam drżącym głosem.Chłopak pokręcił głową pokonując dystans między nami.W ostatniej chwili cofnęłam się o parę kroków.
-Thomas są inne...-Zachrypnięty głos któregoś z chłopaków z tyłu sprawił,że pomyślałam o nadziei.Thomas odwrócił się do tyłu.Sposób w  jaki to zrobił,jak szybko się odwrócił poczułam gniew który bił od niego jak żar.
-Coś ty powiedział?!-Krzyknął.Odwrócił się ode mnie i szybkim krokiem ruszył w stronę swojej bandy która odsunęła się tak aby Thomas mógł trafić tylko do tego który mu się sprzeciwił.
To twoja szansa.-Zabrzmiał głosik w mojej głowie.Nie zwracałam uwagi na krzyki.Wzięłam nogi za pas i ominęłam napastników.Przed oczami mignął mi obraz jak Thomas bił tamtego.On nawet się nie ruszył.
Szybko wyrzuciłam ten obraz z głowy i biegłam ile sił w nogach.Znalazłam się na głównej ulicy Londynu zachodniego.
Schowałam się w jednej z klatek schodowych gdy uszłyszałam zdenerwowane głosy niedoszłych gwałcicieli.
Wstrzymałam oddech gedy przeszli obok mnie w zalanej ciemnością chowającej się w klatce schodowej.
Wyszłam w światło latarni pewna,że nigdzie ich nie ma.Wolnym krokiem ruszyłam w dobrze znaną mi stronę domu.Serce nadal biło mocno w mojej piersi.
Przeszłam na druga stronę ulicy i starałam się nie patrzeć w strone ciemnej uliczki ale coś kazało mi spojrzeć.Na ziemi rozciągał się cień.Pisnęłam ale od razu zatkałam sobie usta.Przebiegłam przez ulicę i padłam na kolana przy ledwo żywym chłopaku.
Zsunęłam jego kaptur,a burza loków wypadła na mokry asfalt.Jego twarz była zalana krwią.Leżał zgięty w pół i cicho pokasływał. Z nosa ciekł czerwony płyn.
-Dasz radę wstać?-Zapytałam patrząc na chłopaka.Rozejrzałam się gorączkowo za pomocą ale skoro wcześniej nikogo tu nie było to czemu teraz miałoby być inaczej?
Jedynymi ludźmi którzy mogli tu znów zawitać byli ci którzy go tak urządzili.Ostrożnie pomogłam wstać lokowatemu.Chłopak złapał się za żebra i syknął z bólu.Wyszliśmy z uliczki.Sprawidziłam swoją kieszeń czy aby na pewno są w niej kluczyki mojego mieszkania.Odetchnęłam z ulgą.
Eskortowałam mojego wybawiciela który szedł powoli robiąc małe kroczki.Łzy ciekły po moich policzkach.Nie wiedziałam dlaczego.
Ogromny,wysoki blok niczym fatamorgana rozciągnał się przed nami i miałam ogromną nadzieję,że to nie złudzenie.Byłam zmęczona podobnie jak chłopak.
Z trudnościami wciągnęłam go na czwarte piętro.Zła,że na windzie wisiała karta z napisem "Przepraszamy,winda nie działa." otworzyłam drzwi.Zapaliłam światło w salonie i położyłam lokowatego na kanapie.Wyjęłam z szafki apteczkę.Zboczyłam gazik zimną wodą i zmyłam zaschniętą już krew z jego twarzy.Spirytusem ostrożnie zdezynfekowałam jego rany.Chłopak ściągnął brwi i otworzył oczy.Gwałtownie podniósł się z kanapy i zajęczał z bólu.
Odskoczyłam wystraszona.
Lokowaty rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu,a później jego wzrok padł na mnie.
Po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.Jego wzrok padł na moje usta,a na moje policzki zapiekły pod wpływem gorąca które mnie ogarnęło.
Cały zdrowy rozsądek wyleciał jednym uchem,a pragnienie wpadło drugim i już tam zostało.
-Jestem [t.i].-Przedstawiłam się drżącym z emocji głosem.
-Harry.-Chrypnął chłopak.Pomasował żebra i znów zasyczał.-Nic ci nie zrobili?-Zapytał Harry z czułością w głosie.Miałam wrażenie,że ten chłopak nie pasował do reszty bandziorów z którymi się zadawał.
Nie mogłam mysleć o nim jak o bandycie.Próbowałam pochamować myśl o tym,że mogłabym poczuć jego usta na swoich.Miał zamiar mnie skrzywidzić.
Podniosłam wodę utlenioną z ziemi i wacik które mi wypadł.Zbliżyłam się do chłopaka i na moment spojrzałm w jego pełne zielone oczy.Zrobił to samo.Koniuszkiem języka zwilżył swoje malinowe osta.Spuściłam głowę.Westchnęłam.
-Dziękuję.-Szepnęłam.-Za pomoc.
Łzy napłynęły mi do oczu.Nie chciałam wracać do tamtego wydarzenia.Demony z czasów dzieciństwa powróciły.Banie się ciemności i potworów to jedno,a znalezienie się w ciemności i spotkanie potworów to drugie.
Opatrzyłam rany Harry'ego i zaniosłam apteczkę do kuchni.Spojrzałam w zlany ciemnością korytarz.Bałam się,że za chwilę wyskoczą.
Zaparzyłam herbaty.Parząc swoje palce zaniosłam dwa kubki do salonu i postawiłam je na stole.Harry wziął jeden kubek niepwnie do ręki i upił łyka parującej cieczy.
Siedzieliśmy w ciszy.Słyszałam szumy ulicy dochodzące zza okna.Słyszałam jak sąsiedzi bawią się na górze.Slyszałam jak ludzie chodzą po klatce schodowej.
-Pójdę już.-Głos Harry'ego rozbrzmiał w mojej głwowie i przywrócił mnie na ziemię.Skinęłam głową.Wstałam i odprowadziłam chłopaka do drzwi.Otworzyłam je ale od razu je zamknęłam.
Zaczęłam zastanwiać się czy z moją głową wszystko dobrze.Ogromny strach objął mnie w swoje szpony gdy otworzyłam te drzwi.Było ciemno.Oaza spokoju i bezpieczeństwa gdy były zamknięte.
Słowa same ze mnie wypłynęły.Ruszałam ustami ale myślałam sercem nie głową.
-Zostaniesz ze mną?


Cześć wam!
Chciałam wam powiedzieć,że Crazy odeszła z bloga.Często nie dochodziłyśmy do porozumień i to nie miało sensu.Oczywiście nie będę wchodziła w szczegóły.Jest tam po części przykro ale trzeba prowadzić bloga dalej.
Mam nadzieję,że Harry przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam was Vicky :D

5 komentarzy==nowy imagin

wtorek, 25 marca 2014

Louis cz.2

Jest to kontynuacja tego imagina. Zainspirowała mnie do tego jedna z moich czytelniczek.




Dla Darcy Styles


Perspektywa Louis'a

Minęły już dwa tygodnie a [T.I] się nie odzywa do mnie. Martwi mnie to ponieważ wiem, że to przeze mnie. To ja zniszczyłem naszą relację. A to wszystko z powodu głupich uczuć. Brakuje mi jej uśmiechu, jej zapachu, jej obecności.

"Tęsknie za Tobą, Odezwij się, proszę. Martwię się." wysłałem kolejnego sms-a do dziewczyny.

Czasami mam wrażenie, że mi na niej zależy. I to nie tak jak na przyjaciółce. Z tą myślą poszedłem spać aby nie rozmyślać tyle o tym co zniszczyłem. Jednak nie udało mi się to ponieważ po raz kolejny śniła mi się sytuacja sprzed 14 dni. Z tego koszmaru wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Proszę. - powiedziałem jeszcze zaspany
- Nie pisz tyle do mnie. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
- Proszę Cię tylko o spotkanie. Muszę Ci coś powiedzieć. Jeżeli nie będziesz chciała mnie więcej widzieć dostosuje się do tego.
- Dobrze. Pasuje Ci dziś o 19:00 w tej restauracji koło mojego domu?
- Tak, oczywiście. Do zobaczenia. - rozłączyłem się
Zgodziła się ze mną spotkać. Udało się. Tak bardzo się cieszę. Byłem jak w amoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może być nasze ostatnie spotkanie. I mój humor uległ zmianie. Smutek zastąpił euforię. I w takim nastroju zacząłem się szykować na to co czeka mnie za 3 godziny. Ubrałem się w bluzę, która podobała się [T.I] oraz czarne, dopasowane spodnie. Spryskałem się perfumami, które ona uwielbiała. Wszystko dla Ciebie skarbie pomyślałem. Godzinę przed spotkaniem opuściłem aby dotrzeć na czas oraz kupić dla dziewczyny kwiaty. W kwiaciarni nie mogłem się zdecydować jaki bukiet będzie najlepszy. W końcu podjąłem decyzję. Wybrałem pomarańczowego gerbera ponieważ według mnie pasował on do [T.I]. Po 30 minutach dotarłem na miejsce spotkania. 5 minut później zjawiła się ona, moja koleżanka piękna jak zawsze.
- Cześć, dziękuję, że zgodziłaś się na to spotkanie. - rozpocząłęm
- Nie wysilaj się. O czym chciałeś mi powiedzieć?
- To trochę skomplikowane. - przypomniałem sobie o kwiatku. - Proszę, to dla Ciebie.
- Mów, ja mam czas. I nie potrzebnie wydawałeś pieniądze.
- Po tygodniu Twojego milczenia dotarło do mnie, że tęsknię za Tobą, brakuje mi Cię. Nawet mi się śniłaś.
- No dobrze, ale co to ma do rzeczy bo nie za bardzo rozumiem?
- Dopiero po tym co się stało uświadomiłem sobie bardzo ważną rzecz. Zależy mi na Tobie [T.I].
- I tak nagle to do Ciebie dotarło? Dziwne trochę.
- Wiem, że źle zrobiłem. Ale kiedy wyznałaś mi swoją miłość nie byłem pewny swoich uczuć. Ale teraz jestem już pewien. Kocham Cię i to się nie zmieni.
- I ja mam Ci w to uwierzyć, tak?
- No tak. Proszę Cię, daj mi szansę żebym mógł Ci udowodnić, iż to prawda.
- Pod jednym warunkiem się zgodzę.
- Jakim?
- Jeżeli to nie wyjdzie to znikasz na zawsze z mojego życia.
- Dobrze, obiecuję.
- Zapamiętaj to sobie. A ja muszę już iść bo późno się zrobiło.
- Nie możesz zostać jeszcze chwilę? - chciałem ją zatrzymać jak najdłużej
- Nie mogę. Do zobaczenia jutro na zajęciach.
- Pa.

Perspektywa [T.I]

Mam teraz mętlik w głowie. Co on chce mi udowodnić. Przecież mówił, że mnie nie kocha. To może chce mnie tylko bardziej pogrążyć, znowu rozkochać w sobie a potem zranić po raz drugi. Ale już trudno. Nie złamię danej obietnicy z powodu swoich wątpliwości. A już jutro zmierzę się z tym udowadnianiem Louis'a.

NASTĘPNEGO DNIA

Wstałam jak zwykle o 6 i zaczęłam się szykować na zajęcia. Lecz nie zdążyłam zaparzyć sobie nawet kawy ponieważ przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi. Zgadnijcie kto w nich stał. Choć pewnie się domyślacie. Przede mną stała osoba, która chce mi coś udowodnić.
- Popieprzyło Cię do końca? - zapytałam
- Nie. Tylko przyniosłem Ci śniadanie. - zaczął się panoszyć w mojej kuchni jak u siebie w domu - Smacznego. - dodał podając mi croissant'a z filiżanką kawy.
- Dziękuję, dobre było.
- To teraz zmykaj się ubierać i robić to wszystko co dziewczyny robią a ja tu poczekam.
- Tylko niczego nie zniszcz. Wystarczająco dużo już nabroiłeś w moim życiu.
- Będę grzeczny jak aniołek. Pooglądam sobie telewizję.

DWADZIEŚCIA MINUT PÓŹNIEJ

Schodzę gotowa do wyjścia na dół a Louis śpi na sofie. Słodko śpisz pomyślałam. Lecz wygoniłam szybko tą myśl z głowy i zabrałam się za budzenie chłopaka.
- Lou, wstawaj. Musimy już iść. - mówiłam do niego. Po chwili się przebudził.
- Masz bardzo wygodną sofę. - śmiał się - Mojemu zgrabnemu tyłeczkowi dobrze się siedziało.
- Idź już Ty zgrabna dupciu bo się spóźnimy. - poganiałam go zabierając torebkę i klucze ze stolika w przedpokoju.
- Damy przodem. - zaprezentował swoje białe ząbki - I daj to. - dodał wskazując na moją torebkę - Nie będziesz dźwigać.
- Ale to nie jest ciężkie.
- Możesz nie dyskutować i utrudniać mi mojego zadania?
- Ok, już nic nie mówię.
I w ciszy dotarliśmy na uczelnię.


Jak podoba się Wam druga część? Jak myślicie co stanie się dalej? 
Przewiduję jeszcze jedną część, w której okaże się czy Louis ma dar przekonywania i czy [T.I] będzie w stanie ponownie mu zaufać. 

Pozdrawiam <33





poniedziałek, 24 marca 2014

Niall cz.2






Kontynuacja tego imagina. 



DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

Może to wydawać się dziwne ale mieszkam z [T.I]. Sama mnie o to błagała. W końcu ustaliliśmy, że będę mieszkać z nią miesiąc i potem wrócę do swojego mieszkania. A ona w tym czasie nauczy się żyć sama, bez swojej rodziny. Widzę jak jej trudno. Mało je, prawie nie wychodzi z mieszkania, po nocach płacze myśląc, że ja o tym się nie dowiem. Lecz myli się. Wiem o wszystkim co się z nią dzieje. Przez ten czas udało mi się ją lepiej poznać i zaprzyjaźnić się więc dostrzegam każdą, nawet niewielką zmianę w jej nastroju. Dziś mam zostawić ją samą na cały dzień, taka była jej prośba. Obawiam się co zastanę po powrocie do domu ale spełnię jej prośbę. 
- [T.I] tak jak się umawialiśmy ja wychodzę i wrócę wieczorem. Życzę Ci miłego dnia. I pamiętaj, że jakbyś coś potrzebowała ode mnie to dzwoń.
- Dobrze, dziękuję. I też Ci życzę miłego wieczoru. - usłyszałem i zamknąłem za sobą drzwi.
Co by tu zrobić z tak ładnym dniem? zacząłem się zastanawiać. Po chwili miałem już plan na cały dzień. Najpierw spacer po mieście, potem obiad w mojej ulubionej knajpie i spotkanie ze znajomymi, za którymi troszkę się stęskniłem.

Perspektywa [T.I]

Ciężko mi siedzieć samej w domu. Widziałam, że Niall potrzebuje odpoczynku ode mnie więc poprosiłam go aby wyszedł ale zaczynam teraz tego żałować. Nie mam do kogo się odezwać, dla kogo gotować. Najlepiej będzie jak prześpię ten dzień, tak jak większość czasu jak blondyn mieszka ze mną. Jest on wspaniałym przyjacielem ale nie chcę go martwić, bo pewnie ma swoje problemy. Po co miałby się przejmować taką dziewczyną jak ja. Pewnie teraz się świetnie bawi i nawet nie myśli jak mija mi dzień, co robię. No ale to jest mój przyjaciel i czego ja od niego wymagam. I tak dużo już poświęca.

WIECZOREM
Perspektywa Niall'a

Tak jak umówiłem się z moją przyjaciółką wróciłem do domu ciekawy jak minął jej dzień. Wołałem ją ale nie odpowiadała. Zmartwiło mnie to więc ruszyłem do jej sypialni, zapukałem, otworzyłem drzwi ale jej tam nie było. Gdy zamykałem drzwi usłyszałem jakiś szept. Udałem się więc do miejsca z którego się wydobywał czyli do łazienki. To co tam zastałem mnie przeraziło. Na ziemi siedziała [T.I] ściskając krwawiący nadgarstek.  Byłem pewny, że się zraniła. Ale gdy przy niej kucnąłem zauważyłem żyletkę.
- [T.I] dlaczego to zrobiłaś?
- Bo po co mam żyć jak nie mam dla kogo?
- Ej, masz mnie. Jestem Twoim przyjacielem i na pewno brakowałoby mi Ciebie. - rozmawialiśmy a ja w trakcie opatrywałem jej rękę - I miałbym wyrzuty sumienia, iż pozwoliłem na to, że zrobiłaś taką głupotę. Teraz też będę je pewnie mieć bo gdybym był w domu to upilnowałbym Cię i nie zrobiłabyś takiej głupoty.
- Przepraszam i dziękuję. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.
- Poradziłabyś sobie ale nie musisz bo masz mnie. Idź do salonu a ja tu posprzątam.
- Nie, ja to zrobię.
- Mam Cię zanieść czy zejdziesz sama?
- No już idę.
Posprzątałem pomieszczenie i dołączyłem do dziewczyny. 
- Powiedz mi, jak ja mam się stąd wyprowadzić za dwa tygodnie jak Ty podczas chwilowej mojej nieobecności robisz takie głupoty?
- To jak nie chcesz to nie musisz się wyprowadzać. Możesz tu mieszkać na takich regułach jak teraz czyli jesteśmy przyjaciółmi, wspieramy się ale nie wchodzimy z butami w swoje życia. Co Ty na to?
- Muszę to przemyśleć. Jak już podejmę decyzję to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.

TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ

Nadal mieszkam z [T.I]. Czuję się tu już jak u siebie w domu. Pomagam jej i mam na nią oko. Mam pewność, że nie zrobi nic nieodpowiedzialnego. A z resztą ma już dla kogo żyć więc nie muszę się tak o nią martwić i sam mogę poszukać osoby, z którą będę spędzał większość wolnego czasu.


Przepraszam, że tak długo nie pisałam ale zwaliło mi się na głowę dużo obowiązków, Studia, prawo jazdy, ciężka sytuacja w domu... Ale to mnie nie tłumaczy, Jest mi głupio, że tak Wam opuściłam i postaram się teraz dodawać minimum jednego imagina w tygodniu. No i mam nadzieję, że takie zakończenie imagina przypadło Wam do gustu.

środa, 19 marca 2014

Harry

Imagin z Harrym napisany w godzinę.Dostałam napadu weny i mam nadzieję,że wam się spodoba.
Dziękujemy za wasze komentarze.
P.S Już środa,byle do piątku!
 
 



Patrzyłem w jej brązowe oczy i nie myślałem o niczym innym tylko aby choć na moment poczuć jej smak ust na swoich. Chciałem zakręcić pasmo jej grubych,ciemnych włosów i szepnąć do ucha ile dla mnie znaczy.
Zamiast tego znów siedziałem w jej pokoju.Miękkie łóżko uginało się pod naszym ciężarem.Puszysty koc muskał nasze stopy i mimo tego,że siedzieliśmy tak blisko siebie czułem,że dzielą nas kilometry nieskończonej przyjaźni która nie prowadzi do niczego.
Nasza rozmowa jak zwykle zmierzała w każdym kierunku oprócz tego którego chciałem.Prace domowe, plotki,deser...
-Harry...muszę wyprowadzić Alfreda.Chyba chce mu się siku.-Jej cichy głos rozszedł się w moich u szach jak dzwon.Spojrzeliśmy na kundla z czarną łatą na jednym oku który merdał ogonem i łypał z nadzieją na drzwi. Cicho zachichotałem i zeszliśmy z łóżka.[t.i] poprawiła koc na łóżku,a ja zapiąłem smycz na czerwonej obroży psa.
Wyszliśmy z domu. Słońce powoli chowało się za horyzont tworząc na niebie pomarańczową poświatę.Przeszliśmy obok czterech domów sąsiadów [t.i] polną ścieżką. Przed nami rozciągały się zielone wzniesienia ogrodzone niskimi,drewnianymi płotkami.W oddali majaczyły korony wysokich drzew z pobliskiego lasu. Doszliśmy na jedno z ogrodzonych pastwisk i wypuściliśmy Alfreda który zaczął biegać w kółko nas.
Złapałem za patyk który leżał na ziemi i rzuciłem go,a pies od razu za nim poleciał z wystawionym językiem i merdającym ogonkiem.
Śledziłem wzrokiem psa próbując nie zwracać uwagi na przenikliwe spojrzenie [t.i].Ona za to cicho westchnęła i usiadła po turecku na trawie.Odpięła kurtkę i zdjęła brązowy szalik z karku. Włosy które do tej pory były zaciśnięte przez wełniany materiał teraz rozwiał chłodny wiatr.
-Przeziębisz się.-Odparłem siadając obok niej. Ona tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się zadziornie.Położyłem się na zielonej trawie i zamknąłem oczy. Ręce rozłożyłem szeroko,podobnie jak nogi formując "aniołka".
Miałem ochotę ją przytulić jak najmocniej potrafiłem.Pomyślałem,że byłbym pierwszym człowiekiem na ziemi który objął swój cały świat.
-Chciałam z tobą porozmawiać,Harry.-Poważny ton głosu który przybrała w ogóle do niej nie pasował.Otworzyłem jedno oko aby na nią spojrzeć ale [t.i] siedziała już wyprostowana i czekała aż zrobię to samo więc zrobiłem.
-Słucham...-Odchrząknąłem lekko zdenerwowany.[t.i] popatrzyła na mnie, a jej usta delikatnie zadrżały.Wciągnęła głęboko powietrze po czym je wypuściła i położyła dłoń na mojej zmarzniętej. Wzdrygnąłem się zdziwiony.
-Nie będzie ci tego wszystkiego brakowało gdy wyjedziesz? Londyn to nie Holmes Chapel i na pewno zobaczysz tam jeszcze piękniejsze widoki ale...-przerwała na moment i zamknęła oczy.Po jej policzku spłynęła jedna łza.
Poczułem się jakby mój świat właśnie zgniótł się pod wpływem moich ramion.Nie potrafiłem jej nawet dotknąć.Chciałem powiedzieć jej,że zostanę ale nie chciałem jej oszukiwać.
-...ale wrócisz prawda?-jęknęła patrząc na mnie zaczerwienionymi oczami.
[t.i] nie czekała na moją reakcję. Owinęła ręce wokół mojej szyi i mocno mnie przytuliła.Nadal nie potrafiłem nic zrobić.
Nie,nie,nie...! Powtarzałem sobie wgłowie po raz tysięczny od dwóch godzin gdy byłem z [t.i].
Zamiast płakać oboje powinniśmy się cieszyć,że zdaliśmy testy i przyszłość stoi przed nami otworem. [t.i] powinna być szczęśliwa razem ze mną,a nie płakać z powodu mojego wyjazdu.Tylko on stał na naszej drodze.
Nie umiałbym powiedzieć jej tego co czuję,a po tem tak po prostu zostawić i zdać się na los.Uda mi się albo nie,spróbuję za rok...
Z torbą przy nodze stanąłem przed domem [t.i] i nacisnąłem dzwonek. Drzwi od razu się otworzyły.[t.i] była już gotowa,a moja mama czekała na nas w samochodzie.
-Cześć!-przywitała mnie całusem w policzek i podobnie jak ja wysiliła się na uśmiech.Spojrzała na moją wypchaną po brzegi torbę i ominęła ją szerokim łukiem.Usiedliśmy z tyłu w samochodzie.Mama włączyła radio żeby chociaż ono wydawało z siebie jakieś odgłosy.
Co chwilę patrzałem w stronę [t.i],a ona od razu się odwracała.Czasem to ona łapała mnie na tym gdy się jej przyglądałem.Uśmiechnąłem się do niej ale ona tego nie odwzajemniła.
 -Harry o której będzie twój tata?-Zapytała mama przyciszając grające radio.Spojrzałem na zegarek na moi lewym nadgarstku.
-Powiedział,że będzie o ósmej,a dochodzi siódma.Jestem ciekaw ile przepisów złamałaś jadąc tak szybko.-Jęknąłem na co moja mama zachichotała.Perspektywa stania godzinę na mrozie nie uśmiechała mi się za bardzo.
-Jesteście głodni?-Zapytała,a ja pokręciłem głową.[t.i] spojrzała z boleścią na zegar wyświetlający się przy radiu jak by mogła na moment zatrzymać czas.
-Jadłam śniadanie.-odpowiedziała znów patrząc w szybę.
Po kilku minutach mama zatrzymała się na parkingu.Wyszła z samochodu po kawę dla siebie zostawiając nas samych.
-Zadzwonisz jak dojedziecie?-Zapytała mnie [t.i].Popatrzała na mnie,a jej brązowe oczy już się tak nie iskrzyły jak zawsze.
-Oczywiście.Nawet gdybyś mnie nie poprosiła to bym zadzwonił.-Odparłem patrząc jej w oczy które znów się zaszkliły.
Teraz postanowiłem,że to ja pierwszy przytulę ją.Zamknąłem jej wiotkie ciało w szczelnym uścisku,a ona cicho zaszlochała.
Wiedziałem,że to będzie ciężkie zostawić ją w Holmes Chapel.
[t.i] odsunęła się ode mnie i patrzyła w moje oczy. Tak bardzo chciałem zobaczyć w nich tylko przyjaźń.Tak bardzo chciałem patrzeć na swoje odbicie i nie widzieć jak bardzo zmieniłem się przez to co do niej poczułem.Do najlepszej przyjaciółki którą znam od wieków i którą mam teraz zostawić.
[t.i] zawsze mi powtarzała żeby spełniać marzenia.Dlaczego spełnienie marzeń nosi ze sobą tak ogromne konsekwencje?
Brunetka musnęła swoimi malinowymi ustami moje własne łącząc je w pocałunku na który tak długo oboje czekaliśmy.
Po dziesięciu minutach wróciła mama,a za raz po tym przyjechał tata.Wyjął moją torbę z bagażnika i schował ją do swojego.
Poklepał mnie w ramie co miało oznaczać "czekam w samochodzie".Mama mocno mnie przytuliła życząc mi powodzenia.
-Masz dzwonić!Płacę za twój abonament więc go używaj .Kocham cię synku!-Zaszlochała.
Cała zapłakana pod pretekstem,że jest jej zimno wróciła do samochodu.Przez szybę widziałem jak otwiera nową zakupioną paczkę chusteczek.
-Kocham cię.-wyszeptałem tuląc do siebie [t.i]
-Ja ciebie też Harry.
Wsiadłem do samochodu.Tata odpalił silnik,a ja przetarłem oczy żeby się nie popłakać ale to i tak nie pomogło.
-Harry głowa do góry!Za cztery godziny twój występ w x-factor...-odparł tata.

 
****
 
5 komentarzy-nowy imagin

Pozdrawiam Vicky :D

niedziela, 16 marca 2014

Zayn cz.2

Zayn cz.1


"Wiesz miałeś rację. Z ojcem mieszka się lepiej.Mama jest zła i do tej pory się nie odzywa.Myślisz,że powinnam ją odwiedzić?
Wiesz gdzie leży Bradford? Małe miasteczko ale jest urocze.Podoba mi się tutaj.
Wieżę w miłość od pierwszego wejrzenia...to słodkie.Kim jest twoja wybranka?
Nie będziesz sam co? Tydzień to nie tak dużo jak by się mogło wydawać.
Zayn to popularne imię? 
Skoro mówisz,że masz brązowe oczy to zgaduję,że jesteś brunetem.To się często zdarza,a po za tym jak zawsze mam rację nawet jeśli jej nie mam.
P.S [t.i]. "

-Dziękuję.-Odparłam odchodząc od stołu i pocałowałam tatę w policzek.-Do zobaczenia!
Zamknęłam za sobą drzwi.Zimne powietrze za szczypało mnie w twarz,a policzki zapiekły.Schyliłam głowę,bo ostry śnieg nie leciał mi w oczy i siłując się z wiatrem przeszłam przez zaśnieżone chodniki.Schowałam dłonie do kieszeni choć opatulone w puchowe rękawiczki nadal było mi zimno.Ciemny komin owinięty w okół mojej szyi zapobiegał wpadaniu nieproszonych mroźnych płatków śniegu za kurtkę.
W kieszeni spodni gniótł się nowo napisany list do Zayn'a.Nie miałam gdzie go spakować po za tym prawie bym o nim zapomniałam,a zależało mi aby mój przyjaciel dostał wiadomość dość szybko.
Gdy po kilku minutach maszerowania w zaspach doszłam do szkoły byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi choć gdy spojrzałam na równie pełne ulgi twarze rówieśników pomyślałam,że ten poniedziałek jest jedynym poniedziałkiem w moim życiu gdy prawie każdy uczeń był ucieszony z dotarcia do ciepłej,suchej,bez zasp śniegu szkoły.
-Pięć w prawo,trzy w lewo,cztery w prawo i dwa w lewo...-powtarzałam kod do szafki numer 256 gdy przekręcałam gałkę z cyferkami.
Wrzuciłam kurtkę do środka małej półki uprzednio wyciągając z niej wszystkie książki aby nie zamokły.Przeczesałam włosy ręką i z uśmiechem poszłam na drugie piętro.
Gdy wszyscy uczniowie pozajmowali swoje miejsca byłam pewna,że przed ostatnia ławka od strony okna jest pusta.
Pech nowego-nigdy nie wie gdzie kto siedzi.
Usiadłam na drewnianym krzesełku które cicho zaskrzypiało i ułożyłam starannie książki od największej do najmniejszej na porysowanej starej ławce.
-Widzę,że się rozgościłaś.-usłyszałam za sobą pełen sztucznej uprzejmości głos.
-Przepraszam ja myślałam,że nikt tutaj nie siedzi.-wytłumaczyłam lekko poddenerwowana.
Chłopak o złociście blond włosach łypał na mnie zdenerwowanie,a w jego niebieskich oczach pojawił się płomyczek złośliwości.Blondyn zachichotał i rozejrzał się po klasie najwidoczniej szukając publiczności lecz nikt po za mną nie zwracał na niego większej uwagi.
-Bobby na prawdę chcesz żeby i nowa cię znienawidziła?Masz mało problemów?Kto wie może [t.i] ma czarny pas w sarkazmie i nawet ciebie przegada?-Przy drzwiach stanął wysoki brunet z włosami starannie postawionymi na żelu. W jego brązowych oczach zamigotały dwie iskierki rozbawienia.
Bobby zrobił minę pełną zawiści i odszedł.Zepchnął jakiegoś chłopaka w okularach z krzesła i zajął jego miejsce.
-Wolne?Zwykle to ja tutaj siedzę z moim przyjacielem Drake'em ale wyjechał i...właściwie nie wiem czemu to powiedziałem.Jestem Zayn,a ty [t.i] prawda?-Zapytał siadając obok mnie.Szeroki uśmiech wpełzł na jego twarz i towarzyszył mu przez najbliższe kilka minut aż do klasy nie wszedł nauczyciel.
-Wyciągamy karteczki!- zawołał starszy mężczyzna i zączał pisać po tablicy białą kredą pytania.Cała klasa westchnęła poirytowana i rozległo się buczenie. Nauczyciel zaśmiał się cicho nie przerywając pisania.
Po lekcji poszłam na stołówkę.Zahaczyłam jeszcze o szafkę żeby wsadzić do niej ciężki plecak. Wszyscy uczniowie poszli zjeść lunch na długiej przerwie więc praktycznie byłam sama na długim korytarzu.Po obu jego stronach rozciągały się czerwone,zniszczone szafki.Na końcu korytarza było wielkie okno. Widziałam przez nie całe Bradford.Wydawało mi się,że śnieg zaczął jeszcze mocniej padać,a zaspy uzyskały kilka centymetrów więcej przewagi nad przechodniami.
Długa przerwa to chyba dobry pomysł aby wyjść na chwilę na pocztę i wysłać list-pomyślałam. Ubrałam kurtkę,tak jak rano szczelnie owinęłam się kominem i założyłam ciepłe rękawiczki.
Gdy wyszłam ze szkoły niemal mnie zwiało. Zakołysałam się nie pewnie ale nie upadłam. Kopertę trzymałam bezpiecznie w kieszeni. Po kilku minutach marszu w zaspach przestało padać. Gdy doszłam na pocztę zegar wybił równo dwunastą trzydzieści. Miałam jeszcze pól godziny,a to odpowiednio dużo czasu żeby wrócić na dzwonek do szkoły.
Wielki budynek poczty wyglądający  jak stare zamczysko rozciągał się nad moją głową. Brązowe,mosiężne drzwi były lekko uchylone.Pchnęłam je z całej siły i weszłam do środka.
-Dzień dobry!-zawołałam stając przy kontuarze. Starszy mężczyzna,z wyrazistym brzuchem i siwymi włosami stanął przede mną za szyba i uśmiechnął się przyjacielsko. Wyglądał trochę jak dziadek mróz ale brakowało mu długiej brody.
-Dzień dobry panienko! Słucham co dla pani?-zaśmiał się wyciągając dłoń po list.Obejrzał go i skrzywił się.-A gdzie adres?-zapytał.
-Eee...adres...ja...-jąkałam się zdenerwowana. Mężczyzna spojrzał na mnie swoimi szarymi oczami które w pewnym momencie rozbłysły się milionami małych iskierek.
Wziął list w niebieskiej kopercie pewnie do ręki i wsadził do odpowiedniej szufladki.
Starszy pan oparł łokcie o kontuar i ubrał okulary na nos.Znów się uśmiechnął.
-Długo tutaj mieszkasz panienko?
-Nie.Przeprowadziłam się tutaj kilka dni temu.-Odpowiedziałam równie przyjaźnie uśmiechając się do mężczyzny.
-Rozumiem. Bradford to bardzo piękne miasto. Jeśli nadal będziesz wysyłała listy do tego chłopaka przyjdź do mnie.-Puścił mi oczko i spojrzał na zegar.-Nie powinnaś iść do szkoły?
Jeszcze raz się uśmiechnęłam i odwróciłam od kontuaru.Założyłam rękawiczki i schowałam dłonie do kieszeni.
-Przepraszam ale skąd pan wie,ze to do chłopaka?-spytałam zaciekawiona.Starszy pan zachichotał i pomachał mi.-Do widzenia!-powiedziałam jeszcze przez chwile patrząc na staruszka po czym ruszyłam w stronę brązowych,mosiężnych drzwi.
Uwarznie patrzałam pod nogi żeby nie poślizgnąć się na czarno-żółtej kafelkowanej podłodze.Pchnęłam drzwi ale z drugiej strony ktoś najwyraźniej chciał wejść. Odskoczyłam jak poparzona i uderzyłam tyłkiem o podłogę.
-Przepraszam nie chciałem nic ci...-Zayn popatrzał mi w oczy,a ja lekko oszołomiona zamrugałam kilka razy. Najpiekniejszy odcień brązu jaki kiedykolwiek widziałam patrzał na mnie zatroskany.-Nic ci nie jest?-Zapytał,a jego głos rozniósł się w mojej głowie jak echo. Mógłby zamienić ze mną tylko jedo słowo ,a ja słyszałabym je w głowie jak piosenka której nie da się z niej pozbyć.
-Już wszystko dobrze.-Odparłam.Chłopak wyciągnął do mnie rękę i pociągnąłdo góry.-Chyba...-zachwiałam się.
-Przepraszam.-powiedział przepraszajaco.Uśmiechnęllam się do niego kręcąc głową.Na kafelkowanej podłodze leżała koperta.
-To chyba twoje.- zauważtyłam.Zayn schylił się i podniósł kopertę..Otrzepałam spodnie i wyszłam. Powrót do szkoły zajął mi dwadzieścia minut ale zdążyłam czego nie mogłam powiedzieć o Zaynie.Gdy o szesnastej wracałam ze szkoły było juz prawie ciemno.Jak to w zimie.Zapukałam do drzwi i otworzył je tata.Szybko zdjęłam buty i wilgotnął kurtkę po czym pobiegłam do siebie do pokoju żeby się przebrać w coć suchego.Kiedy zeszłam do kuchni tata czekał już z obiadem.
-Dzwoniła twoja mama.-powiedział nakładając na talerz ziemniaków -Chciała przeprosić.Polałam warzywa sosem i zamieszałam.
-Miło z jej strony ale nie uważasz,że jest już trochę za późno? Nie odzywałam się do mnei odkąd tu przyjechałam,a w domu od pięciu dni.-powiedziałam tonem naburmuszonej nastolatki i nałożyłam sobie jedzenia do ust.
Zawsze podczas kolacji rozmawialiśmy z ojcem najwięcej.Tata zazwyczaj opowiadał mi co działo się u niego w pracy,a ja zdawałam raport z całego dnia przy czym cały czas się śmialiśmy.Gdy talerze były puste oboje pozmywaliśmy i usiedliśmy na kanapie.Ktoś zapukał do drzwi.Spojrzałam na tatę.
-Ostatnio ja otwierałem.-szybko powiedział i uśmiechnął się do mnie. Z westchnieniem poszłam otworzyć.
-Dobry wieczór! Czy pani [t.i] [t.i]?-Zapytał uprzejmie listonosz.
-Tak,to ja.-Odpwwiedziałam,a on podał mi list życząc miłego wieczoru.Zamknęłam za nim trzymając kopertę w ręce.Uśmiechnęłam się sama do siebie,nieświadomie przygryzając dolną wargę.Nogi same poniosły mnie w stronę schodów.
-Kto to był córciu?
-Listonosz ale nic do ciebie nie było!-Zawołałam i zamknęłam drzwi pokoju.
Usiadłam przy biurku i zapaliłam małą lampkę.Przez moment patrzałam na kopertę bez nadawcy i zaczęłam zastanawiać się czy to ma jakiś związek z Zayn'em i naszym spotkaniem na poczcie. Biała koperta to mógł być tylko zbieg okoliczności? Imię też. Przygotowana na długą treść lekko się pochyliłam ale zamiast tego zobaczyłam tylko dwa słowa które przeczytałam na głos z niedowierzeniem:
 
"Spotkajmy się"
 
 
****
 
Cześć kochane!
Pewnie zauważyłyście,że przez jakiś czas mnie nie było ale nie miałam za dużo czasu żeby coś napisać szkoła itp.
Druga część Zayna wam się podoba?
5 komentarzy=następna część
Pozdrawiam Vicky :D

niedziela, 16 marca 2014

Liam cz. 2 (Koniec)


Obudziłam się wcześnie nad ranem. Ruby jeszcze słodko spała, a ja postanowiłam zrobić śniadanie całej rodzinie. Zeszłam po schodach do kuchni. Otworzyłam drzwi i zamarłam zastałam w niej nikogo innego jak Liama.
-Co ty tu robisz?
-Czekam na ciebie, chcę cię przeprosić.
-I dlatego włamałeś mi się do domu. Jak widzę myślisz, że jak jesteś sławny to prawo cię nie obowiązuje. Gwiazdeczka od siedmiu boleści.
-Możesz chociaż raz mnie posłuchać, nie krzycząc na mnie i mnie nie wzywając.
-Nie.
-Czy nie zauważyłaś że wina nie leży tylko po mojej stronie? Gdyby ci na mnie zależało to zadzwoniła byś do mnie. A nawet jeśli zmieniłem numer, to mogłaś wysłać e-maila, albo przyjść w odwiedziny jak byłem w mieście wiesz gdzie mieszkam, ale nie ty wolisz zrzucać na mnie całą winę. - powiedział, a mi zaszkliły się oczy
-Tyle razy próbowałam do ciebie iść, ale twoje głupie fanki mi na to nie pozwoliły. Tyle razy chciałam do ciebie podejść w sklepie, ale twoje fanki mi nie pozwoliły, tak dużo razy chciałam do ciebie podejść porozmawiać, ale zawsze twoje wielbicieli mi nie pozwoliły, nie miałam jak. A jak byłam na koncercie, "obsłużyłeś" mnie jak inne dziewczyny. Więc mam prawo cię obwiniać. Sam też mogłeś do mnie przyjść, ale pan WIELKA gwiazda zapomniał o swojej jedynej przyjaciółce. To ja byłam osobą, która wiedziała o tobie dosłownie wszystko, dzieliłeś się ze mną ostatnimi słodyczami. Wszystko robiliśmy razem, a wystarczył rok w trasie, a ty zapomniałeś o wszystkim. A w tym wszystkim boli mnie najbardziej to, że już nie jesteś sobą.
-Jestem sobą w stu procentach. - powiedział
-Wątpię. Naprawdę lubisz mieć na twarzy cały ten make up, który musisz mieć? Naprawdę lubisz gdy cały świat uznaje cię za świetnego i świetny przykład. Powiedz mi czy jest w tobie chociaż cząstka tego samego śmieszka który chciał zostać olimpijczykiem i strażakiem zarazem?
-Jest. - odpowiedział stanowczo
-Niby czemu? Teraz jesteś sławny, podaj mi powód dlaczego chciałbyś zostać zwykłym strażakiem Liamem Paynem w jakimś Wolverhampton, zamiast żyć jako świecący przykładem sławny Liam Payn w wielkim Londynie?
-Bo ja... umm..
-Tak myślałam, proszę idź już. Jak wymyślisz sensowny powód to przyjdź. - nie musiałam powtarzać, chłopak bez słowa wyszedł, a ja zaczęłam robić jajecznicę. Do kuchni weszła zaspana Ruby.
-Jestem głodna.
-Siadaj zrobiłam jajecznicę. - posłałam dziewczynce miły uśmiech, który odwzajemniła. Po śniadaniu zmyłam naczynia, poszłam ogarnąć siebie i Ruby. A następnie pojechałyśmy na komisariat. Byłam ciekawa czy ktoś nie szukał dziecka, czy coś takiego. Jednak na miejscu okazało się, że nikt nic nie zgłaszał. Policjant powiedział, że jak coś będzie wiedział da nam znać, a na razie proponuje albo oddać Ruby do opieki społecznej co w ogóle mi się nie spodobało, albo zaopiekować się nią. Powiedział, że jeśli ktoś nie zgłosi się po dziecko, to albo dziewczynka trafi do rodziny zastępczej lub jak wolę może zostać u mnie. Następnym punktem naszej wycieczki była galeria handlowa. Ja to ma szczęście, bo na miejscu spotkałam Liama z resztą i wrzeszczącymi fanami na karku. Jak oni mogą tak żyć.
-[T.I] patrz to One Direction! - krzyknęła podekscytowana Rub - podejdziemy?
-Yhym. - nie mogłam spojrzeć w jej oczka i odmówić, a że moją matką chrzestną jest pech akurat to Liam stał sam.
-[T.I]? Myślałem, że mnie nienawidzisz i takie tam.
-Bo tak jest, uwierz nie świeci mi się tu stać, ale Ruby was lubi więc.
-Myślałem, że nas lubisz.
-Czy wszystko musi się kręcić w okół świetnego Liama Payna?! - krzyknęłam za głośno, bo wszystkie oczy były zwrócone na mnie.
-Przeprasza, nie wiedziałem, że ten temat aż tak cię drażni.
-Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Daj Ruby autograf, nie mam zamiaru stać tu jak pasyjka, bo nie jestem rzeźbą, żeby one się na mnie gapiły. - wskazałam na fanki, no co większość spuściła wzrok, Li zrobił o co go poprosiłam i poszedł do reszty fanów.
-Czemu go nie lubisz? Dlaczego zachowujesz się jakbyś go znała? - zadawała pytania Ru
-To skomplikowane.
-Jestem mała, mam sześć lat, ale nie jestem głupia. Mając cztery lata liczyłam do 100. Jestem geniuszem.
-Ale mamę zgubiłaś. - zaśmiałam się
-Tak, to dlaczego go nie lubisz? -Ruby zachowywała się jakby miała co najmniej 14 lat
-Więc, znam go od małego, a on gdy stał się sławny zapomniał o mnie swojej najlepszej przyjaciółce.
-On jest głupi. Idziemy do Maka?
-Trzeba gdzieś jeść, ale wolę Nando. - w Nando zamówiłyśmy frytki, colę i hamburgery, gdy jadłyśmy podszedł do nas jakiś blondyn
-Czego? - byłam zdenerwowana, miałam ochotę jeść w spokoju
-Nie znamy się, ale mogę się przysiąść?
-Nie.
-Tak!! - wyrwała się Ruby
-Zgodziły się. - zawołał swoich trzech kolegów, nie mam pojęcia czemu Ruby była tak w niebo wzięta.
-Czemu tak nawrzeszczałaś na tego jak mu tam Liama?
-Dlaczego każdy chce to wiedzieć? -naprawdę było to denerwujące
-Bo to ciekawe, czemu wrzeszczysz na gwiazdę światowego formatu.
-Miałam taki kaprys. Nie masz ochoty nawrzeszczeć na przyjaciela który o czymś zapomniał? - odpowiedziałam Lokowatemu
-Czekaj, ty jesteś [T.I], tą przyjaciółką Liama - zapytał Zayn o ile dobrze zapamiętałam jego imię.
-Skąd wiesz?
-Bo on ciągle o tobie nawija.
-Serio? Niby skąd to wiecie?
-Chłopaki! Tu jesteście. - do stolika podszedł Payn.
-I wszystko jasne. - mruknęłam - Przepraszam na sekundę. - złapałam chłopaka za rękaw i pociągnęłam w kąt - Czemu Zayn powiedział, że ciągle o mnie mówisz?
-Bo to prawda.
-Co? - zrobiłam wielkie oczy
-Rano zapytałaś dlaczego chciałbym zostać w Wolverhampton. Odpowiedzią jesteś ty. Nie kontaktowałem się z tobą, bo od dawna czułem do ciebie coś więcej niż przyjaźń.
-A nie pomyślałeś, że lepiej było to powiedzieć.
-Pamiętam jak mówiłaś, że nie chciałabyś, żeby twój chłopak był większość czasu  w trasie. Myślałem, że jak się od ciebie odetnę to zapomnę, ale nie mogłem, nadal o tobie myślałem.
-Aha. - powiedziałam zamurowana. To był szok. - A teraz co czujesz?
-Że cię kocham. - powiedział powoli przybliżając się do mnie - A ty co czujesz?
-Może łatwiej będzie pokazać. - złączyłam nasze usta w pocałunku, a z końca sali słychać było gwizdy chłopaków na co oboje z Liamem zaczęliśmy się śmiać.
 Od tego dnia było tak jak kiedyś, nadal byliśmy tymi szczeniakami z liceum tylko, że w starszym wieku. Nic między nami się nie zmieniło, nadal świetnie się rozumieliśmy. Ruby została moją przyrodnią siostrą. Znowu czuję, że żyję.

_______________________________________
Tak więc, tak się kończy ta historia, myślę że wam się podobała. Jeśli tak to zostaw komentarz :D Pozdrawiam z pod cieplutkiej kołderki CrazyMofo301 <3 :*