wtorek, 23 kwietnia 2013
66. Liam (część 1)
-dzień dobry, poproszę dużą kawę z mlekiem i cukrem. -rzuciłam do kobiety za kasą.
położyłam torbę na krześle obok i miałam zamiar ściągać szalik i kurtkę, jednak coś mi to uniemożliwiło.
-czeeeść... to moje miejsce. -powiedział jakiś chłopak.
-a tak, sorry, już zbieram swoje rzeczy. -i złapałam za uszy torbę.
-nie no, spokojnie. usiądę miejsce dalej. -uśmiechnął się szeroko.
-dzięki. -odwzajemniłam uśmiech i opadłam na kolejnym krześle barowym.
wracałam ze szkoły i byłam tak padnięta, że postanowiłam dostarczyć swojemu organizmowi dawkę kofeiny. wiem, mogłam to zrobić w domu, ale jakoś nie chciało mi się wracać po raz 298164 do pustego domu. do domu, gdzie nie czeka na cb nikt. nawet mama z denerwującą formułką: 'cześć skarbie *całus w czoło* jak było w szkole?'. odkąd wyjechałam z polski, tutaj, do wielkiej brytanii do szkoły, normalnie za nimi tęsknie. za mamą, za tatą, nawet za siostrą i psem. musiałam rozstać się z chłopakiem przez ten wyjazd. jednak nie był on tylko jedynym powodem naszego rozstania. Michał zaczął imprezować codziennie, wpadł w nienajlepsze towarzystwo, a przede wszystkim zaczął ćpać. zaczęło się od połowy działki amfy na imprezie. spodobał mu się stan 'po'. od tamtej pory, czyli już jakieś pół roku, bierze systematycznie. teraz pewnie nie wystarcza mu już działka dziennie. ale tak to jest. jeszcze jak byłam w polsce, zapisałam go na terapię. przynosił papierki, pieczątki, wszystko co tylko można było, jako że był i brał udział w zajęciach. a tak naprawdę chodził z tymi swoimi pożal się boże kolegami i szlajał gdzieś po mieście. czemu nie pomogli mu rodzice? ojciec był alkoholikiem, a matka zmarła na skutek mordu ze strony ojca. Michał uczestniczył w tym, jako kilkuletni chłopiec. miał bodajże 6 czy 7 lat. kiedy się poznaliśmy, tzn 3 lata temu, ja miałam wtedy 16 on 17 lat, opowiedział mi to wszystko. zaufał mi. bardzo cieszyłam się z tego powodu. zostaliśmy parą, byliśmy praktycznie nierozłączni. obiecał mi, że nie bd taki jak jego ojciec, że nie chce być marginesem społecznym, że chce mieć normalne życie, żonę, dzieci. normalny dom. taa, wszystko fajnie, ładnie, pięknie, do czasu tamtej imprezy. zaczęły się pierwsze kłótnie, pierwsze kłamstwa, aż w końcu doszło do tego, że uderzył mnie. dużo dziewczyn na moim miejscu po prostu odeszłoby od niego, jednak ja zostałam i próbowałam mu pomóc. nie mogłam skreślić całego naszego 3 letniego związku ot tak. nie umiałam. jednak kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać, kiedy znów mnie uderzył, przeprosił i znowu uderzył i tak w kółko dałam sb spokój. nawet nie wiem co u niego teraz słychać. wgl nie utrzymujemy kontaktów. nawet nie wiem czy on żyje.
-kawa mleko cukier raz! -krzyknęła po chwili kobieta.
-dziękuję. -wyciągnęłam rękę równocześnie z chłopakiem.
popatrzył na mnie, przeszył mnie wzrokiem.
-yyy... to chyba twoja. -uśmiechnęłam się nieśmiało.
-kobiety mają pierwszeństwo. -powiedział i wziął kubek, po czym podał mi go.
-tb się pewnie spieszy i wgl byłeś pierwszy, weź. -byłam nieźle zakłopotana, swoją drogą z tego chłopaka było całkiem niezłe ciasteczko.
-tak, spieszy mi się strasznie do pustego domu, żeby pooglądać powtórki wczorajszych seriali. -powiedział ironicznie.
-no mam ten sam problem. -nieśmiałość powoli ze mnie schodziła.
-to może ponu...
-kawa mleko cukier raz! -przerwała mu ta sama kobieta.
-oo, dziękuję bardzo. proszę policzyć za dwie te kawy.
-hej, przestań, sama zapłaczę. -oburzyłam się.
-nie przesadzaj. -powiedział chłopak szukając drobnych w portfelu.
