Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

środa, 29 maja 2013

89. Louis



Szłam do szkoły. Jak w każdy poniedziałek byłam wczorajsza i zaspana. Kiedy pojawiłam się przy szkolnym budynku, zauważyłam duży ruch i wiele nieznajomych mi aut. Pomyślałam, że może jakaś delegacja czy coś innego może to być i najzwyczajniej w świecie postanowiłam to olać.
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. -rzuciłam od niechcenia wchodząc do klasy parę minut po dzwonku.
-Ooo, panna [t.n]. Jak ja cię dawno nie widziałem. -powiedział zgryźliwie nauczyciel od fizyki, którego nienawidziłam.- Czym zawdzięczam sobie to twoje przyjście do szkoły?
-Może tym, że zbliża się koniec roku szkolnego? -odpowiedziałam chamsko pytaniem na pytanie.
-I jeśli panna myśli, że ją przepuszczę do następnej klasy, to się panna grubo myli. 
-A niby czemu? -zapytałam kładąc, a właściwie rzucając torbę gdzieś pod ścianę i usiadłam do ławki.
-A niby temu. Bo nie chodzisz na lekcje.
-I to jest argument? Niech pan nie zapomina, że ocena niedostateczna mi nie wychodzi, bo mam same pozytywne oceny, a nieklasyfikowanie jest tylko wtedy, gdybym nie chodziła na połowę pana zajęć. Więc nie mamy o czym rozmawiać. -syknęłam.
-Proszę o spokój już. Nie będę wchodził z tobą w jakieś beznadziejne dyskusje. -wybełkotał najwyraźniej zdumiony moimi słowami fizyk.
-Moim zdaniem to nie jest beznadziejna dyskusja, ponieważ od pana oceny zależą moje przyszłe studia.
-To możemy porozmawiać o tym na przerwie. -rzucił szybko.
-Na przerwie to ja nie mam czasu.
-No i widzisz, jak ja mam ci postawić dobrą ocenę, kiedy ty tak się do mnie zwracasz.
-A co to ma do tego? To oce... -przerwało mi otwarcie drzwi.
-Dzień dobry, chciałam zabrać [t.i] [t.n] na halę. -powiedziała moja wychowawczyni.
-Już idę. -rzuciłam szybko i wychodząc z chamskim uśmieszkiem do nauczyciela od fizyki zamknęłam za sobą drzwi.- O co chodzi? -zapytałam pani.
-Czy nie chciałabyś wziąć udziału w teledysku? Jest kręcony tutaj, w naszej szkole. Potrzeba nam ładnej, zgrabnej dziewczyny. Od razu pomyślałam o tobie. Oceny też masz dobre, więc te kilka dni wolego ci nie zaszkodzi. -powiedziała kobieta z uśmiechem na twarzy.
-Że ja? W teledy...
-O tę dziewczynę pani chodziło? Hmmm... całkiem przyjemna, powiedziałbym, że nawet cholernie przyjemna. -przerwał mi nagle jakiś chłopak.
Był całkiem fajny. Dość wysoki chłopak z szatynowym kolorem włosów i niebieskimi oczami, które przykuły moją uwagę. Było w nich coś hipnotyzującego. Malowała się w nich radość i podekscytowanie. Stan drugi, podejrzewam, spowodowany był nagrywaniem tego całego teledysku.
-Cześć, Louis jestem. -wyciągnął rękę w moim kierunku.
-[t.i]. -uścisnęłam jego ciepłą dłoń i w momencie poczułam przyjemność.
-Słuchaj, byłabyś moją teledyskową dziewczyną, co ty na to? -powiedział szarmancko i uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Yyy... Że ja miałabym być twoją dziewczyną? -zszokowana zapytałam.
-W teledysku. -dodał, jakby chciał sprostować.
-No ja rozumiem... Tylko wiesz, nie wiem czy z moim wyglądem nadaję się na grzeczną dziewczynkę do teledysku... -powiedziałam kiwając głową na moje ciemne, poprzecierane jeansy, koszulkę w ciemnych kolorach i czarne paznokcie oraz przymrużając oczy, by ukazać ciemne cienie na oczach.
-Po pierwsze, to nie jest teledysk do 'little things', tylko do 'rock me', więc hardcore musi być, a po drugie... -zbliżył się do mnie, zaciągnął się moim zapachem, uśmiechnął i delikatnie, niby przypadkiem musnął wilgotną wargą mojego policzka.- po drugie, to mamy makijażystkę, która cię trochę przebierze i przemaluje.

-Dobra, proszę jeszcze raz tę scenę. -krzyknął nagle reżyser.
-Fuck. Już nie mam siły... możemy zrobić 10 minut przerwy? -powiedziałam do stojącego obok mnie Louisa.
-10 min przerwy, ok? -rzucił chłopak głośno.
-Dobra, ale później spinamy pośladki, bo chcę już zakończyć tę część teledysku. 
-Dzięki. -powiedziałam chłopakowi i skierowałam się w kierunku automatu z napojami.- Kurde... Nie mam drobnych. -szepnęłam sama do siebie.
-A co pani sobie życzy? -zapytał z czarującym uśmiechem Louis.
-Chciałabym wodę, ale nie mam drobnych, masz rozmienić pieniądze?
-No nie przesadzaj. Ta może być? -zapytał pokazując palcem i wyczekując mojej odpowiedzi.
Skinęłam twierdząco głową i już po chwili miałam butelkę wody w ręku.
-W której klasie jesteś? -zapytał Louis, a później pociągnął mnie w jakiś zakątek, by pogadać.
-W maturalnej. -uśmiechnęłam się.- A ty się gdzieś uczysz?
-Wiesz, z moją szybką karierą to nie mam czasu. Chciałbym, ale wiesz jak to jest... -powiedział smutno.- Zawsze lubiłem się uczyć.
-Rozumiem, rozumiem. Mogę cię o coś spytać? 
-Wal śmiało. -szybko i już wesoło odpowiedział chłopak.
-Czemu ja?
-Ale jak? Nie bardzo rozumiem. Możesz trochę jaśniej? -powiedział skołowany.
-No czemu ja jestem tą dziewczyną w teledysku? Przecież w szkole, jest kilka ładniejszych dziewczyn, a to akurat mnie wybr...
-Wracamy do pracy. Lou i [t.i], szybko! -usłyszeliśmy nagle krzyk dobiegający z hali.
Wróciliśmy do kręcenia klipu. Po raz któryś z kolei musiałam iść jakieś 5 kroków, bo to sukienka mi się źle układała, to kolczyk wplątał się w ucho, to prawe oko było mocnej pomalowane niż lewe i jeszcze parę innych czynników. Denerwowało mnie to, ale w końcu ten kawałek mogliśmy zostawić, bo wszystko się udało.
-Dobra, a teraz proszę. -podszedł do nas reżyser.- Ty stajesz tu, a [t.i] tu. -powiedział rozstawiając nas.- Moja koncepcja jest taka: bierzecie się za ręce i uciekacie przed tłumem fanek Louisa. Tylko zróbcie to z życiem. Biegniecie od tych drzwi do tamtych. -pokazywał cały czas palcem.- Kiedy już tam będziecie... hmmm... i teraz, czy zahaczysz kurtką czy drzwi będą zamknięte i zostaje wam okno? Jak uważacie?
-Może kurtka? -zaproponowaliśmy z Lou w tym samym momencie.
-Ok, może być. Zobaczymy jak to wyjdzie, więc zapraszam na miejsca. -usiadł w swoim fotelu.- Kamera i akcja.
Wbrew pozorom takie bieganie po hali jest strasznie trudne. Jednak skończyliśmy i tę scenę.
-Dobra, to też mamy. Więc na jakąś godzinę, dwie [t.i] i Louis macie wolne, a do pracy zapraszam Zayna! -usłyszeliśmy.
-To co? Obiad jakiś? -zaproponował chłopak.
-Ale ja płacę. -rzuciłam.
-Ej no... -jęknął.
-No co? Nie marudź. Chodź. Pokażę ci całkiem niezłą knajpkę. -powiedziałam wychodząc tylnymi drzwiami szkoły, by opuścić ten budynek jak najszybciej.
-Ja nawet kluczyków nie wziąłem... -marudził.
-Jezu, ja też mam auto, tak? -popatrzyłam na niego z wyrzutem.
-Co? Tego grata? -zapytał pokazując palcem na auto przedpotopowe naszej matematyczki.
-Tak. To właśnie moje auto. -podeszłam do drzwi i udawałam, że je otwieram.
-Czekaj, ja wrócę po kluc... Albo dobra, jedźmy. -powiedział zniesmaczony widokiem tego grata.
-Żartowałam. Tym jedziemy. -zaczęłam się śmiać z miny chłopaka.- Nie umiałabym jeździć taką sportową furą. -powiedziałam z sarkazmem podchodząc do mojego auta.
-Ouuu, całkiem fajne powiem ci. -mówił oglądając to, co jest pod maską.
-Tak, świetne. Wsiadaj. -rzuciłam przed zamknięciem drzwi.
-To gdzie jedziemy? -zapytał zapinając pas.
-Zobaczysz, to 3 minuty drogi stąd. 
-Mogliśmy iść na nogach przecież... -powiedział i chciał coś dodać, bo otwarł usta, ale nie wiedział co ma powiedzieć.
-Tak, a jakby zobaczyli cię fani, to zginęłabym tam chyba... dzięki. -zaśmiałam się.
-Nie no, uratowałbym cię. -powiedział słodko i znów niby przypadkiem dotknął mnie, ale tym razem kolana.

-Mhmmm... pyszne było. Dzięki. To może teraz lody jakieś czy kawa? -zapytał przepuszczając mnie w drzwiach.
-Mogą być lody. -odparłam.- Louis, bo... bo nie odpowiedziałeś mi na tamto pytanie. Więc czemu ja?
-Bo... bo widziałem cię dzisiaj rano, i strasznie mi się spodobałaś i... Nie umiem tego powiedzieć... -przerwał nagle.
-No to co innego możesz zrobić zamiast powi... -nie skończyłam, bo wpił się w usta.
Moje ciało zalała fala gorąca. Nagle zrobiło mi się przyjemnie miło, tak samo jak wtedy, gdy musnął mój policzek niby przypadkiem.
Nie broniłam się przed tym pocałunkiem, wręcz przeciwnie, chciałam więcej.
Nagle usłyszałam pisk.
-Fuck. Louis...! Uciekaj! Chodź za mną! -pociągnęłam chłopaka, który nie wiedział co się dzieje.
-Co jest? -zapytał zszokowany.
-Spójrz do tyłu! -krzyknęłam.
-Cholera... gdzie wiejemy?
-Nie wiem, biegnij na razie. -krzyczałam.- Teraz w prawo. Może je zgubimy.
Biegliśmy dobre 5 minut w szukaniu kryjówki, a kiedy ją znaleźliśmy, mogliśmy wreszcie odsapnąć.
-Ufff... -chwytał szybko i łapczywie powietrze chłopak.- Całkiem dobrze biegasz.
-Co roku zajmuję pierwsze miejsca na konkursach w bieganiu. -uśmiechnęłam się zadziornie i przybliżyłam do niego.
Było to silniejsze ode mnie. Poczułam się wtedy jak jakaś marionetka. Jak osoba, którą ktoś steruje. Utonęliśmy znowu w długim pocałunku.
-No mamy to! Idealnie wam wyszło! Brawa! -usłyszeliśmy nagle zdziwieni parząc na siebie.
-Ale co mamy? -zapytał Louis reżysera.
-Postanowiliśmy nagrać was jak wyszliście. Spodziewałem się ucieczki przed fanami, więc poszedłem za wami, bo uznałem, że bd to wyglądać lepiej, niż ta w szkole. Taka sztuczna. -powiedział całkowicie niewzruszony.
-Ok? -popatrzył na mnie chłopak.
-No ok. Co ja mogę? Ważne, że nagraliśmy teledysk. Dzięki. Fajnie było. -odeszłam powoli, jednak chłopak złapał mnie za rękę.
-Myślisz, że pozwolę ci odejść? Całkowicie zawładnęłaś moim sercem, umysłem i wszystkim! -krzyknął.
-Co? -zapytałam zdziwiona.
-Chciałabyś umówić się ze mną na randkę... -popatrzył z błaganiem w oczach.- Ale tak bez kamer i tego wszystkiego.
-Zadzwoń. -powiedziałam wręczając mu małą karteczkę do ręki, musnęłam jego policzek i odeszłam.

____________________
Dziękuję wam, za tak ciepłe przyjęcie mnie na tego bloga. Nie spodziewałam się tego kompletnie.
Od razu mówię, kolejnej części tego imagina nie będzie, to taki jednopartowiec.
Każdy z was może pisać do nas, a my postaramy się zadedykować wam danego imagina.
Pozdrawiam gorąco <3
~Viola

wtorek, 28 maja 2013

87. Liam (część 8)



po jeszcze kilku krzyknięciach zdenerwowana i zszokowana dziewczyna wybiegła z pokoju. trzasnęła drzwiami wyjściowymi tak, że aż szklanki w szafkach się zatrzęsły. Liam siedział w pokoju od kilku chwil i chyba nie zamierzał opuszczać pomieszczenia.
-Liam... -szepnęłam wchodząc do pokoju.- wszystko ok?
milczał. usiadłam obok niego na kanapie i próbowałam go złapać za rękę, jednak ten uciekł.
-co się dzieje? -zapytałam ponownie.- powiesz mi?
-[t.i]... -chłopak wziął głęboki wdech.- nie, nic. wszystko w porządku. -powiedział i wyszedł z domu.
siedziałam jak wryta na kanapie, zastanawiając się, co się wydarzyło między nimi? co się stało? czy to jakieś sprawy związane z karierą, że nie mogą się rozstać? może kwestia domu, bo przecież mieszkali razem...? nie wiem.

przez następne kilka dni Liam unikał rozmów o Dan i wgl jakichkolwiek innych tematów też. denerwowało mnie to już powoli, ale kiedy pytałam o co chodzi, zawsze zmieniał temat lub wychodził z pokoju.


-cześć, jest Liam? -usłyszałam po otwarciu drzwi.

-cześć Zayn, wejdź. -powiedziałam otwierając szerzej drzwi.
-cześć stary, robimy próbę, chodź, wezmę cię. -szybko powiedział mulat do chłopaka.
-nie chce mi się. -powiedział całkowicie obojętnie.
-ale Liam, weź się ogarnij. co jest?! od kilku dni jesteś taki beznadziejny, że masakra... powiesz nam w końcu co się stało?! -zdenerwowany syknął Zayn.
-nic. chodź na próbę. -powiedział i wyszedł Liam.
-nie martw się, pogadam z nim, a potem odwiozę do domu. -złapał mnie za ramię Malik, uśmiechnął się ciepło i wyszedł, a ja szepnęłam tylko 'dziękuję'.
minęły 2 godziny, a chłopaka jeszcze nie było. nie odbierał telefonu, więc pomyślałam, że jeszcze ćwiczą i jak tylko znajdzie moment, to oddzwoni. 
martwiłam się, bo dochodziła już 2 w nocy, a jego jeszcze nie było.
wzięłam komórkę i wybrałam nr do Zayna, jednak szybko anulowałam połączenie, bo ktoś zapukał do drzwi.


*kilka godzin wcześniej, z perspektywy Liama*

-czego ty ode mnie chcesz? zostawcie mnie wszyscy w spokoju! -krzyknąłem idąc chodnikiem w nieokreślonym kierunku.
-Liam zaczekaj! -krzyknął za mną Zayn, a już za chwilę zaciągnął mnie do auta.
-czego chcesz?! -warknąłem ponownie.
-pogadać? pomóc ci? jak ty się zachowujesz ostatnio? co ci jest? co się stało? coś nie tak z [t.i]...?
-nie, z nią ok. -rzuciłem odpowiadając na zadane pytanie.
-no to w czym problem? a może raczej z kim problem? -wiercił mi dziurę w brzuchu, kiedy zadawał te pytania, a ja po prostu nie chciałem o tym gadać.
-nie ważne, nie chcę o tym ro...
-Liam! do cholery! chcemy ci pomóc! nie widzisz tego?! 
-Dan jest w ciąży. -powiedziałem równocześnie z nim.
-co? nie słyszałem...
-Danielle jest w ciąży. -powtórzyłem.
-z tb?!
-no a z kim innym? z papieżem?! -warknąłem wkurzony.- już? dowiedziałeś się? to fajnie, cześć. -powiedziałem wychodząc z auta.
słyszałem jak woła za mną, ale olałem to. nie miałem siły na słuchanie jakichś pierdół na ten temat. nie chciałem słuchać porad i wskazań.
-setkę wódki. -rzuciłem barmanowi, kiedy wszedłem do baru.
-proszę. -odpowiedział po chwili facet i podał mi kieliszek trunku.
-jeszcze raz to samo. -wycedziłem przez zęby. 
nie piję, a jeśli już to tylko jakieś piwo albo wino, a wódka? wódka nie wchodzi w grę przy moich problemach z nerkami. myślałem, że mnie wypali od środka. tak mnie wykręciło, jednak starałem się nie okazywać tego po sb i piłem następne kolejki.
jak to mogło się stać? przecież ona 'brała tabletki'... nie no świetnie. teraz może bd, że jestem samolubny i że chcę tylko uratować swoją dupę, no ale mam 20 lat i chyba jeszcze zbyt wcześnie na bycie ojcem. tym bardziej, że mam zespół i karierę, tym samym rzadko bywam w domu...
-jeszcze raz proszę. -wybełkotałem do barmana.
-a może tak starczy? widzę, że jakiś problem? i od razu do kieliszka się zagląda...? oj... -powiedział nalewając.
-a gówno pana to obchodzi. -chamsko warknąłem.
-spokojnie. tylko zapytałem. -powiedział i podszedł do innego klienta.

*z twojej perspektywy*

-Li... o boże...! -krzyknęłam kiedy zobaczyłam chłopaka, który po chwili wylądował na podłodze- deski, no deski... Liam, proszę cię... wstań.
chciałam go podnieść, ale nie dałam rady. szarpałam, prosiłam, żeby sam wstał. nic.
-Zayn, przepraszam, że tak późno, ale błagam cię. przyjedź. -powiedziałam łamiącym się głosem do słuchawki.
-ok już jadę, a co się dzieje? -zapytał chłopak.
-Liam przybił deski. i to dosłownie.
-już jadę. -rzucił krótko i rozłączył się.
-Liam proszę cię. wstań. kochanie...? -uklęknęłam koło chłopaka, próbując wymusić na nim tę czynność.
-koam cię... -wybełkotał pod nosem.
-czemu piłeś? przecież wiesz, że nie możesz... Liam masz problemy, widzę to. powiedz mi co się dzieje? nie chcę patrzeć, jak staczasz się na dno.
-ody da...
-co?
-ody... -powiedział również niezrozumiale.
-wody? -zapytałam, a w odpowiedzi dostałam ciche mruknięcie, które podejrzewam, zastąpiło słowo 'tak'.
-jestem! -krzyknął Zayn wchodząc do domu bez pukania- faktycznie deski. myślałem, że przesadzasz... -powiedział do mnie, jednak cały czas patrzył na leżącego na podłodze pijanego, właściwie zalanego w trupa Payna.
-co ja mam z nim zrobić? widzę, że ma problem, a nie chce mi powiedzieć co się dzieje... -jęknęłam podając Paynowi wodę.
-to ty nic nie wiesz? nie mówił ci? -zapytał zdziwiony Malik.
-no nie uraczył mnie tym zaszczytem, więc może ty powiesz mi co się dzieje...? -wysłałam pytające spojrzenie w stronę mulata, jednak ten zamiast odpowiedzieć, zabrał Liama na górę.


____________________
przepraszam bardzo, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam czasu.
więcej zaniedbywania bloga nie przewiduję, obiecuję poprawę i proszę was o przebaczenie :D
ktoś ma jakieś życzenia związane z imaginami i dedykami? jeśli tak, to serdecznie zapraszam, by zgłosić swoją prośbę na i_love_one_direction@wp.pl 
pozdrawiam i obiecuję, że już jutro pojawi się kolejny imagin, ale jeszcze nie wiem czy z Zaynem czy z Liamem.
~Zoombi Malik

piątek, 24 maja 2013

osobiście



Słuchajcie, swoje posty będę podpisywać Viola z konta Zoombie Malik.
Nie będę też wchodziła tu bardzo często, bo jest nauka i może w wakacje coś się zmieni, więc na kilka imaginów nie opłaca mi się zakładać konta ;)


Pozdrawiam, Viola <3

piątek, 24 maja 2013

86. Zayn (część 9)



zabolało. znowu zabolało. i to mocniej niż wtedy, kiedy całował się z Perrie.
-[t.i]...? -zapytał.
-Zayn, czemu ty mi to znowu robisz? -zapytałam ze łzami w oczach.
-ale byłem wtedy pijany, wiesz jak to je...
-gówno mnie to obchodzi! -ryknęłam.- jak nie chcę wiedzieć, jak ty byś się czuł, jak ja jeszcze raz całowałabym się z Piotrkiem. co byś wtedy zrobił?! no powiedz mi co?! nie umiałeś ostatnio tego zaakceptować, a teraz?!
-ale [t.i]...
-nie przerywaj mi, jeszcze nie skończyłam! co ty myślisz, że ja lecę tylko na twoją kasę i nie zwracam uwagi czy jestem jedna, czy masz na boku jeszcze parę innych panienek?! Zayn, ja cię kocham! nie zostawiłabym cię w problemie, chorobie czy z powodu braku pieniędzy...!
-[t.i]... -szepnął ponownie.
-nie ma [t.i]. to boli. jeśli ty myślisz, że ja się tb bawię i jestem z tb tylko dla szpanu, to się mylisz. ja biorę cię na poważnie, a ty? ty dupku! -krzyknęłam uderzając go w twarz i wybiegłam z pokoju.

-co jest? -zapytał siadający obok mnie Niall.
-powiedz mi, Zayn jest tylko ze mną czy gdzieś w innym kraju ma inną? -wydukałam po chwili przez łzy.
-jest tylko z tb i z tego co widzę, to cię kocha. bardzo kocha. -rzucił bez namysłu.
-taa, właśnie pokazał jak mnie kocha...
-co masz na myśli? -zapytał zdziwiony.
-całował się znów z jakąś pierwszą lepszą panienką na imprezie.
-co? -krzyknął zdumiony- kiedy?
-jakąś godzinę temu... -odpowiedziałam cicho.
-nie rozumiem go... -zatrzymał się nagle, a ja posłałam mu pytające spojrzenie- bo ma taką fajną kobietę u boku, a tak się wb niej zachowuje... -powiedział, przytulił mnie i wyszedł.
zostałam sama. czułam się naprawdę świetnie. mój chłopak po raz kolejny poleciał w kulki z inną panienką. ja nie wiem co on sb myśli... przecież ja nie jestem z nim dla  sławy, pieniędzy czy czegokolwiek innego. jestem z nim, bo go kocham. nie chcę mieć z tego jakichś korzyści czy ulepszenia życia. chce tylko żeby on mnie szanował i tyle mi wystarczy.
w pewnym momencie na podwórko weszli wracający z imprezy Liam, Lou i Harry. Louis był zalany całkowicie, więc Liam zaprowadził go do domu, a Harry przysiadł się do mnie.
-nie płacz. nie łam się. -powiedział przyciągając mnie do sb.
-wiedziałeś o tym? -zapytałam nie spoglądając nawet na niego.
-widziałem i jeśli bym im nie przerwał, to pewnie byłoby coś wię... -ugryzł się w język.- przepraszam, nie powinienem ci tego mówić.
-nie, właśnie dobrze, że się o tym dowiedziałam. po prostu świetnie, świetnie. wiesz, ufałam mu i myślałam, że jest inny. kocham go i nie wiem czy bd umiała mu wybaczyć.
-[t.i] słuchaj... ja muszę ci coś powiedzieć. popatrz na mnie. -delikatnie złapał kciukiem za mój podbródek tak, że patrzyłam prosto w jego oczy i nie mogłam wykonać innych ruchów, by tego uniknąć.- bo... -wziął głęboki wdech.- bo ja cię kocham.
-Harry nie jest mi do śmiechu, weź zachowaj powagę sytuacji. proszę... -powiedziałam odsuwając się od niego.
-ale ja nie żartuję i nie śmieję się. popatrz, co Zayn ci może dać? miłość? chyba następne dawki cierpienia i łez. chcesz tego? a ja? ja szaleję na twoim punkcie. od kiedy cię zobaczyłem, zakochałem się w tb. -przysunął się do mnie.- przecież jesteś sama, ja jestem sam, więc...
-Harry nie, jesteś pijany. proszę ogarnij się. -powiedziałam odsuwając go od sb.
-po pijanemu mówi się trzeźwe myśli.
-tak, których jutro się nie bd pamiętać. weź idź spać lepiej. -rzuciłam.
-[t.i], cholera! -krzyknął nagle, a ja podskoczyłam zdziwiona.- czy ty nie widzisz, że on się tb bawi?! a ja zająłbym się tb. rozumiesz?!
-Hazza proszę, idź spać i zrozum też mnie. -powiedziałam i wyszłam na spacer.

