*z perspektywy Zayna*
-jak można być takim dupkiem i uderzyć kobietę? ja sb tego nie potrafię wyobrazić. przecież byli ze sb 2 lata, to jak on mógł jej to zrobić? na żadną kobietę nie można podnieść ręki i nieważne co zrobiła. nie i tyle. ale od kiedy [t.i] przeprowadziła się do nas, nic jej już nie grozi.
-uderzyć plus zdemolować dom... jaki on musi mieć rozpierdziel w głowie. w sumie to mu się nie dziwię, bo fajna panna z [t.i], ale żeby takie coś...
-ale co ty go bronisz, Louis?! -powiedziałem z niedowierzaniem.
-nie, ja nic takiego nie powiedziałem, po prostu głośno myślę...
-cześć Louis, cześć kochanie. -wchodząc do pokoju posłałaś nam ciepły uśmiech.- chcecie jakieś śniadanie, kawę czy coś?
-śniadanie to stoi na stole skarbie, a kawa świeżo parzona w dzbanku.
-ojej, jak miło...ale pamiętasz jaka była umowa? -powiedziała siadając obok mnie na kanapie, Lou wyszedł z pokoju.- mieszkam tutaj w zamian za gotowanie, sprzątanie i te sprawy, więc...
-no właśnie chciałem z tb o tym porozmawiać. nie podoba mi się to. mieszkasz tu jak każdy z nas i z jakiej racji masz jeszcze robić za kucharkę i sprzątaczkę? pani od sprzątania i tak przychodzi 2 razy w tyg. a gotować... obiad rozumiem, albo jak nas nie ma, bo jesteśmy na próbie, ale przecież jak zrobię śniadanie dla mojej kochanej dziewczyny, to mnie nie ubędzie. kawa tak samo. wyciągnąć kawę z szafki, wsypać, dolać wody, wcisnąć guzik i zrobione. -po czym pocałowałem ją w policzek.
-no w sumie to może masz racje... -odpowiedziała i zatonęliśmy w błogim i namiętnym pocałunku. uwielbiałem ją. jeszcze z żadną dziewczyną nie było mi tak dobrze. i nie chodzi tu o sprawy w łóżku (chociaż i tam była świetna), ale o jej osobowość. ona była przy mnie sb i ja też mogłem. nie patrzyła na to, że jestem kasiasty. chodziło jej o wnętrze. wiedziałem, że nawet jeśli jakimś cudem straciłbym pieniądze, to ona i tak zostałaby ze mną, baa, a nawet pomogła odbić się od dna. od razu ją pokochałem.
-[t.i], gdzie kanapki?! -krzyknął Niall schodząc na dół.
-na stole, smacznego życzę! -odkrzyknęła, po czym znów zatopiliśmy się w pocałunku.
-Zaaaayn! obierz mój telefon, jest na parapecie w naszym pokoju! szybko, bo dzwoni!
-Malik, słucham? -odebrałem. w słuchawce usłyszałem ten głos. coś we mnie eksplodowało. nawet nie wiem co on zaczął mówić, bo wypaliłem: -odpieprz się od [t.i]. nie zasługujesz na nią! jesteś zwykłą kupą gnoju! mężczyzna, który uderzył kobietę, to gówno, a nie mężczyzna! zostaw ją w spokoju! inaczej bd miał do czynienia ze mną! -rozłączyłem się.
-kto dzwonił? -zapytała wchodząc do pokoju.
-aaaa... yyy... jakaś pani z biura obsługi klienta i coś tam proponowała. -powiedziałem szybko, po czym usunąłem połączenie, żeby się nie dowiedziała, że tak naprawdę to Zbyszek.
-i co mówiła? -zaśmiała się [t.i].
-co mówiła? mówiła, że kończy ci się umowa na telefon, więc pasowałoby ją przedłużyć. możesz też wziąć sb nowy telefon jakiś... -powiedziałem, zamknąłem drzwi i położyłem się na łóżku obok dziewczyny.
-taaak? całkiem fajnie. tak właśnie myślałam już o nowym telefonie, ten mi się już znudził trochę... -po czym pocałowała mnie i bez zbędnych słów ściągnęła ze mnie ubrania. ja zrobiłem to samo. jej ciało było idealne. wgl ona była idealna. charakter, osobowość, ciało. zakochałem się na zabój. nie mógłbym jej zrobić krzywdy. nie wyobrażałem sb, że moglibyśmy się rozstać. była ważniejsza niż powietrze.
-proszę wstać, sąd idzie. -powiedziała jakaś kobieta otwierając drzwi. sędzina usiadła na swoim miejscu i po chwili zaczęła mówić:
-oskarżonego, Zbigniewa Nowaka, uznaję za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu z tym, że kwalifikuje go z art. 177 § 1 k.k. w zb. z art. 177 § 2 k.k. w zw. z art. 11 § 2 k.k. i za to na mocy art. 177 § 1 k.k. w zb. z art. 177 § 2 k.k., w zw. z art. 11 § 2 k.k., skazuje go, a na mocy art. 177 § 2 kk. w zw. z art. 11 § 3 k.k. wymierza mu karę dwóch lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności.
-kocham cię Zayn. -powiedziała [t.i] wychodząc z gmachu sądowego.
-mówiłem, że to się dobrze dla nas skończy? mówiłem. -pocałowałem ją w czoło.
-mamy spokój na 2,5 roku, ciekawe co potem... -posmutniała.
-wiesz, zawsze możemy się wyprowadzić do innego miasta, albo nawet kraju...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz