Dziś kolejne wesele w moim życiu. Czy tylko ja mam takie mieszane uczucia wobec wesel? Niby cieszę się radością nowożeńców. A z drugiej strony szlag mnie trafia, przez to, że jestem sama. Nie mam z kim iść na wesele. Zawsze idę z rodziną bo nie sama jak debil jakiś. Leniwie wstałam z łóżka, zjadłam lekkie śniadanie, umyłam zęby i udałam się do fryzjera. Po godzinie pracy moje włosy był upięte. Wróciłam do domu, zrobiłam makijaż, zjadłam drugie śniadanie i wbiłam się w moją ulubioną sukienkę. Byłam już gotowa a do wyjazdu została mi jeszcze godzina. Miałam już włączyć jakiś film gdy przypomniało mi się, że nie spakowałam torby z rzeczami oraz torebki. Po chwili stałam już przed szafą.
- Spodnie, spodenki, dwie bluzki - wymieniałam na głos co pakuje - sukienka na poprawiny, bielizna i buty. Wszystko już mam.
Zapięłam torbę i zaniosłam ją do samochodu, nie zapominając o wzięci aparatu ze sobą. Gdy wróciłam do pokoju chwyciłam torebkę. Zaczęłam chować do niej portfel, kosmetyczkę, perfumy oraz telefon. Całe to pakowanie zajęło mi godzinę. Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Wzięłam ze stolika w korytarzy kluczyki od samochodu i udałam się w drogę.
Godzinę później
O matko! Jak mnie tutaj dawno nie było. A tutaj jest przecież tak ładnie, nie rozumiem czemu tu nie przyjeżdżam. Zaparkowałam na parkingu, wzięłam torebkę oraz aparat i udałam się do kościoła. Usiadłam w ławce z przodu żeby mieć dobrą perspektywę do zdjęć. Po chwili koło mnie usiadł jakiś chłopak. Muszę przyznać, że był przystojny. Lecz nie on tu jest najważniejszy. Po chwili przy wejściu pojawiła się para młoda. Zrobiłam im kilka zdjęć i wróciłam do ławki. Podczas mszy zrobiłam jeszcze kilkanaście zdjęć. Gdy tylko para młoda udała się do samochodu ja wsiadłam za kierownicę swojego i odpaliłam silnik. Kilka minut później samochód z młodymi ruszył a ja zaraz za nimi.
Pół godziny później
Dom weselny znajdował się naprzeciwko domu w którym miałam spać. Było mi to na rękę. Zaparkowałam swoje auto przed nim, zabrałam torebkę, prezent dla młodych oraz aparat i udałam się na salę. Właśnie ustawiała się kolejka do składania życzeń. Stanęłam więc za jakimś małżeństwem i pomału przesuwałam się w kierunku mojej kuzynki oraz jej męża. Po pól godziny wydostałam się z kolejki usiadłam przy stole wraz z moją rodziną. Ciocie od razu zaczęły mówić jak to schudłam. W sumie było to miłe. Czułam się dowartościowana, uśmiech sam wdarł się na moją twarz. Po chwili przede mną pojawił się talerz pełen przepysznej zupy. Wreszcie coś innego niż rosół na weselu. Następnie na stołach pojawiły się półmiski z różnymi mięsami oraz miski z ziemniakami i surówkami. Nałożyłam sobie małą porcję i zajęłam się jedzeniem. A, zapomniałabym Wam opisać stoły. Są one okrągłe, przy każdym jest 10 krzeseł. Na nich znajdują się białe stoły oraz granatowe serwetki. Wszystko wygląda bardzo schludnie. Na środku stołu ustawione są wazony z bukietami podobnymi do bukietu panny młodej oraz świeczki. Wszystko wyglądało bardzo ładnie, tak nastrojowo. A ja jak zwykle sama. Wszyscy z mojego stolika poszli tańczyć a ja siedziałam sobie ze szklanką w dłoni, on jedyny dotrzymywał mi towarzystwa. Zawsze lepsze to niż być samemu. Przesiedziałam tak z pół godziny. Po tym czasie udałam się w kierunku łazienki w wiadomym celu. Gdy tylko wyszłam wpadłam na jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam bardzo, nie zauważyłam Cię. - zawstydziłam się
- Spokojnie, nic się nie stało. Może zatańczysz ze mną?
- Tylko, że ja nie potrafię tańczyć.
- Każdy potrafi, Chodź, udowodnię Ci. - pociągnął mnie za rękę na parkiet
- Jakbym Cię podeptała to wybacz.
- Ej, uśmiech i oddychaj. Wczuj się w muzykę i daj mi się prowadzić.
- Dobra. - zaczęliśmy tańczyć i muszę przyznać, że nie szło mi nawet tak źle
- No i widzisz, dobrze Ci idzie.
- Tylko dzięki Tobie.
- Bo się zarumienię. - uśmiechnęłam się do chłopaka i nie skomentowałam jego słów. Po chwili skończyła się piosenka na taką do wolnego tańca.
- Masz chłopaka?
- A po co pytasz?
- Nie chcę dostać w twarz.
- Przyszłam sama, nie mam chłopaka.
- To dobrze, moja śliczna buźka będzie bezpieczna. - chłopak się zaśmiał, położył swoje ręce na moich bokach i zbliżył się do mnie. Moje ręce spoczęły na jego barkach i zsuwały się na ramiona.
- Możesz mi powiedzieć jak masz na imię?
- Liam jestem. A Ty?
- [Twoje Imię]
- Bardzo lubię to imię.
- Twoje też jest fajne. - uśmiechnęłam się - Ja po tej piosence idę sobie usiąść, stara kontuzja się odezwała.
- Ok. A co to za kontuzja?
- Kiedyś przez swoją głupotę uszkodziłam sobie kolano. I przy większym wysiłku się to odzywa. Muszę teraz zażyć leki przeciwbólowe, poczekać chwilę i będzie ok.
- To dobrze, bo już zaczynałem się martwić. - piosenka się skończyła i brunet odprowadził mnie do stolika - Pozwolisz, że się przysiądę.
- Proszę bardzo, dziwnie tak samej siedzieć.
- Może opowiesz mi coś o sobie.
- Moje imię już znasz. Mam [Twój wiek] lat. Mieszkam 70 km drogi od tej miejscowości, w Krakowie.
- Serio?
- Tak. Czemu Cię to tak dziwi?
- Właśnie planuję się do tego miasta przeprowadzić.
- O, to super.
- Jak tam Twoje kolano?
- Już trochę lepiej. Ale chyba pójdę zmienić buty bo długo w tych szpilkach nie wytrzymam.
- Idę z Tobą.
- Ok, to chodź.
- Nie dogonię Cię.
- Rusz się. - pogoniłam chłopaka - Ja walę! Nie dojdę w tych butach, muszę je ściągnąć.
- O nie! Nie będziesz chodzić na bosaka. - po chwili poczułam, że tracę grunt pod nogami - Gdzie masz auto?
- Pod tym domem naprzeciwko.
- Będziesz tam spać?
- Tak. To dom mojej kuzynki.
- Też tu śpię.
- To chyba przeznaczenie. A tak po za tym co Ty robisz?
- Niosę Cię.
- Ale ja umiem chodzić.
- Wiem.
- To postaw mnie,
- Nie pozwolę na to, żebyś się męczyła w tych butach. Jak je zmienisz to będziesz szła sama.
- Dzięki o łaskawco.
- To tak mi się odpłacasz?
- To była ironia, nie znasz się na żartach. A teraz mnie postaw i nie dyskutuj. - zmieniłam ton na bardziej poważny
- Ej, nie obrażaj się.
- To Ty się nie znasz na żartach i ironii nie wyczuwasz.
- Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać i postaw mnie wreszcie. Jesteśmy na miejscu.
- Gniewasz się na mnie? - zapytał po chwili
- Nie, nie mam powodu.
- To dobrze. Bo bałem się, że zrobiłem coś nie tak.
- Wszystko jest dobrze. Możemy już wracać.
- Ok. Tylko nie zapomnij auta zamknąć.
- O to się nie martw.
- Zaczynam Cię lubić.
- O, a myślałam, że mnie da się lubić.
- Dlaczego?
- Mam swój charakterek po ojcu oraz nie byłam dla Ciebie zbyt miła.
- Ej, nie smuć się. - Liam spontanicznie mnie przytulił
- Wracamy?
- Tak. Bo będą się zastanawiać czemu zniknęliśmy. I gdy tylko będziemy na miejscu porywam Cię na parkiet, tym razem mi się nie wywiniesz tak szybko.
- Dobrze.
Po chwili tańczyliśmy już wśród innych par.
Mamy oto pierwszą część imagina z Liam'em. Ten imagin jest na podstawie mojego snu, tak więc może być trochę poryty.
Mam jednak nadzieję, że Wam się spodobał. Za jakiś tydzień powinna pojawić się kolejna część.
Pozdrawiam mordki <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz