Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 9 marca 2013

8. Liam (część 4)



wyszedł. nie wiedziałam nawet gdzie, po co i dlaczego... szczerze? nie miało to najmniejszego znaczenia w tym momencie. jeśli nic nie wymyślę przez te kilka najbliższych dni, bd musiała albo posłuchać rodziców i zostawić na zawsze Liama, osobę którą kocham, mężczyznę mojego życia, tym samym pozbawić moje dziecko ojca, albo sprzeciwić się rodzicom i nie widzieć ich już nigdy więcej. miałam totalny rozpierdziel w głowie. musiałam wybierać między równorzędnymi wartościami. Liamem a rodzicami. jeśli zostanę przy moim ukochanym, urodzę mu dziecko, bd razem szczęśliwi, stworzymy kochającą się rodzinę, zestarzeję się z nim, bd patrzyła jak owoc naszej miłości dorasta. jednak wybierając tę drogę, stracę rodziców. osoby bardzo ważne w moim życiu. osoby, które dały mi życie. możność istnienia. osoby, z którymi mieszkałam 18 lat. osoby, które utrzymywały mnie i nadal pomagają finansowo, bo nie chcę zrzucać wszystkiego na Liama. jednak jeśli rodzicie są dla mnie ważniejsi i nie chcę ich stracić, to Payne na tym ucierpi. nie wiedziałam co mam wybrać.

-obudziła się! obudziła! -usłyszałam rozmyty krzyk, tak jakby z innego pomieszczenia. z wielkim wysiłkiem otworzyłam oczy i rozejrzałam się. biało. sufit, ściany, pościel. wszystko białe. wielkie szyby na korytarz pełny jakichś nieznajomych mi ludzi, którzy chodzili w szlafrokach o własnych siłach, podpierając się na kulach czy też pomagając sb balkonikiem. jakaś dziwna aparatura, na której widniały jakieś rzędy szlaczków i zmieniały się co chwilę cyferki. 'cholera jasna...jestem w szpitalu...' -pomyślałam.
-[t.i], kochanie! jak się czujesz? -usłyszałam zapłakanego Liama.
-eeehm... całkiem dobrze się czuję... co się stało? czemu tu jestem? przypięta do jakichś kabelków... co mi jest? -zapytałam podnosząc się i siadając na łóżku szpitalnym.
-nic nie pamiętasz?
-kompletnie nic... -popatrzyłam ze znakiem zapytania w oczach na chłopaka.
-więc ponad 2 tygodnie temu, wróciłem do domu, wołałem i wołałem, nie odzywałaś się, więc pomyślałem, że wyszłaś gdzieś na spacer. poszedłem na górę do łazienki po moje dresy, żeby się przebrać i zobaczyłem cię w kałuży krwi na podłodze... szybko zadzwoniłem po pogotowie, później do twoich rodziców. lekarz powiedział, że musiałaś podciąć sb żyły i że jak wypuszczą cię ze szpitala, to powinnaś udać się do psychologa. -powiedział chłopak płacząc.
-a w czym pomoże mi psycholog?! to chyba moja mama powinna wybrać się do niego. co ja miałam zrobić? patrzeć jak odjeżdżają bóg wie gdzie? albo zostawić cb i okłamywać wszystkich wokoło?! jak ona może mnie stawiać przed tak cholernie trudnym wyborem?! no jakim prawem każe mi wybierać między tb a nimi?! powiedz mi jakim prawem... -mówiłam co raz ciszej. nie mogłam wydusić z sb ty słów. nie umiałam. zaczęłam płakać, jak opętana...
-[t.i], możemy porozmawiać? -nagle usłyszałam głos mojej mamy.
Liam wyszedł.
-porozmawiać? teraz? popatrz do czego doszło przez cb...! -wykrzyczałaś.
-nie denerwuj się. nie możesz. dziecku może się coś stać... -powiedziała opuszczając głowę.
-tego chyba byś chciała. może poronię i odejdę od Liama, bd wszystko załatwione. dziecko nie ucierpi.
-[t.i], to nie tak. ja dzisiaj zrozumiałam, że on cię na prawdę kocha, że to jest ten jedyny. bd z nim szczęśliwa. kiedy zobaczyłam, że nie pojechał na kilka koncertów, żeby siedzieć dzień i noc w szpitalu, przy tb, czekając aż się wybudzisz, zrozumiałam  że to jest prawdziwa miłość i że nie miałam prawa go oceniać i mówić takich okropnych rzeczy. przepraszam cię kochanie. po prostu nie poznałam go dobrze i myślałam, że to, że jest wielką gwiazdą robi swoje. że wykorzysta cię i odstawi na bok. nie bd patrzył na to czy bd cierpieć. że po prostu cię nie kocha i zabawia się tylko. przepraszam... wybaczysz mi to? -spojrzała pytająco ze łzami w oczach.
siedziałyśmy dobre kilka minut w ciszy. kompletnej ciszy. słychać było tylko pikanie maszyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz