rano na śniadaniu z resztą kadry nauczycielskiej ustalałyśmy co teraz.
-tutaj jest całkiem ładnie, hotel też jest fajny. można wyjść, pochodzić, pospacerować, oderwać się od tego huku i codzienności. może tutaj zostaniemy? -zaproponowałam.
-wie pani, ale każdy uczeń zapłacił grube pieniądze, by zwiedzić francję...
-no tak, ale teraz i tak już nie zdążymy na samolot, a autobusem jak? -broniła mnie pani Brown.
-no ja nie wiem, dzieci bd rozczarowane...
-dobrze, zobaczymy. zapytajmy ich po prostu o zdanie. -powiedziałam do nauczycieli, po czym zwróciłam się do uczniów.- proszę o ciszę. słuchajcie, mamy problem. mieliśmy jechać do francji, ale wiecie co się stało, taka sytuacja. na samolot i tak już nie zdążymy, więc pytanie do was: czy chcecie tutaj zostać, czy mam zadzwonić na lotnisko i zmienić datę wylotu? tylko jeśli zmienię datę, to nie mam pojęcia na kiedy, możliwe, że bd to dopiero za tydzień... -w odpowiedzi dostałam krzyki i szmery.- halo, halo. spokojnie. robimy głosowanie. ręka do góry, kto chce tu zostać. -rękę podniosła większość osób.- a więc przegłosowane, zostajemy. zadzwońcie do rodziców, powiadomcie ich o tej zmianie. wracamy za 3 tygodnie. pieniądze, które zostaną, oczywiście oddamy.
-dobrze, uczniowie mają teraz dla sb czas wolny, bd w pokojach. ja idę na spacer, za jakieś 2-3 godzinki powinnam wrócić. -powiedziałam do pani Brown i Thron, a później wyszłam.
nie znałam okolicy, więc próbowałam iść tylko prostą drogą, by się nie zgubić. było to cudowne, spokojnie miejsce, żadnych samochodów, pociągów, metra, motorów. nic. cisza, spokój. w sumie to nawet nie wiem czy poza nami w hotelu ktoś był. może jedna czy dwie osoby... 3 tygodnie bez problemów, sprawdzianów, sprzątania, użerania się z uczniami, gotowania obiadów i innych dupereli.
*z perspektywy Zayna*
-cześć. -delikatnie pociągnąłem za słuchawkę dziewczyny.
-wystraszyłeś mnie. wgl my się znamy, że tak mnie zaczepiasz? -powiedziała z wyrzutem.
-przepraszam, po prostu pomyślałem, że może razem sie przejdziemy... no ale jeśli nie, to ok. pójdę sb. cześć.
-nie, zaczekaj. po prostu nie spodziewałam się, że ktoś może się tu pojawić. to takie spokojne miejsce...
-to mogę się dołączyć? nie bd przeszkadzał? -zapytałem uśmiechając się.
-nie, nie. spokojnie. -odpowiedziała zwijając słuchawki.
-czego słuchasz?
-nie powiem ci, bo bd się śmiał. tak wgl, to kogoś mi bardzo przypominasz, ale nie mogę sb przypomnieć kogo...
dziwiłem się, że jeszcze mnie nie poznała. przecież nie miałem kaptura na głowie, nie maskowałem się specjalnie.
-no mów. -lekko uderzyłem ją z bara i szeroko się uśmiechnąłem.
-matko...
-co? -zapytałem zdziwiony.- ej czekaj. widziałem cię już gdzieś kiedyś... znamy się?
-ja cb znam, ty mnie nie... -kiedy to powiedziała posłałem jej pytające spojrzenie.- ty jesteś Zayn? tak?
kiwnąłem twierdząco głową.
-ale proszę cię, nie rób z tego sensacji, dobra? mam teraz czas wolny, chcę odpocząć od tego życia, które mam na co dzień. ale kurcze... no ja widziałem cię gdzieś.
-na waszym ostatnim koncercie. -zaśmiała się.
-aaa, czyli słuchasz one direction? -uśmiechnąłem się.
-nie tylko, nie jaraj się aż tak bardzo. -rzuciła zaczerwieniona i dała mi kuśkańca w bok.
-to co? gdzie idziemy?
-no a gdzie tu można iść? w las pooglądać sosny chyba.
-sosny w lesie zawsze spoko, ważne z kim się idzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz