niedziela, 10 marca 2013
19. Harry (część 1)
wracałam do domu. było grubo po północy. w sumie sama nie wiem, czemu po kogoś nie zadzwoniłam... przecież brat na pewno jeszcze nie spał, więc mogłam powiedzieć mu, żeby po mnie wyszedł. na ulicy było ciemno i cicho. właśnie - cicho. zbyt cicho. nagle zza zakrętu wyłoniła mi się grupka chłopaków. było ich 7, może 8. nie byłam w stanie ich policzyć. byłam sparaliżowana, by wykonać jakikolwiek ruch. cały czas szłam prosto. to tak, jakbym wydała na sb wyrok. widziałam, że szli chwiejnym krokiem, więc pewnie byli dobrze wcięci... nie umiałam skręcić. z każdym krokiem zmniejszaliśmy odległość między nami. bałam się. cholernie bałam. ale nie potrafiłam wykonać innego ruchu, niż pójście w przód. w głębi ducha modliłam się, by mnie wyminęli, nic nie robiąc. niech sb gadają, gwizdają, patrzą. ale niech mi nic nie robią. byliśmy jakieś 10 metrów od sb. zaczęli coś gadać, śmiać się, wykrzykiwać. krok, drugi, trzeci... coraz bliżej...
-ouu, jaka lala. ładna jesteś. -powiedział jeden w moją stronę i zaczął się śmiać.
-ciekawe jakie ma gardło, bo wiesz, ja lubię głębokie.
-laleczka.
-może pójdziemy na jakiś szybki numerek? -powiedział któryś chłopak z kolei, a ja stałam jak wryta. nawet nie drgnęłam. złapał mnie za rękę.
-no co ty k*rwa robisz? czemu ją zabierasz? -bulwersował się jeden.
-kto pierwszy ten lepszy. -krzyknął tamten znikając ze mną za wysokim płotem.
usłyszałam jakieś komentarze na temat zachowania tego chłopaka, który mnie zabrał. nie buntowałam się. szłam za nim posłusznie. sama nie wiem czemu. modliłam się, by mi nic nie zrobił.
-puść mnie, proszę... -szepnęłam ze strachem w głosie.
-taką lalkę? żartujesz sb. jesteś w pierwszej 3 najładniejszych lasek, które zaliczyłem. -odparł z pogardą w głosie chłopak.
stanęliśmy. popchnął mnie na zimny mur. poczułam ból, a na ciele wyszła mi gęsia skórka. niby było lato, jednak o tej godzinie nie było już aż tak ciepło, a ja miałam na sb tylko koszulkę. modliłam się, żeby coś się teraz stało. żeby ktoś mi pomógł. miałam ochotę krzyknąć, ale nie umiałam wydobyć z sb takiego dźwięku.
-proszę zostaw mnie... nie rób mi krzywdy... -zaczęłam płakać.
-laluniu, nie gadaj tyle i nie pogarszaj sytuacji, w której jesteś. -powiedział ostro chłopak i zbliżył się do mnie. dotknął mnie. zaczął od łopatek i zjeżdżał coraz niżej i niżej... później jedną rękę przeniósł na wewnętrzną część ud... ja płakałam z każdą sekundą bardziej. czułam jak tusz spływa ze mnie zbierając przy tym podkład i puder... przed oczami zaczęło mi przelatywać moje życie. chwile, jak byłam mała, kiedy poszłam do szkoły, imprezy, pierwszy chłopak, pierwszy pocałunek, pierwszy raz...
-zostaw ją! -usłyszałam nagle. ale on nawet nie drgnął, a wręcz przeciwnie, zaczął dotykać bardziej. zachłannie i okrutnie. czułam się jak rzecz. jak jakiś przedmiot, który każdy może dotknąć.- powiedziałem, że masz ją zostawić! nie słyszałeś gnoju?!
-spie*dalaj. -rzucił nie odrywając się ode mnie chłopak. a ja stałam jak słup soli. wiedziałam, że nie dam rady wyrwać się z jego 'romantycznych objęć', jednak wiedza, że kilka kroków ode mnie stoi pomoc mogła dodać mi sił.
-co ty powiedziałeś? -mój 'obrońca' rzucił się na chłopaka. zaczęli się szarpać, a po chwili przerodziło się to w poważną bójkę. nawet nie próbowałam ich od sb oderwać. nie miałam siły. chciałam pomóc jakoś temu chłopakowi, który stanął w mojej obronie, ale nie umiałam. w sumie on radził sb nieźle. miał szybkie, dokładne ruchy, a tamten był pijany i mimo, że dużo bardziej umięśniony, to nie miał z nim najmniejszych szans.
-mówiłem, żebyś ją zostawił. nie chciałeś po dobroci, to masz tak. -powiedział chłopak z burzą loków na głowie, po czym oddał ostatni cios swojemu przeciwnikowi.
-dziękuję. -powiedziałam kiedy podszedł do mnie.
-nic ci nie jest? -zapytał troskliwie.
-nie nic... ale gdyby nie ty, to nie wiem co zrobiłby mi ten gnojek... -wtuliłam się w jego umięśnione ciało i zaczęłaś płakać. zaufałam mu. sama nie wiem czemu. przecież go nie znałam. on mógł zrobić ze mną to samo, co tamten... jednak czułam się przy nim cholernie bezpieczna. przy nikim się tak nie czułam.
-no już, już, dobrze. najważniejsze, ze pojawiłem się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie... -powiedział gładząc mnie po włosach.- proszę. załóż, widzę, że cała się trzęsiesz. gdzie mieszkasz? odprowadzę cię.
-właściwie to czemu stanąłeś w mojej obronie? przecież ten bydlak był dwa razy większy od cb... -zapytałam po chwili ciszy.
-miałem przejść obojętnie? żartujesz? miałbym wyrzuty sumienia, jakbym później przeczytał w gazecie, że dnia tego i tego znaleziono tu i tu zamordowanej, a ówcześnie zgwałconej młodej dziewczyny.
-dziękuję ci jeszcze raz. nie wiem co, gdyby nie ty... -znów się rozpłakałam. chłopak już nic nie odpowiedział. przez całą drogę do domu trzymał mnie mocno za rękę. wiedziałam, że już nic mi się nie stanie.
-chyba jesteśmy na miejscu. -powiedział.
-chyba tak. słuchaj, jeszcze raz ci dziękuję, naprawdę nie wiem co by się stało, gdyb...
-gdybym tam nie przeszedł i bla bla bla. słyszałem to już kilka razy. spokojnie. najważniejsze, że nic ci się nie stało. -powiedział uśmiechając się i puszczając moją dłoń.
-to jak mogę ci się odwdzięczyć?
-nie wiem... może po prostu zadzwoń? -zapytał wręczając mi karteczkę z numerem telefonu i odszedł.
czekałam dotąd, dopóki nie stracę go z widoku. po chwili zniknął za budynkami. usiadłam na schodach. to dziwne. nawet nie wiedziałam jak ma na imię, a czułam się przy nim tak cholernie bezpieczna. nadal czułam ciepło jego dużej dłoni na mojej. jego zapach. budowa ciała. głos. ta chrypka. jednak była przyjemna, nie odrażała. twarz. jego oczy. i te piękne, kręcone, ciemne włosy. chodzący ideał...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
super. czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do mnie http://megaprzygodazonedirection.blogspot.com/