Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 28 kwietnia 2013

68. Louis





-mamo, wychodzę! nie czekaj z obiadem, zjem coś na mieście! -rzuciłam zamykając za sb drzwi i skierowałam się w stronę auta, którym już za chwilę jechałam do galerii na zakupy.
będąc jeszcze na mojej ulicy włożyłam płytę tmh i włączyłam ją dość głośno. uwielbiałam one direction, szalałam za nimi. odkąd pierwszy raz usłyszałam ich piosenkę, zawsze chciałam ich zobaczyć na żywo. pojechać na koncert. jednak mieszkałam w polsce, a im nie było spieszno do nas...
w końcu dojechałam do galerii. był wielki tłok, nie wiedziałam czemu. no przecież dzisiaj poniedziałek, godziny przedpołudniem. no ale cóż, jakoś dam radę. zaparkowałam w podziemnym garażu i skierowałam się do sklepów.
chodziłam, szukałam, przymierzałam. kupiłam kilka rzeczy, znaczy trzy bluzki, sukienkę, parę butów i leginsy we wzorki. weszłam jeszcze do empiku, rozejrzeć się za jakimiś fajnymi płytami czy książkami. oczywiście weszłam, a tam sklep cały na czerwono, gdzie nie spojrzysz one direction... przybiło mnie to i utwierdziło w jeszcze większym przekonaniu, że nigdy w życiu ich nie zobaczę.
wyszłam ze sklepu i skierowałam się na schody, jednak zobaczyłam tam jakieś kamery, tłum ludzi, nastolatki i chaos, więc postanowiłam zjechać windą.
weszłam i nacisnęłam guzik na podziemie. już miałam odjeżdżać, gdy ktoś w ostatniej chwili, w trybie błyskawicznym, wślizgnął się zdyszany do windy.
-where we're going? -zapytał chłopak.
zdziwiłam się, ze ktoś w polsce mówi po angielsku... jednakże znałam dobrze ten język, bo uczyłam się go już od 11 lat, więc odpowiedziałam mu płynnie w tym samym języku.
-na podziemie, ale jak chcesz, to... -wskazałam na przyciski, a później spojrzałam na niego i umarłam.- o matko... Louis Tomlinson...!
-no nie, pięknie. ledwo wyszedłem z życiem ze sklepu, a teraz winda i ty. świet...-nie skończył, bo winda stanęła.
-o fuck! -krzyknęłam.- zepsuła się.
-nie no świetnie... zostałem uwięziony w windzie z jakąś dziewczyną... idealnie. -warknął.
-o co ci chodzi? przecież nic ci nie zrobiłam... -popatrzyłam na niego.
-ale pewnie jesteś jakąś napaloną nastolatką, która dzień i noc marzy o nas... -przewrócił oczami.
-tak, żebyś wiedział. mam bieliznę, pościel, piżamy z waszym logiem, pokój w plakatach, tapicerka w aucie też oczywiście z 1d, nawet kapcie po domu mam z twoją podobizną... -odwarknęłam.
byłam zła. normalnie zła na niego. zachował się jak dupek. myślałam, że jest inny, ale widocznie woda sodowa uderzyła mu do głowy i uważał ludzi, którzy nie są znani, za zwykłe zera. a tak swoją drogą, to nie wyobrażałam sb teraz tego, jak mam z nim wytrzymać tutaj, w tej windzie. no bo przecież za kilka minut nie wyjdziemy... wiem, jeszcze jakieś 5 minut temu marzyłam o tym, by go zobaczyć, ale teraz...
-nie no, jeszcze lepiej. w kaftan cię dziewczyno powinni wziąć. psychopatka! -zaczął krzyczeć chłopak i walić pięściami w ściany.
-tym nic nie zdziałasz... -powiedziałam cicho.
zrobiło mi się przykro, że tak mnie nazwał. nawet mnie nie znał a już oceniał.
-nie odzywaj się do mnie! wgl weź, tam jest twoja połowa, a tutaj moja. -powiedział rysując palcem linię w powietrzu.
-tak? a co bd jak przez nią przejdę? wgl wiesz co, powinieneś się ogarnąć kolego, bo mnie nie znasz, a oceniasz. skąd możesz wiedzieć, jaka jestem naprawdę? zachowujesz się jak jakaś gwiazdunia. jak pępek świata... beznadziejny jesteś... woda sodowa uderzyła ci do głowy? za dużo masz pieniędzy? uważasz, że to one robią cię lepszym, mądrzejszym, ważniejszym? gówno prawda. jesteś taki sam jak ja, jak jakiś biedak, który ledwo wiąże koniec z końcem. jesteś taki, jak każdy inny człowiek i pieniądze tego nie zmieniają! ważne jest, co ma się w środku, a nie w portfelu! -wykrzyczałam mu prosto w twarz, a on mnie... pocałował.
