Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 14 lipca 2013

97. Louis



-Kochanie chodź na moment. -usłyszałam głos wchodzącego Louis'a.- Musimy porozmawiać.
-Tak? -powiedziałam odkładając ściereczkę kuchenną na blat.
-Usiądź. -rzucił krótko.
-Spokojnie, postoję. -z uśmiechem odpowiedziałam.
-Powiedziałem usiądź. -warknął.
Byłam zdziwiona jego zachowaniem. Nigdy tak się do mnie nie zwracał. Nigdy.
-Więc o czym chcesz porozmawiać? -zapytałam niepewnie.
-Mam kochankę.
-Słucham...? Co masz?! -podniosłym tonem zapytałam bardzo zdziwiona.
-Mam romans. -powtórzył w nieco innej formie, po czym dodał.- Musisz to zaakceptować. 
Wmurowało mnie. Jak mój mąż może mi coś takiego zrobić? Niecałe dwa miesiące temu wzięliśmy ślub, ja jestem w szóstym miesiącu ciąży, a on ma kochankę? No to są chyba jakieś kpiny? On jest nienormalny?! Jak tak można? Jeszcze każdy facet ukrywa zdradę i kochanki, jeśli już są, a on? Przyszedł, powiedział i dał warunek, że muszę to akceptować.
-Louis, ty chyba żartujesz...? -po chwili powiedziałam.
-Nie, nie żartuję. Tak ma być. Nie chcę rozwodu i nie chcę cię stracić. Po prostu chcę na chwilę podwójne życie. Rozumiesz? -mówił spokojnie, po czym zabrał się za szukanie pilota od tv.
-Ale czy ty nie rozumiesz, że tym podwójnym życiem mnie ranisz?! -mówiłam co raz głośniej i bardziej nerwowo.
-Zrozum to. -rzucił skacząc po kanałach.
-Jesteś beznadziejny. -warknęłam ze łzami w oczach i wyszłam.
Wbiegłam po schodach i skierowałam się do sypialni, by tam ściągnąć z szafy walizkę i wrzucić do niej najpotrzebniejsze rzeczy, a później wyjść i gdzieś zaszyć się na ten okres, jednak nie miałam gdzie. Nie miałam nikogo, do kogo mogłabym zwrócić się o pomoc. Rodzice mieszkali w Kanadzie, reszty rodziny też tutaj nie było, a jeśli już, to strasznie daleka i nie wypada, a na hotel nie miałam ochoty, ani pieniędzy... Przyjaciele? Też ich nie miałam. Jakoś zawsze wolałam życie samotniczki. Teraz to wychodzi...
Usiadłam na łóżku. Łzy nagle zaczęły spływać mi po policzkach. Jak on tak może? On mnie w ogóle nie szanuje. Nie szanuje mnie, siebie, naszego dziecka i naszej rodziny. On jest beznadziejny. Jak tak można?!

Mijały minuty, godziny, dni. Nie umiałam się z tym pogodzić. Każde jego wyjście z domu było podejrzane. Starałam się żyć normalnie, bo wiedziałam, że po jakimś czasie wszystko będzie po staremu. Próbowałam mu to wybaczyć. Próbowałam zaakceptować. Nie umiałam. Nie umiałam tego zrobić.

-Kochanie, idę do pracy. -każdego ranka po godzinie 8 rzucał, po czym całował mnie w czoło i wychodził.
Czułam obrzydzenie, kiedy to robił, bo wiedziałam, że tymi samymi ustami całuje tę lafiryndę. Tymi samymi ustami do niej mówił. A przecież on był mój i tylko mój.


'...ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...'

Kiedy przypomnę sobie, że te słowa wypowiedział do mojej osoby, chce mi się rzygać i to dosłownie. Jak można być takim dupkiem, chamem i prostakiem?! Ja sama nie wiem czemu z nim jestem. Po co mam być z osobą, która ma taki stosunek do mnie...? Jak mnie nie kocha, jak mu nie wystarczam, to niech sobie inną pannę znajdzie. Wzięliśmy ślub. Na zawsze. Miało być na zawsze! Mówił, że mnie kocha, że nie zrobiłby nigdy niczego wbrew mnie. Właśnie widać...
Nikomu nie powiedziałam o tym problemie, o tej sytuacji. Nawet mojej mamie przez telefon. Było mi ciężko, bo nie miałam wsparcia ze strony innej osoby. Ze strony osoby, która mnie kocha. A właśnie taka osoba, zadała mi taki wielki cios.

