kiedy szłam sb poprzez malowniczą okolicę słuchając muzyki, nagle ktoś mnie zaczepił. wystraszyłam się, bo byłam święcie przekonana, że nikt tutaj nie może iść, nikogo tu nie bd... a jednak.
-cześć. -usłyszałam po wcześniejszym wyciągnięciu słuchawki z mojego ucha.
-wystraszyłeś mnie. wgl my się znamy, że tak mnie zaczepiasz? -powiedziałam zdenerwowana.
-przepraszam, po prostu pomyślałem, że może razem się przejdziemy... no ale jeśli nie, to ok. pójdę sb. cześć.
-nie, zaczekaj. po prostu nie spodziewałam się, że ktoś może się tu pojawić. to takie spokojne miejsce...
-to mogę się dołączyć? nie bd przeszkadzał? -zapytał chłopak uśmiechając się.
kogoś mi przypominał, ale za chiny nie mogłam sb uświadomić kto to jest. widziałam go i to pewnie nie raz...
-nie, nie. spokojnie. -odpowiedziałam zwijając słuchawki.
-czego słuchasz?
-nie powiem ci, bo bd się śmiał. tak wgl, to kogoś mi bardzo przypominasz, ale nie mogę sb przypomnieć kogo...
-no mów. -lekko uderzył mnie z bara i szeroko się uśmiechnął.
-matko...
-co? -zapytał.- ej czekaj. widziałem cię już gdzieś kiedyś... znamy się?
-ja cb znam, ty mnie nie... -kiedy to powiedziałam, on posłał mi pytające spojrzenie.- ty jesteś Zayn? tak?
kiwnął twierdząco głową.
-ale proszę cię, nie rób z tego sensacji, dobra? mam teraz czas wolny, chcę odpocząć od tego życia, które mam na co dzień. ale kurcze... no ja widziałem cię gdzieś.
-na waszym ostatnim koncercie. -zaśmiałam się.
-aaa, czyli słuchasz one direction? -uśmiechnął się.
-nie tylko, nie jaraj się aż tak bardzo. -rzuciłam i pewnie zaraz zrobiłam się czerwona jak burak, a później dałam mu kuśkańca w bok.
-to co? gdzie idziemy?
-no a gdzie tu można iść? w las pooglądać sosny chyba. -powiedziałam z ironią w głosie.
-sosny w lesie zawsze spoko, ważne z kim się idzie.
podczas spaceru rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. bardzo dobrze się dogadywaliśmy. czułam się, jakbym znała Zayna od wieków.
-czemu tu przyjechałaś? -zapytał w pewnym momencie.
-przez przypadek. miałam jechać z uczniami na wycieczkę do francji, ale brakło nam paliwa w autobusie, a że było już późno, to postanowiłam zamówić nocleg tutaj w hotelu, no i później odleciał samolot i dzisiaj dzieci powiedziały, że wolą zostać tutaj, niż lecieć do francji.
-na jaki czas zostajecie?
-3 tygodnie.
-no to jesteśmy umówieni codziennie na długi spacer po śniadaniu, ok? -spojrzał mi głęboko w oczy tak, że aż przeszły mnie ciarki. poczułam się tak, jakby chłopak rzucił na mnie czar. nagle nie docierało do mnie nic. kompletnie nic.- hej, wszystko ok?
-yyy... -otrząsnęłam się.- nie, już wszystko w porządku. zamyśliłam się, przepraszam. a to ty robisz sb tak długą przerwę? -zapytałam ciekawa.
-wiesz, nie układa mi się teraz w życiu prywatnym, chcę odpocząć i wgl... -powiedział smutno.
-a co się stał... znaczy nie. jak nie chcesz rozmawiać o tym, to ok, zrozumiem. w sumie to znamy się od niecałej godzi...
-chodzi o to, że nie jestem już z Perrie. byliśmy ze sb blisko 10 lat. było mi z nią dobrze, ale tak, jak było wtedy. ona zaczęła wchodzić na tematy ślubu. z początku myślałem, że jej to przejdzie, ale zaczęła pokazywać mi garnitury, suknie ślubne. zaczęły się rozmowy o dziecku, przestała brać tabletki... kochałem ją, ale to nie była miłość na zawsze, na całe życie. w sumie kocham ją nadal, ale wiem, że muszę przestać, bo to koniec. wiem, że mam już 26 lat i że już w sumie czas na rodzinę i dzieci, no ale jak mam ją później skrzywdzić i odejść? zostawić z dzieckiem? to chyba lepiej teraz, bez żadnych rozwodów i takich tam spraw związanych z tym wszystkim.
-a jak ona to przyjęła? -zapytałam po chwili milczenia.
-no jak można przyjąć wiadomość, że już się nie chce z kimś być po 10 latach? nie skakała przecież z radości. była załamana, ale wierzę, że jakoś ułoży sb życie i życzę jej tego z całego serca, bo to fajna dziewczyna, tyle, że nie dla mnie...
-rozumiem, znaczy staram się to wszystko zrozumieć, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc wiesz...
-wiem. wgl to sorry, że tak zacząłem o sb, ale musiałem się komuś wygadać, a że trafiło na cb...
-nic się nie stało. -uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-a u cb jak życie prywatne? -zapytał zerkając na prawą rękę, pewnie w celu zobaczenia czy mam obrączkę.- matko... ale ze mnie głupek. nawet nie zapytałem jak masz na imię... kurde...jaka wtopa.
-nic się nie stało Zayn, spokojnie. jestem [t.i]. -po czym podałam mu rękę na to spóźnione powitanie.
chłopak uścisnął moją dłoń, po czym lekko musnął ją ciepłymi i delikatnymi ustami. poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca. pewnie znów się zrobiłam czerwona, ale mniejsza z tym. nie mogłam uwierzyć, że Zayn Malik, chłopak, właściwie mężczyzna, który od wielu, wielu lat mi się podobał, za którym szaleje pół świata, ze mną rozmawia i że przez najbliższe 3 tygodnie bd z nim spędzała czas. nawet nie marzyłam o tym, bo wiedziałam, że to nierealne spotkać i rozmawiać z taką osobą, a jednak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz