wtorek, 2 kwietnia 2013
54. Niall (część 5)
-Niall długo tu jeszcze bd siedzieć? -zapytałam patrząc przez okno.
-nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie... przepraszam. -odpowiedział mi smutno.
wiedziałam, że jest mu ciężko. mnie też było. no ale co mogliśmy zrobić? przeszłości nie da się tak po prostu zmazać i zapomnieć.
byliśmy całkowicie odcięci od świata. zero telefonów, laptopów, internetu. dobrze, że był tu przynajmniej jakiś telewizor i radio, bo gdyby nie to, to chyba bym zwariowała. kochałam Nialla, kochałam spędzać z nim czas sam na sam, no ale bez przesady, nie 24/7....
-Niall mogę o coś spytać? -usiadłam naprzeciwko chłopaka i podtrzymałam jego podbródek tak, by utrzymać z nim kontakt wzrokowy.- tylko szczerze, ok?
-no słucham...? -na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, spowodowane zawstydzeniem, podejrzewam.
-jak to jest, jak się weźmie?
-ty żartujesz? chcesz żebym ci o tym opowiadał? nienormalna jesteś?! -wyrwał się z moich 'objęć' zdenerwowany chłopak.
-no tak, a co w tym złego? może po prostu chcę wiedzieć jak to jest, bo nigdy nie próbowałam... -zaśmiałam się siadając prosto na kanapie.
-i nigdy tego gówna nie spróbujesz! -krzyknął przerywając mi w połowie zdania, a później wyszedł z domku trzaskając drzwiami.
-co mu się stało? -zapytał Matt wchodząc do pokoju.
-zapytałam tylko, jak to jest jak się weźmie... -powiedziałam zalewając herbatę.- chcesz też?
-nie dzięki. a wracając do Nialla, to on jest bardzo czuły na tym punkcie. głupio mu, że miał taką przeszłość, że brał, że sprzedawał... bo przecież to dla słabych ludzi. nie radzących sb z życiem... on taki nie jest, znasz go.
-wiem, ale ja tylko zapytałam jak to jest... no chyba nic złego nie zrobiłam, tak? -usiadłam na parapecie z kubkiem parującej herbaty.
-to jest jego czuły punkt. słabość. on nie chce do tego wracać, ale niestety musi, więc proszę cię, nie dobijaj go swoimi pytaniami, ok? -poszedł w stronę wyjścia.
-no dobrze... -powiedziałam smutno wbijając wzrok w zamykające się drzwi.
no przepraszam bardzo, nie moja wina, że mój chłopak był na tyle głupi i pusty, że zaczął brać. chciałam tylko się dowiedzieć jak to jest. jak człowiek się czuje. zapytałam o to tylko dlatego, żeby zabić nam czas. nie miałam ochoty kolejnych godzin spędzać na oglądaniu jakichś beznadziejnych programów w tv.
-Maaaaaaaatt! gdzie jesteś?! -wydarłam się następnego dnia z rana.
-w łazience, ale już wychodzę. -usłyszałam.
-słuchaj, biorę kluczyki i jadę do tego sklepu, w którym byłeś ze mną wczoraj, ok? mleko się skończyło. -powiedziałam opierając się o drzwi.
-ale bądź ostrożna... -czułam, że chce zacząć wywód.
-dobrze, dobrze, wiem. chce ktoś coś ze sklepu tak wgl? -krzyknęłam.
-ja poproszę popcorn, pringlesy i jakieś ciastka oraz cukierki. -wymieniał Niall schodząc po schodach.
-tak, może od razu cały sklep ci wykupię? -zaśmiałam się.
-dobrze by było. -objął mnie chłopak.- chcesz jakieś pieniądze?
-jak masz, bo z tego co wiem, to tu jest takie zacofanie, że kart kredytowych nie przyjmuje, a ja wgl nie mam ze sb gotówki...
-proszę. starczy? -powiedział blondyn wręczając mi 50 dolarów.
-Niall to twoje zakupy bd kosztowały, bo ja jadę tylko po mleko. -wzięłam pieniądze.
-aj tam. ale kup mi cukierki. najlepiej jakieś mleczne, albo krówki, albo coś w tym stylu.
-no dobra, zobaczę co bd. -powiedziałam wychodząc.
wsiadłam do auta i jechałam. całkiem dobrze zapamiętałam drogę, mimo, że była
kręta i dość długa. patrzyłam na drzewa, krzewy, pola i resztę krajobrazu. myślałam w sumie o niczym. ta cała sytuacja już mi się znudziła. chciałam wracać do domu, jednak wiedziałam, ze to niemożliwe. gdybym teraz uciekła stąd, to i ja i Niall mielibyśmy nieźle przesrane... nie chciałam go zostawiać samego z problemem i pakować w jeszcze większe błoto.
-dzień dobry, poproszę mleko, popcorn, pringlesy...
-nie ma, tylko lejsy, mogą być? -zapytała starsza kobieta.
-mogą, paprykowe prosiłabym. -uśmiechnęłam się.
-jeszcze czegoś panienka sb życzy?
-poproszę jeszcze jakieś cukierki, krówki czy coś w podobie, trochę tamtych ciastek... -wskazałam palcem.- i może jeszcze jakieś mięso... schab pani ma?
-mam, mam. już podaję. -odpowiedziała kierując się w stronę kabiny z mięsem.- a to panienka na dłużej, że takie zakupy? co panienkę tu sprowadza?
zaleciało mi to sceną z horroru. miła pani, która tylko udaje... zaraz po tym mam wyjść ze sklepu i później napadnie mnie gang jakichś kanibali. wezmą mnie wywiozą do swojej chatki, tam poćwiartują, precyzyjnie rozdzielą każdą część ciała i zjedzą. pewnie zrobią to na żywo. bd bolało. ewentualnie najpierw poderżną mi gardo i wtedy nic nie bd czuła. a potem znajdą Nialla i Matta. zrobią z nimi to samo...
-eee... taki tam wyjazd. odpoczynek. -ocknęłam się z rozmyślań.
-rozumiem, wakacje? -zapytała podając mi schab i wbijając kod na kasę.
-tak, dokładnie tak. ile płacę?
-23 dolary. -posłała mi miły uśmiech wyciągając rękę po pieniądze.
-a czy jest możliwość płacenia u pani kartą? -zapytałam podając gotówkę.
-drogie dziecko, mam sklep i cud, że na kasie sb daję radę, ale przyjmowanie kart kredytowych to już wyższa szkoła jazdy.
-rozumiem. dziękuję i życzę miłego dnia. -odebrałam resztę i wyszłam ze sklepu.
przy moim samochodzie kręcił się jakiś facet.
-przepraszam, a co pan robi? -zapytałam.
-a oglądałem tylko. fajny model, dużo pali? -popatrzył na mnie.
-nie wiem, jakoś mnie to nie interesuję. auto kolegi. -powiedziałam i wsiadłam kiwając mu na pożegnanie głową.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńczadowe!
OdpowiedzUsuńczekam na kolejną część z niecierpliwością!
<3