początkowo uległam mu, wcale się nie broniłam. jednak już po chwili odepchnęłam go od sb.
-co ty robisz? -zapytałam.
-wiesz, to wszystko było specjalnie. odkąd tu wszedłem i cię zobaczyłem, od razu mi się spodobałaś. wgl mignęłaś mi gdzieś w sklepie, tylko nie miałem jak cię dogonić. bardzo chciałem cię jeszcze zobaczyć i mi się udało. a ta cała gadka z tą psychopatką i tym wszystkim, to taka ściema. chciałem zobaczyć po prostu jaka jesteś. czy lecisz na kasę i wygląd chłopaka.
-no i po co mi to mówisz? -patrzyłam na niego wielkimi oczami.
-po to, że od jakieś godziny o niczym innym nie myślę, niż niż żeby pójść z tb na kawę. -popatrzył pytająco.
-tak, spoko, możemy iść na kawę. tylko ciekawe za ile i jak...? -powiedziałam kopiąc ścianę.
-no fakt... ale kiedyś muszą nas stąd wyciągnąć.
-oby szybko, bo już dłużej tu nie wytrzymam. -powiedziałam opadając na ziemię.
-coś ci się stało? -zapytał Louis szybko reagując.
-poza tym, że bolą mnie nogi od chodzenia po sklepach od kilku godzin i poza tym, że zatrzasnęłam się w windzie z mega wielkim ciachem, to spoko. -powiedziałam przeglądając torby z zakupami.
-uważasz, że jestem ciachem?
-zejdź na ziemię, ocknij się. miliony dziewczyn, i pewnie nie tylko dziewczyn, tak uważa. powinieneś o tym wiedzieć. -nadal przeglądałam zakupione ubrania.
-ale mi nie chodzi o miliony dziewczyn. mi chodzi o cb. -powiedział, a ja spojrzałam na niego.- to ty mi się podobasz. i może teraz to ty uznasz mnie za psychopatę, ale od ponad miesiąca mieszkam w domu obok cb. przyjechałem kiedyś do polski z chłopakami, nikt o nas nie wiedział, łaziliśmy po sklepach i zobaczyłem cb. postanowiłem iść za tb i dowiedziałem się gdzie mieszkasz. twoi sąsiedzi... dowiedziałem się, że wyjeżdżają do hiszpanii na jakiś czas, więc postanowiłem zająć się ich domem, a przy okazji zostałem bliżej cb. wiem, to chore, ale... chyba zakochałem się w tb. to dziwne, bo wiem, że codziennie o 5.45 wychodzisz pobiegać i o 6.27 wracasz, potem, podejrzewam bierzesz prysznic i wchodzisz do swojego pokoju, który ma okno na dom sąsiadów. nie to, że cię podglądałem przez cały ten czas... wiem, że lubisz grać na trąbce i słuchać nas i Biebera. wiem, że nosisz rozmiar spodni 38, a bluzek 36, natomiast buty to różnie, 38-40. a najlepsze jest to, że tyle czasu tam mieszkam i nie udało mi się dowiedzieć jak masz na imię...
-[t.i]. -powiedziałam bezwłasnowolnie, a w głowie analizowałam każde jego słowo. 
powiedział, że się we mnie zakochał. 
-wiem, że praktycznie każdego wieczoru dzwonisz do kogoś i rozmawiasz z nim trochę czasu. wiem też, że kiedy leci jakaś fajna piosenka w radio, kiss you na przykład... -zaśmiał się.- ...to bierzesz dezodorant i szalejesz, jakbyś była na scenie.
-chodzisz do psychologa? -zapytałam cicho.
-nie. a powinienem? 
-no raczej... -zaśmiałam się.
-a może ty zostaniesz moim psychologiem? takim wiesz, prywatnym i tylko dla mnie? -popatrzył mi głęboko w oczy i po raz drugi pocałowaliśmy się.
-nie wiesz jeszcze jednego faktu o mnie. -powiedziałam z uśmiechem, kiedy skończyliśmy.
-tak, jakiego? -popatrzył ciekawie na mnie.
-takiego, że cholernie mi się podobasz, szaleję za tb i to cb najbardziej lubię z całego zespołu. -powiedziałam tajemniczo.