-jeeezu, jak mnie głowa boli. -powiedział Lou wchodząc do kuchni.
-trzeba było pić więcej. -rzuciłam.- kawy? herbaty?
-herbatę z cytryną. -szepnął.- mam kaca jak stąd do wieczności...
-i bardzo dobrze. trzeba być karanym za swoją głupotę. -powiedziałam to i w tym momencie ujrzałam Zayna w kuchni.
-cześć. -powiedział.
-no cześć, jak tam? kac? -zapytał Lou.
-coś ty, nic mi nie jest. znaczy prawie... -odpowiedział spoglądając na mnie, a ja od razu domyśliłam się o co mu chodzi.
-jaśniej? -skierował to pytanie do Zayna, a mi kiwnął głową na podziękowanie za herbatę.
-nieważne. nie chcę o tym gadać. -wymigał się chłopak.
-no jak chc...
-sieeeema chłopaki, cześć mała! -krzyknął Harry podchodząc do mnie i dając mi buziaka w policzek.
-ciszej debilu! mam kaca! łeb mi pęka, a ty drzesz mordę na całe osiedle. opanuj się. -warknął zdenerwowany Lou i już po chwili nie było go z nami.
Zayn tak samo wyszedł, a my zostaliśmy sami.
-kocham cię. -zbliżył się i powiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Harry proszę cię, nie rób sb jaj. ja nie mam ochoty na zabawę. -rzuciłam i upiłam łyka kawy ówcześnie zrobionej.
-ja nie żartuję. czy myślisz, że mógłbym cię oszukać? [t.i], ja serio cię kocham i chcę z tb być i obiecuję, nie skrzywdzę cię. -odgarnął włosy z mojego policzka i schylił się tak, by mnie pocałować.
-nie. -odsunęłam się.- posłuchaj. -powiedziałam siadając i wykonując ruch, który mówił, żeby chłopak zrobił to samo.- nie jestem z Zaynem i co, mam być z tb? popatrz jakby to o mnie świadczyło. jeden mi się znudził, to drugi. czy nie bałbyś się, że cb też po jakimś czasie mogę zostawić i odejść na do Liama czy Nialla? nie bałbyś się? w jakim to by mnie świetle postawiło?
-to mam patrzeć na jakieś pie*rzone światło, a nie na to, że cię kocham?! -powiedział Harry wyższym tonem.
-ale nie kłóćmy się, po prostu pogadajmy. -wtrąciłam.
-wiesz, poznałem cię niedługi czas temu i kilka dni po pierwszym spotkaniu zakochałem się w tb. kiedy jeździmy na koncerty - wariuję. to dlatego tak często tu bywam, a nie jeżdżę do domu. szaleję bez cb. rozumiesz? kocham cię? [t.i] proszę, daj nam szansę, co?
-Harry to bd nie fair wb Zayna. mimo wszystko... proszę zrozum mnie. może gdyby jego nie było, gdybym go nie poznała, to może z nas by coś było, ale nie teraz. nie dzisiaj.
-jutro? -zapytał przewracając oczami.
-Harry przestań.
-za tydzień, dwa, trzy, rok? ile? ile mam czekać?
-proszę cię, przestań. to nie jest dla mnie łatwe. ja też cię kocham, ale jako brata i na chwilę obecną, nie umiem sb wyobrazić, że ta miłość może się zmienić. rozumiesz? nie umiem... przepraszam. -wstałam i ze łzami w oczach musnęłam go w kącik ust, a później wyszłam szybkim krokiem z kuchni.

piątek, 24 maja 2013

osobiście



myślę, że znajdziecie tu fajne imaginy, których, mam nadzieję, że bd coraz więcej! <3

poniedziałek, 20 maja 2013

85. Harry



Wybiegłam z domu. Byłam cała zapłakana. Czułam, jak makijaż spływa mi po policzkach. Tusz miesza się z pudrem. Błyszczyk całkowicie zszedł i nie uwydatniał już moich malinowych ust.

-Cześć, jestem Harry, mogę się dosiąść? -zapytał nieznajomy chłopak z burzą loków na głowie.
-Jasne. -odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.- Mam na imię [t.i].
-Miło mi. -rzucił siadając.- A co taka ładna dziewczyna jak ty, robi tutaj sama? -zapytał po chwili i przeszył mnie na wskroś swoim czarującym wzrokiem
-Mogę zapytać o to samo. -odpowiedziałam mu lekko zawstydzona, bo nie chciałam przyznawać się, że nie mam chłopaka.
-Ale ja zapytałem pierwszy. -zaśmiał się.- A poza tym, to kobiety mają pierwszeństwo. 
-Jaki dżentelmen się znalazł. -uśmiechnęłam się.- Siedzę tu sama, bo po prostu nie mam z kim przychodzić. -powiedziałam już mniej wesoło i tym samym spuściłam wzrok na podłogę.
-To od dziś ja będę twoim towarzyszem. -powiedział chłopak łapiąc mnie delikatnie za rękę.

Biegłam przed siebie. Mijałam ludzi, którzy dziwnie się na mnie patrzyli. Pewnie byli zszokowani moim wyglądem, no bo cóż, nie łudźmy się, że normalnym jest to, iż w biały dzień po ulicach biega jakaś dziewczyna z rozmazanym make-up'em i w samej koszulce, która ledwo zakrywa jej tyłek. Trącałam niektórych z nich, jednej starszej pani rozerwałam nawet torebkę z zakupami, ale nie byłam w stanie pomóc jej tego zbierać. Miałam zbyt wiele własnych problemów.

