niedziela, 14 kwietnia 2013
64. Zayn
wracałam do domu ze sklepu, gdy nagle poczułam wibracje telefonu w kieszeni.
'kochanie, dzisiaj się nie zobaczymy, przykro mi... przepraszam. kocham cię, Zayn :*'.
nie no świetnie. nie bd go. super. no marzyłam o takim czymś od dziecka... weszłam do domu, trzasnęłam drzwiami, rzuciłam resztę pieniędzy z zakupów na blat, a obok nich postawiłam torby z jedzeniem. mimo pytań mamy, weszłam na górę i zamknęłam się w pokoju. łzy cisnęły mi się do oczu tak, że już nie mogłam ich wstrzymywać i w końcu wybuchnęłam płaczem.
idealnie. mojego chłopaka nie bd dzisiaj ze mną. w moje urodziny. nawet nie wysłał mi zasranego smsa z życzeniami. co za świnia...
-tak? -zapytałam odbierając telefon.
-[t.i]! kochana ty moja! wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i wszystkiego, wszystkiego co sb marzysz! -usłyszałam.
-Niall, oddawaj, teraz ja! -krzyknął Harry po drugiej stronie.
mimowolnie uśmiechnęłam się.
-sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! wszystkiego co najlepsze od wujka Harrego!
-wszystkiego najlepszego [t.i]! -krzyknęli Louis i Liam.
-dziękuję wam chłopcy, dziękuję bardzo. -powiedziałam udając, że nic mi nie jest.
pogadaliśmy jeszcze chwilę o głupotach i rozłączyłam się. znów wróciły myśli z Zaynem. nie bd go w tak ważnym dniu. nie złożył mi nawet życzeń.
co chwilę zerkałam na telefon z myślą, że to jakiś żart z jego strony i że za moment dostanę sms o treści 'zaraz bd, wstaw wodę na herbatę.', jednak od ponad 2 godzin telefon milczał. nic. zero.
czy dla niego to nic nie znaczy?! nie dość, że to były moje urodziny 18, to jeszcze dzień, w którym się poznaliśmy. pamiętam to, jakby to było wczoraj, choć zdarzyło się 3 lata temu. wtedy, kiedy jeszcze nie był znany. przechodziliśmy przez wszystkie te problemy związane z jego sławą, wszystkie te hejty skierowane w moją stronę i on teraz zrobił coś takiego? a właściwie to nic nie zrobił...
szłam przez park. miałam czarną, zwiewną sukienkę, kurtkę dżinsową, torebkę i buty w jednym, malinowym kolorze, co idealnie komponowało się z moim kolorem włosów. szłam na spotkanie z [i.t.p]. po drodze wstąpiłam po kawę, którą jakieś niecałe 10 minut później wylał na mnie chłopak o ciemnej karnacji.
-to nowa sukienka! co zrobiłeś! jak chodzisz?! -ryknęłam w jego stronę.
-yy... eee... noo... przepraszam... nie chci... -jąkał się chłopak.
-co mi po twoim przepraszam?! plama nie zniknie, no nie?!
-wiesz, mieszkam tam obok. -wskazał w prawą stronę.- to mogę ci przeprać tę sukienkę... -powiedział niepewnie.
i wtedy to się stało. zdjęłam wzrok z mojej sukienki i przestałam rozpaczać, spojrzałam w jego wielkie, czekoladowe oczy. utonęłam w jego spojrzeniu. rozmarzyłam się. stałam w bezruchu przez jakiś czas, jednak po chwili moje marzenia przerwało jego chrząknięcie.
-aa no... tak... znaczy nie, poradzę sb sama. mam pralkę w domu. -powiedziałam zawstydzona.
-no dobrze, a może przynajmniej dasz wyciągnąć się na kawę? bo widzę, że dużo z tej twojej nie zostało. -zaśmiał się i wskazał na kubek.
po długich namowach zgodziłam się. poszliśmy do kawiarni, zamówiliśmy kawę i coś słodkiego. do tej pory pamiętam, że to było ciasto truskawkowe z wielką ilością bitej śmietany, która później znalazła się na twarzy mulata.
-tak wgl to jestem Zayn. -wydukał pod moim domem.
-miło mi, [t.i]. -podałam mu rękę.
-słuchaj, może chciałabyś jeszcze jutro gdzieś wyskoczyć? jakieś kino czy coś? -powiedział do strasznie niepewnie.
-to o 17. -powiedziałam dając mu buziaka w policzek na pożegnanie.
widziałam kątem oka jego wielkie zdziwienie, które później przerodziło się w zadowolenie i bezgraniczną radość.
tak zaczęła się nasza znajomość. od kiedy zaczęliśmy być ze sb, dziękowałam bogu każdego wieczora, że trafiłam na Zayna i nawet, że wylał na mnie tę kawę, mimo, że miała wtedy tą nową sukienkę na sb.
przez te 3 lata przeżyliśmy wiele dobrych chwil, jednak musieliśmy zmierzyć się też z tymi gorszymi momentami.
była niedziela rano, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zayn dostał swoje klucze od mojego domu, nawet rodzice sami mu to zaproponowali. w sumie to chłopak częściej bywał u mnie, niż u sb w domu. tam mieszkał sam, więc chciałam, żeby wprowadził się do nas.
wszedł chwiejnym krokiem na górę i niepewnie otwarł drzwi do mojego pokoju. usiadł na końcu łóżka i schował twarz w dłonie. usiadłam obok niego i mocno przytuliłam. myślałam że poczuję zapach jego perfum, jednak poczułam wszystkie możliwe rodzaje alkoholu, dym z papierosów, zapach jakiegoś baru czy knajpy. jego oczy zrobiły się wilgotne. spodziewałam się wiadomości, że np. jego złota rybka zdechła. jednak nie tym razem.
-posłuchaj, ja już tak dłużej nie mogę... nie radzę sb z tym... poszedłem wczoraj do klubu z myślą, że zapomnę, ale jednak...-zaczął mówić przez łzy, które gęsto spadały na podłogę z jego policzków.- kiedyś, na afterparty po koncercie, wypiłem za dużo, byłem pijany. bardzo pijany. wiem, że to nie tłumaczenie, ale ja na prawdę nie wiedziałem co się dzieje. pocałowałem jakąś dziewczynę...
nie wpadłam w histerię, nie zaczęłam płakać, ani go bić, tylko przytuliłam go jeszcze mocniej. sama nie wiem czemu. może po prostu czułam, że to był jednorazowy wybryk i ta panienka nic dla niego nie znaczyła?
przy nim czułam się bezpieczna. cholernie bezpieczna. Zayn był jedną z tych osób, które mogą robić wszystko źle i przeciw mnie, jednak coś zawsze bd mnie do niego ciągnąć i zawsze bd stała za nim murem.
-i co teraz? -zapytałam patrząc się w podłogę.
-nie chciałbym cię stracić przez jakąś beznadziejną sytuację. ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła. ja nawet nie wiem jak ona ma na imię... wybaczysz mi to? -odwrócił mnie do sb i złapał tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy.
kochałam je, te czekoladowe tęczówki. do tego jeszcze ciemne, gęste rzęsy, które tworzyły piękny wachlarz oplatający oko. mogłam w nie patrzeć godzinami. czułam się wtedy jak w niebie. czułam, że więcej mi nic trzeba.
-jeśli obiecasz mi, że nie bd pił w tak dużym stopniu, do zgonu... i jeśli obiecasz mi, że to pierwsza i ostatnia taka sytuacja. -powiedziałam, a już po chwili nasze usta złączyły się w pięknym pocałunku.
to tylko jeden z wielu problemów, na który się natknęliśmy podczas naszego związku.
wspominanie przerwał mi telefon od Liama. jego głos był dziwny. taki niepewny i pełen kłamstwa. powiedział, że za 10 minut bd czekał na mnie pod domem i że muszę wyjść, bo Dan coś ode mnie chce i to bardzo ważne.
zgodziłam się, bo co miałam robić? to moi przyjaciele, a ja na dzisiaj nie miałam żadnych innych planów.
-słuchaj, sprawa jest dość nietypowa. Dan ma kręcenie teledysku na wieżowcu i chce, żebyś ty tam była. sam nie wiem dlaczego, więc nie pytam mnie o to. -powiedział szybko Liam, zanim ja cokolwiek zdążyłam wydobyć z ust.
-yyy... ok. i tak nie mam nic innego do roboty, bo mój szanowny chłopak zapomniał o moich urodzinach... -rzuciłam do Payna, a później spojrzałam przez okno.
-dobra, jesteśmy. wysiadaj. -powiedział chłopak uśmiechając się.
-ale, że ja mam iść sama? no chodź ze mną, ja nawet nie wiem gdzie to się wchodzi... Liam proszę... -spojrzałam z błaganiem w oczach.
zawsze to na niego działało.
-no dobra. -powiedział wysiadając z auta.
-dużo jeszcze tych schodów? nie ma tu windy? -zapytałam z wyrzutem.
-końcówka... -odpowiedział.- dobra, te drzwi po prawej. ja nie wchodzę, bo nie chcę, żeby Dan mnie zobaczyła. rozwalę im znowu cały dzień. trzymaj się.
-boże, co ja tu robię...? -szepnęłam sama do sb otwierając drzwi.
moim oczom nie ukazali się tancerze, kamerzyści, styliści i inni, tylko pusty dach wieżowca. postanowiłam wejść dalej, bo może gdzieś głębiej kręcili. cisza. nic. nikogo nie było. podbiegłam do balkonu, żeby zobaczyć czy Liam już odjechał.
-Liaaaaaaaaaam! -wydarłam się na całe gardło.- zaczekaj! tu nikogo nie ma! to jakiś żart?! fuck... -powiedziałam wieszając się na barierce i patrząc na odjeżdżający samochód.
nie no, świetnie. mam urodziny, Liam mnie okłamał i siedzę gdzieś na dachu wieżowca. nawet nie wiem jak stąd wyjść. a i zapomniałam, mój chłopak o mnie zapomniał. miło. bardzo. urodziny wymarzone...
-czy ktoś może mnie stąd zabrać? -krzyknęłam nie wytrzymując.
-a gdzie ci się spieszy? -usłyszałam jakiś głos.
był zniekształcony przez wiatr, więc nie wiedziałam do kogo należy. rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam...
-Zayn? a co ty tu ro...
-nic nie mów, proszę. -powiedział kładąc palec jednej ręki na moich ustach, a w drugiej trzymał bukiet róż i pudełko.
-co to? -zapytałam.
-nie udawaj, że nie wiesz. przecież wiem, że masz dzisiaj urodziny i że 3 lata temu się pierwszy raz zobaczyliśmy. pamiętam. -podał mi prezent.
otworzyłam i zobaczyłam śliczny naszyjnik.
-daj, zapnę. -uśmiechnął się i zabrał się za czynność.- mam coś jeszcze.
-Zayn nie przesadzaj. same kwiaty by starczyły. w sumie to wystarczyłbyś mi nawet tylko ty...
-proszę. -powiedział chłopak wyciągając jakieś małe pudełeczko w moją stronę.- jedna dla cb, druga dla mnie.
posłałam mu pytające spojrzenie.
-no otwórz, zobacz. -tajemniczo powiedział.
w pudełeczku były dwie bransoletki, jedna różowa, druga czarna.
-podejrzewam, że ta różowa dla mnie. -zaśmiałam się.
-taa. -wybuchnął śmiechem Zayn.- popatrz co tu jest jeszcze napisane. -wyciągnął jedną z bransoletek i podał mi.
'[t.i]&Zayn. 14.04.2010.' zobaczyłam.
-dziękuję ci skarbie. kocham cię najbardziej na świecie. -po czym po moich policzkach zaczęły spływać łzy radości.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
awww <3333 świetny!
OdpowiedzUsuńfajny
OdpowiedzUsuńgenialny <3
OdpowiedzUsuńświetny!
OdpowiedzUsuńbtw. dodaj coś nowego :>