poczułam ogromny ból głowy i zaraz wkł mnie zbiegło się kilkoro ludzi. nie wiedziałam co się dzieje.
-gdzie jestem? -zapytałam, jednak nikt nie raczył mi odpowiedzieć.
po chwili przyszła moja mama i jechałyśmy do domu. 
-zatrzymaj się przy sklepie, chcę wody, ok? -zapytałam, a mama skinęła twierdząco głową i już po paru minutach wchodziłam do sklepu.
była kolejka, więc rozejrzałam się po sklepie. moją uwagę przyciągnęły gazety. od zawsze lubiłam przeglądać te kolorowe szmatławce. mimo, że nie było w nich dużo prawdy, to i tak lubiłam się choć na chwilę odprężyć. 
-boże, co on tu robi? -powiedziałam na głos sama do sb i wybiegłam ze sklepu. 
oparłam się o maskę samochodu i chciałam sb wszystko przypomnieć, jednak nie umiałam. wiedziałam, że tamtego dnia byłam w galerii i że zacięłam się z Louisem w windzie, później obudziłam się w szpitalu z wielkim bólem głowy... ale co było między tym?
-kochanie, wszystko w porządku? -zapytała mama wychodząca z auta.
-nie, nic nie jest w porządku. nie wiem co mi się stało. powiesz mi? doinformujesz mnie w końcu? -ryknęłam na nią i widziałam jak automatycznie posmutniała.
-wejdź do auta, nie bd rozmawiać o tym tutaj. -powiedziała i za chwilę już siedziałyśmy obydwie na przednich siedzeniach.- tamtego dnia zatrzasnęłaś się w windzie z jakimś chłopakiem, jemu nic się nie stało, wyszedł tylko trochę poobijany, a ty źle upadłaś i byłaś przez ten czas w śpiączce farmakologicznej. nic nie dało się zrobić.
-no dobra, ale czemu zapadłam w śpiączkę? -zapytałam ciekawa.
-bo winda się zerwała... -resztką sił powiedziała mama i wybuchła płaczem.
-jedźmy do domu. -szepnęłaś cicho.
w drodze powrotnej nie mogłam zrozumieć jednego, czemu Louis jest na okładce w garniturze ślubnym z jakąś kobietą, wyglądającą na jego przyszłą żonę?
'w minioną sobotę, tj. 28.11.2020, znany piosenkarz, Louis Tomlinson, wziął ślu...', zaraz, zaraz. w 2020 roku? cholera. ile ja byłam w tej śpiączce?
-mamo, który mamy rok? -zapytałam z nadzieją, że to tylko błąd w druku.
-2020. -powiedziała łamiącym się głosem i szybko wyszła z auta, bo byłyśmy już pod domem.
nie no, świetnie, 7 lat w śpiączce. idealnie. normalnie chyba każdy chciałby żeby go coś takiego spotkało. przez tyle czasu zero problemów i wgl... nie no super.
-cześć. tak się cieszę, że już się wybudziłaś. codziennie przychodziłem do cb do szpi...
-Lou?
-tak, to ja. -powiedział wesoły mężczyzna.
-słuchaj, co to jest? -zapytałam pokazując mu okładkę gazety.
-yy... no moja żona.
-to po co tutaj przyszedłeś? -powiedziałam z wyrzutem.
-żeby powiedzieć, że miło, że się wybudziłaś? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
-tak, fajnie. miło. wziąłeś ślub, pewnie za pół roku jakiś bachor bd biegał po sąsiednim podwórku i się darł, a teraz przychodzisz i mówisz, że ci miło? wyjdź.
-ale o co ci chodzi? -zapytał zmieszany.
-Louis ja nadal cię kocham. nie minęło to z wyjściem ze śpiączki, a wręcz przeciwnie, myślę, że zwiększyło się to uczucie. jednak widzę, że nie mam na co liczyć, bo kilka dni temu się ożeniłeś. cześć. -powiedziałam wychodząc z samochodu mojej mamy.

nie zrobił nic w tamtym momencie. kochał ją, a nie mnie. nie mogę go za to nienawidzić, jednak nie umiem żyć z nim w zgodzie. unikałam go tak, aż w końcu przeprowadziłam się o kilka ulic dalej i zestarzałam się w samotności...

na specjalne życzenie pewnej Marty :)

1 komentarz:

  1. dzięki! świetny jest! Właśnie o takiego mi chodziło!

    POzdrawiam, Marta! :*

    OdpowiedzUsuń