Pewnego dnia, kiedy Louis wyszedł do pracy, pomyślałam, że nie dam satysfakcji tej panience i że będę walczyć o mojego faceta.
Zabrałam się za gotowanie obiadu. Przygotowałam wszystko to, co najbardziej lubi. Kilka minut przed przyjściem mężczyzny nakryłam stół najładniejszą zastawą, jaką mieliśmy w domu, zapaliłam świece, ustawiłam kieliszki na wino.
-Cześć, jestem! -krzyknął Louis wchodząc do domu i rzucając klucze na szafkę.
-Cześć kochanie, siadaj. Obiad. -odpowiedziałam całując go w czoło na powitanie.
-Mhmm... A co to za okazja? -zapytał zdziwiony.
-A czy musi być jakaś okazja? -odpowiedziałam z uśmiechem pytaniem na pytanie.
Podczas obiadu było miło. Nawet bardzo miło. Dogadywaliśmy się świetnie. Nawet zapomniałam na tamtą chwilę o tym, że ma romans...
Kiedy ogarnęłam w kuchni, podałam Louisowi deser.
-O matko, co się stało? Jakąś torbę chcesz sobie kupić? Buty? -zaśmiał się mój mąż.
-Nie, przestań. -uśmiechnęłam się.- Po prostu chciałam sprawić ci przyjemność.
-To teraz pozwól, że ja ci podziękuję. -powiedział, po czym podniósł mnie i zaniósł do sypialni.

Przez następne dni było również świetnie, jak w tamtym. Czułam, że jest co raz lepiej między mną a Louisem.
-Kochanie... -zaczęłam siadając na kanapie obok niego.- Możemy porozmawiać?
-No słucham? -popatrzył pytającym spojrzeniem wyłączając tv.
-Możesz mi powiedzieć czemu ty masz ten romans? Louis, ja wiem co mi mówiłeś, ale może czas najwyższy to skończyć? Posłuchaj, ranisz mnie tym. Nie wytrzymam tego dłużej. I tak już wiele zniosłam, ale wybacz, jestem na skraju wyczerpania...
-Nie ma opcji skarbie. Jeszcze nie teraz. -odpowiedział bez żadnych zahamowań.
-Świnia! -wybiegając krzyknęłam.
Wpadłam do łazienki i zaczęłam panicznie płakać. W mojej głowie było tysiące myśli na sekundę, jednak nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Nie umiałam ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie.

-Louis do cholery jasnej! Wczoraj obiecałeś, że z nią zerwiesz?! -kilka dni później wybuchła między nami kolejna kłótnia.
-Posłuchaj, muszę liczyć się też z jej uczuciami. To też jest człowiek, ma serce i czuje. Zaboli ją tą. Trzeba delikatnie. -powiedział wchodząc na podwórko.
-Co?! Wiesz, jesteś bezczelny! Gówno mnie obchodzi jakaś twoja lafirynda i jej uczucia. Jak ze mną ci źle, to weź sobie idź do niej na stałe. Proszę bardzo, nikt cię tu nie trzyma! -wykrzyczałam na pół osiedla.
-Nie rób scen przy ludziach! -warknął i pociągnął mnie za sobą.- A poza tym trzyma mnie tu ktoś. Nasze przyszłe dziecko. -powiedział i jak gdyby nigdy nic pocałował mnie w brzuch.
-Louis ja tak nie chcę dłużej. Ja chcę jasnej sprawy. Albo ona albo ja. -wycedziłam nagle przez zęby.- I ja nie żartuję. Jeśli do jutra tego nie skończysz, to nawet nie masz tu po co wracać! -warknęłam i weszłam do domu.
-Kochanie... -zaczął.- Zabiorę cię jutro na spotkanie z nią. Poznasz ją i zrozumiesz dlaczego to robię. Ok?
Byłam bardzo zdziwiona tymi słowami, jednak przytaknęłam.

-To tutaj. -powiedział Tomlinson wysiadając z auta.- Chodź za mną.
Posłuchałam mężczyzny i pokierowałam się za nim. Weszliśmy do jakiegoś domu. Nie było w nim żadnych mebli. Nic kompletnie. Tylko białe ściany i drzwi oraz okna.
-I? -zapytałam, jednak odpowiedziała mi cisza.
-Dzień dobry. -powiedziała wesoło wysoka brunetka wyciągając rękę w moją stronę.
-Aha, czyli to jest ta twoja paniusia, tak? Mówił pani, że ma żonę? -spojrzałam na nią ze łzami w oczach.
Mina jej zrzedła i w momencie weszła w strefę 'o co chodzi?'.
-Ale przepraszam o czym pani mówi? -zapytała zdziwiona.
-Jak to o czym? To pani piepr...
-[t.i] przestań! To jest pani Holly. To doradca mieszkaniowy. Pomagała mi wybrać dom. Rozumiesz?
-Tak? Wydaje mi się, że nie taka była umowa...! -krzyknęłam.- A poza tym miałeś mnie zapoznać z tamtą lafiryndą, a nie pokazywać mi jakiś dom. Co mnie to obchodzi. Pewnie on i tak jest dla tamtej, nie? -popatrzyłam na niego i wyszłam.
-[t.i]! [t.i]! -usłyszałam za sobą.- Przepraszam panią za żonę. Chyba zostanę przy kupnie tego domu. Zadzwonię jutro. Do widzenia! -krzyknął wybiegając.- [t.i], czekaj!
-Na co? Okłamujesz mnie na każdym kroku! Powinnam była już dawno cię zostawić! -wykrzyczałam.
-Posłuchaj, to dom dla nas. Nie było żadnej kochanki, nie było żadnej zdrady. Wymyśliłem to, żeby zrobić ci niespodziankę z tym domem. Żeby nie tłumaczyć gdzie przebywam po pracy i w ogóle. Rozumiesz już? -wypalił nagle.
-Że słucham? Ty jesteś jakiś nienormalny chyba! -wrzasnęłam.- Pewnie to był dom dla was, mnie chciałeś zostawić, jednak akcja obróciła się przeciw tobie i to tamta lafirynda poszła do innego i szlag wziął cały twój plan, więc wracasz do mnie i proponujesz mi to zasrane mieszkanie! -krzyczałam przez łzy, które spływały mi gęsto po policzkach.
-Nie! Nie! To co mówię jest prawdą! [t.i], proszę. Uwierz... -powiedział z błaganiem w oczach, a mnie stać było tylko na uderzenie go w policzek i wpakowanie się bez słowa do auta.
Byłam prawie w siódmym miesiącu ciąży, zakaz nerwów i wszystkiego co z tym związane, a ja miałam tego za trzech...
Cała droga do domu minęła nam w milczeniu.