-no co nie przesadzaj, wgl się nie znamy, a ty za mnie płacisz... może morduję ludzi, a w torbie mam młotek i piłę mechaniczną, a ty za mnie zapłacisz? -zaśmiałam się.
-jak na kogoś takiego, wyglądasz zbyt ładnie. -uśmiechnął się.- ile płacę?
-15.98. -powiedziała ekspedientka.
15.98 na dwa, to 7.99, policzyłam szybko i zaczęłam poszukiwania portfela w torbie. jednakże kiedy go znalazłam i próbowałam wygrzebać z niej jakieś drobne, chłopak już podawał mi kubek z kawą.
-ej no przestań... nie można tak. -powiedziałam z oburzeniem w głosie.
było mi głupio, że jakiś chłopak, ledwo poznany, nawet nie znam jego imienia, kupuje mi kawę.
-no dobra, dobra. to w zamian za to, że ja postawiłem ci kawę, ty zaprosisz mnie do domu na obiad. -zaproponował.
-w sumie to nie mam nic do stracenia... -odpowiedziałam.
-nawet możesz zyskać. -zaśmiał się.
-co masz na myśli? -popatrzyłam z przerażeniem w oczach.
-możesz zyskać nowego znajomego, nie jestem jakimś zboczeńcem, spokojnie... -powiedział od razu.
nie znałam go, ale zauważyłam, że było mu dziwnie. czułam się, jakbym powinna coś o nim wiedzieć, jednak nie wiedziałam.
-no dobra, to w takim razie, zapraszam do mnie, na ten twój obiad. -uśmiechnęłam się i po chwili byliśmy już u mnie.- rozgość się, tzn. idź do salonu, a ja zrobię coś na szybko.
-żartujesz? pomogę ci. -powiedział idąc za mną do kuchni.
-matko, a ty jesteś uczynny, uparty i miły... -wesoło rzekłam i dałam mu kuśkańca w bok.
-a no, taki już jestem.
-dobra, to co robimy? spaghetti? -powiedziałam przeglądając szafki.
-mhmm... pycha! -krzyknął.
po niespełna 30 minutach siedzieliśmy przy stole z talerzami przed sb.
-cholewcia! -powiedział nagle zdenerwowany chłopak.
-co jest? -wstałam i zbliżyłam się do niego.
-ubrudziłem się. ale wstyd... ale ze mnie fleja... -zaczerwienił się.
-nic się nie stało, nikomu nie powiem. -zaśmiałam się.- weź ściągnij spodnie.
-co zrobić? -spiorunował mnie spojrzeniem.
-ściągnij spodnie. -powtórzyłam wgl nie świadoma w jakim znaczeniu on mógł to zrozumieć.
-ale to już? tak szybko? nawet nie skończyliśmy obiadu...? -zakłopotany wydukał.
-no chcesz jeść w brudnych spodniach? -podniosłam jedną brew.
-aaaa, to o to chodzi... już myślałem. -zaczął się śmiać, aż w końcu ściągnął spodnie i dał mi je.
-poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę. -powiedziałam kierując się do łazienki.
nalałam wody do miski i zamoczyłam w niej spodnie. wyciągnęłam proszek i przeprałam je.
-yyy... słuchaj, strasznie mi głupio cię o to prosić, ale jeszcze yyy... koszulkę mam poplamioną... -zaczerwienił się, a ja zaczęłam się panicznie śmiać.
-daj, to też przepiorę. -powiedziałam.
skończyłam wykonywać tę czynność i odwróciłam się do chłopaka. zobaczyłam, że stoi w samych bokserkach. oboje strzeliliśmy buraka.
-eee... noo... yyy... ten... tak wgl to jestem Liam. -wciągnął rękę w moim kierunku.- Liam Payne.
umarłam. Liam Payne? ten Liam Payne?! o matulko! to członek jakiegoś tam zespołu. czytałam o nich, coś obiło mi się o uczy, ale nie mogę przypomnieć sb nazwy zespołu. mniejsza z tym. jakiś bożyszcz nastolatek stoi u mnie w łazience w samych bokserkach.
-[t.i] [t.n]. -zachowałam zimną krew.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetne.! czekam na kolejną część. xd
OdpowiedzUsuńale świetny! ciekawe jak to się rozkręci. bardzo mnie to interesuje. nie mogę doczekać się części kolejnej! :)
OdpowiedzUsuńHejo ! Zostałaś nominowana do Liebster Awards !!!!! Szczegóły znajdziesz tutaj; https://foreverhungryboy69.blogspot.com
OdpowiedzUsuńGratulację i przy okazji MASZ TALENT ;3