Czekałam na niego na umówionej ławce w parku. Dochodziła godzina spotkania. Dosłownie 2 minuty po tym, zauważyłam Harry'ego idącego z bukietem fiołków w moją stronę. 
-To dla ciebie. -powiedział chłopak wręczając mi kwiaty i delikatnie, a zarazem nieśmiało, muskając mój policzek.
Było to pierwsze nasze tak bliskie spotkanie. Taki minimalnie dzielący nas od siebie dystans. Czułam jego zapach. Był świetny. Dwie wody kolońskie zmieszane ze sobą. Pewnie dla uzyskania lepszego zapachu.
-A z jakiej okazji to? -zapytałam wskazując na kwiaty.
-Hmm... Z takiej, że zakochałem się w tobie i jeśli zgodzisz się, to chciałbym żebyśmy zostali parą. -powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Te jego zielone tęczówki hipnotyzowały mnie. Pod ich wpływem stawałam się, jakby zaczarowana. Byłam inna. Można było we mnie znaleźć całkiem inną mnie. Nie tą samą [t.i] co zawsze, tylko inną wersję. Może lepszą. Tak, chyba lepszą, bo zakochaną. Też od razu coś pociągnęło mnie do tego chłopaka. Nie to, że lecę na wygląd, bo patrzę na to, co jest w środku. I Harry właśnie spodobał mi się za to, kim jest, a nie jak wygląda. Przy czym nie oszukujmy się, był cholernie seksowny i mógł mieć wiele dziewczyn. Włosy, które miały ciemną barwę i które kręciły się w niesforne loczki, zawsze były starannie ułożone i spryskane lakierem. Pachniały świeżością, bo pewnie mył je codziennie. Oczy, te zielone tęczówki, o których już mówiłam, były przecudowne. Idealne. Mogłam patrzeć w nie godzinami. No i te dołeczki, które przyszło mi podziwiać bardzo często, bo chłopakowi uśmiech nie schodził z twarzy.

-Hej, uważaj jak chodzisz! -usłyszałam za sobą głos jakiegoś faceta po 40, który został potraktowany z bara.
Nic na to nie odpowiedziałam. Nie miałam siły na to. W ogóle nie wiem, jak mogłam biec, a nie przebiegłam kilku metrów, a pewnie dystans sięgający granicami kilometra. Nie umiem tego wytłumaczyć. Skąd w ludziach tyle mocy i siły, kiedy są zagrożeni lub kiedy nie chcą czegoś widzieć albo uciekają od problemów?

Świętowaliśmy rocznicę naszego związku. A ściślej mówiąc - mieliśmy świętować, bo Harry nie pojawił się u mnie w domu. Dzwoniłam do niego kilka razy, ale odzywała się tylko sekretarka. Pomyślałam, że to jakiś żart i pewnie za chwilę zjawi się u mnie w domu z jakimiś kwiatami i bombonierką.
-Dobry wieczór. Czy mam przyjemność z panią [t.n]? -usłyszałam w słuchawce telefonu, który odebrałam z nadzieją, że to Harry.
-Tak, a o co chodzi? -zapytałam zdenerwowana i wystraszona.
-Czy mogłaby odebrać z komisariatu swojego chłopaka, ponieważ nie ma on innych osób, by mogły to zrobić?
Że co? Harry'ego z komisariatu?! Mojego Harry'ego? To musi być jakaś śmieszna pomyłka. Albo po prostu chce zbudować napięcie. Ja przyjadę, a on będzie czekał na mnie przy kolacji i świecach.
-Tak, już jadę. Proszę podać adres. -powiedziałam i po chwili wsiadłam do auta, by skierować się po Stylesa.

Zaczął padać deszcz. Zaczęła się ulewa. Nie dość, że cały mój makijaż spłynął od łez, to jeszcze teraz mam przemoczone włosy i koszulkę. Wyglądam jak bezdomna.

-Czy ty oszalałeś? Harry?! Jak mogłeś mieć przy sobie to białe gówno?! -zaczęłam krzyczeć na chłopaka, kiedy tylko dowiedziałam się o co chodzi i wyszliśmy na zewnątrz.
-Obiecuję, że nigdy już mnie z tym nie zobaczysz. -powiedział i przyciągnął mnie do siebie. 
Uwierzyłam mu. Może niepotrzebnie. Może teraz bym go uratowała? Uchroniła?

Biegłam co sił w nogach, jednak czułam, że zaraz wysiądę. Także płuca odmawiały mi posłuszeństwa. No cóż, sport, a już w ogóle bieganie, nie był moim ulubionym zajęciem.
Skierowałam się w stronę parku. Był o jakieś 300 metrów ode mnie, więc powinnam dobiec. Musiałam.

Zaczęły się drogie prezenty, kupił nam nawet mieszkanie w centrum Londynu. Nowy, cienki telewizor. Laptop. Nowe telefony z bajerami. Świetne wyposażenie kuchni, łazienki. Idealnie dobrane drogie obicia sofy i foteli do też nie taniego dywanu. Czułam się jak księżniczka, jednak wiedziałam, że coś jest źle. Harry to wszystko tłumaczył dobrą pracą informatyka. Ja rozumiem, że ten zawód jest dobrze opłacalny, no ale kurczę w wieku 20 lat mieć tyle pieniędzy, być rozchwytywanym. A, pragnę dodać, że jeśli nasz komputer czy telewizor się zepsuł, zanoszony był do majstra...
Obiecał mi, że nie będzie już sprzedawał narkotyków, więc uwierzyłam mu i nawet nie brałam tego pod uwagę.
Sprzedawać nie sprzedawał, szukał kontaktów i takie tam różne duperele. Więc słowa dotrzymał.
Spytasz - Czemu teraz histeryzuję i rozpaczam? 
Spytasz - Czemu teraz biegam, jak jakaś kretynka po mieście w samych majtkach i koszulce?
Odpowiem ci - mój chłopak, z którym za dwa tygodnie miałam mieć drugą rocznicę, przedawkował.