-[t.i] proszę cię, uwierz mi. -kilka dni po całej tej zaistniałej sytuacji Louis się wreszcie odezwał.
-Jak mam ci uwierzyć? Postaw się na moim miejscu... -odpowiedziałam.
-Posłuchaj, mogę się wytłumaczyć...? -zapytał.
-No proszę. -powiedziałam siadając na kanapie i swój wzrok skierowałam na jego szanowną osobę.
-Całą tą sprawę z tym rzekomym romansem zmyśliłem. Zmyśliłem, żebyś była zazdrosna, żeby było nam lepiej. Po ślubie zmieniłaś się trochę. Nie było tego co było przed. To jedna sprawa, a druga to ta, o której już mówiłem. Zrobiłem to, bo chciałem kupić tamten dom i chciałem uciec od tych wszystkich pytań 'gdzie jesteś?' 'co robisz do tak późna?' itp. itd., [t.i] uwierz mi wreszcie. -mówił jak z pamięci.
-Ale Louis, słuchaj... -wzięłam głęboki wdech przymykając oczy, by powstrzymać cisnące się do oczu gorzkie łzy.- Ja już chciałam wnosić sprawę do sądu. Chciałam rozwodu. Na jutro jestem umówiona z adwokatem. Nawet jeśli mówisz prawdę, to nie mogłeś wymyślić czegoś normalnego? Posłuchaj, jaką ja mogę mieć pewność, że mówisz teraz serio? Skąd mogę to wiedzieć? -zapytałam.
-Nie umiałbym cię skrzywdzić... -powiedział klękając przy mnie.
-Już to zrobiłeś. -odpowiedziałam wstając.
-Co teraz będzie?! -zapytał jak oparzony.
-Nie wiem, spytaj jutro... -fuknęłam wychodząc z pokoju.
Wszystko stawało się co raz jaśniejsze i bardziej zrozumiałe. Może faktycznie on nie miał tej kochanki, może faktycznie ten dom jest dla nas, bo kiedyś nawet narzekałam na to, że to mieszkanie jest zbyt małe na nas i dziecko, mimo, że to mieszkanie piętrowe.

Nadszedł kolejny dzień. Nie spałam całą noc i myślałam co zrobić z tym życiowym fantem.
-Louis. -zaczęłam pierwsza.- Postanowiłam dać ci jeszcze jedną szansę. Odwołałam adwokata, nie chcę rozwodu. Myślę, że mogę znów ci zaufać, jednak jeśli jeszcze raz zawiedziesz moje zaufanie, to wtedy będzie to definitywny koniec.
-Kocham cię! -szepnął i wpił się w moje usta tak, jak nigdy dotąd.

Kilka dni później zaczęliśmy przeprowadzkę do nowego, większego mieszkania.
Później urodził nam się zdrowy chłopiec, którego nazwaliśmy Henry. Żyliśmy długo i szczęśliwie. Bez kłamstw i problemów.

____________________
Dzień dobry kochani! <3
Jak wasze holiday?!
Napisałam dla was jednopartowca z Louisem w roli głównej. Sami oceńcie jak wyszedł :)
Pozdrawiam was serdecznie i liczę na komentarze oraz wejścia, bo dodają mi sił i wiem, że mam dla kogo pisać :)


~Viola

9 komentarzy:

  1. wooow! Ale masz wyobraźnię Dziewczyno! <3
    super Imagin! */.*
    pisz Więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Ale Lou w tym imaginie zachowuje się jak świnia. Dobrze, że sobie wybaczyli i są razem ;) Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny imaign. Masz talent do pisania.
    Czekam na kolejny i zapraszam do mnie na nowy rozdział.
    http://all-you-need4.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
      http://all-you-need4.blogspot.com/

      Przepraszam za spam!

      Usuń
  4. Woow! Ale zakręcony ten imagin :3
    Szczerze? Naprawdę myślałam, że on ma kochankę xdxd
    A potem taki szok, że on to wszystko zmyślił :0
    Niesamowity pomysł! :**
    Pisz takich więcej!!!

    najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com---> zapraszam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooooch.
    Louis troszkę namieszał, ale na szczęście na końcu postanowiła dać mu szansę.
    Tak strasznie ważne są w życiu szanse... ;>
    Nie którym danie szansy zmienia życie o 360 stopni. Raz na lepsze, raz na gorsze.
    Imagin wspaniały.;]
    Oby więcej takich.
    Pozdrawiam Bella♥

    zapraszam na:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. chyba wziełaś inspiracje z Trudnych Spraw. troche pozmieniałaś i dobrze. wszystkie imaginy są suuuuper

    OdpowiedzUsuń
  7. NOM, TO JEST NA 1000000% Z TRUDNYCH SPRAW,BO OGLĄDAŁAM TEN ODCINEK, TYLKO TROCHĘ POZMIENIAŁAŚ, ALE JEST ŚWIETNY!!!!!!<333 :) ZRESZTĄ JAK WSZYSTKIE NA TYM BLOGU .

    OdpowiedzUsuń
  8. Truuuuudneee Spraaawyyyyyyy... Super tak jak reszta!

    OdpowiedzUsuń