Dobiegłam do parku. Najpierw skierowałam się na 'naszą ławkę'. Zobaczyłam wyryte inicjały, serce i napis 'forever'. To forever coś krótko trwało...

Weszłam do domu z zakupami. Od wejścia wołałam Harry'ego, by mi pomógł z torbami, jednak nadaremno. Pomyślałam, że chłopaka nie ma w domu. Spokojnym krokiem poszłam do kuchni, rozpakowałam zakupy i poszłam do sypialni, by się przebrać. Lubię szpilki, ale 24/7 nie będę w nich chodzić. Ubrania, które miałam na sobie, położyłam w szafie. Wyciągnęłam pierwszą, lepszą koszulkę i zarzuciłam ją na siebie. Spodnie, które chciałam ubrać leżały w salonie na kanapie, więc poszłam po nie.

W parku nie było nikogo, oprócz mnie, bo nikt normalny nie chodzi i nie cieszy się zielenią, gdy leje deszcz. Tak właśnie, nie cieszy. Ja nie miałam powodów do radości. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Chciałam kontrolować płacz, jednak nie umiałam nic zrobić, by się uspokoić.

W salonie było ciemno. Odsłoniłam rolety i odwróciłam się w stronę kanapy. 
Nikomu nie życzę tak okropnego widoku. Nawet największemu wrogowi.

Szybkim krokiem podeszłam na mostek, bo na bieg nie miałam już siły.

Na kanapie ujrzałam mojego chłopaka ze strzykawką stojącą pionem w jego prawej żyle na zagięciu łokcia. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Myślałam, że to jakiś żart. Rozejrzałam się dookoła. Małe foliówki po amfetaminie, sama ona porozsypywana wokół kanapy. Kilka strzykawek. Parę zwiniętych blantów. 
-Harry jestem w domu, dobra, zrobiłeś żart, ale już możesz wstać. -powiedziałam śmiejąc się.
Nic. 
Cisza.
-Harry, proszę cię. -powtórzyłam rozbawiona, jednak w odpowiedzi dostałam znów ciszę.
Zaczęłam płakać. Podeszłam do chłopaka i szybkim ruchem wyciągnęłam mu strzykawkę z ręki. Przyłożyłam palec do szyi, by wyczuć tętno. 
Zero pulsu.

Przeszłam przez barierkę. Złapałam się rękami i odchyliłam w przód. Popatrzyłam na niebo. Czułam, jak krople deszczu uderzają w moją delikatną twarz, jednak to nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. 

Spostrzegłam, że patrzy na mnie. Myślałam, że się obudził, jednak on nie zamknął oczu. Taka reakcja. Ja musiałam to zrobić, ale przez te kilka ostatnich chwil chciałam popatrzeć w jego piękne, zielone, głębokie tęczówki.

Popatrzyłam w dół. Jakieś 20 metrów i rzeka. Szybko płynąca rzeka, a w niej tysiące ostrych kamieni. 

Wpadłam w szał. Zaczęłam bić chłopaka i krzyczeć, by nie robił sobie ze mnie żartów i żeby wstał. 
Jednakże moje kilkuminutowe krzyki nic nie dały.
Roztrzęsiona wyciągnęłam telefon, zadzwoniłam po karetkę i wybiegłam z domu, drzwi zostawiając otwarte.

Wzięłam głęboki wdech i skoczyłam. Myślę, że spotkam Harry'ego w niebie i tam będziemy szczęśliwi.


____________________
Hej, mam na imię Viola i razem z Zoombie Malik będę prowadziła tego bloga.
Cieszę się, że to właśnie ja zostałam wybrana. Postaram się dodawać imaginy jak najczęściej i wdzięczna byłabym, abyście pod każdą pracą na tym blogu dodawały komentarze z opinią. Uwierzcie, taka mała rzecz, a cieszy, że ktoś docenia naszą pracę.
Ten imagin to konkursowy imagin, którym wygrałam. 
Mam nadzieję, że mimo iż jest smutny, to wam się spodoba.
~Viola



niedziela, 19 maja 2013

84. Gify 7

1. Louis i Liam założyli się. kto pierwszy dotrze do brzegu, ten idzie z tb na randkę.

Louis i Liam:



*po zawodach*

Louis: hahaha, przegrałeś!

Liam:

Louis:


2. idziesz ulicą.

Louis:


3. Niall: umówiłem się z [t.i] na randkę!


Zayn:


4. ty: postanowiłam, że na randkę wybiorę się z...

Zayn:


Harry: 


Liam:

Louis:

Niall:

ty: wybieram... wybieram...

 Niall i Louis:

ty: wybieram Liama!

Harry i Zayn:

Louis i Niall:

Liam:


5. Zayn: Lou! tam gdzieś na dole jest [t.i]!

Louis:


6. Harry: [t.i] słuchaj, to dla cb.

ty: ...


7. ty: Zayn!

Zayn:

ty: kocham cię! uważaj na sb!

Zayn: ja cb też skarbie!


8. ty: co ty robisz?!


Zayn: znowu przedawkowałem marsjanki!



9. ty: to jak, idziemy do tego...


Zayn:


ty: ...klubu.


10. twój tata: a co się tutaj dzieje?!

Harry: nic, nic. ja się właśnie zbieram. do widzenia.



11. ty: Hazza, więcej kotów już nie bd!

Harry:

ty: serio.

Harry: