niedziela, 17 marca 2013
29. Harry (część 5)
-Harry słuchaj, to już nie jest śmieszne... ja dostaję co raz więcej takich anonimów. boję się, że za jakiś czas zacznie się dziać coś gorszego... -siedziałam skulona w kącie pokoju. cała drżałam. byłam przerażona. od kilku dni dostaję anonimowe listy. teksty typu: 'zabiję cię', 'nie wychodź z domu, bo już do niego nie wrócisz', 'załatw sb dobrą ochronę', 'ucierpią też twoi najbliżsi'. bałam się. bardzo się bałam. od pierwszej wiadomości nie wychodziłam z domu.- Harry, a jak to tamci kolesie? ta grupka chłopaków przez którą się poznaliśmy? co wtedy? boję się. a jak zostawisz mnie i oni wejdą? i wtedy już nie bd tak kolorowo. przecież wiesz, że mieszkam sama... co, rybki w akwarium mają mnie obronić?
-[t.i], nie martw się. zostanę dziś z tb na noc. a jutro pomyślimy co dalej. -powiedział chłopak troskliwie przytulając mnie.
-ja to idę się wykąpać i spać, bo zmęczona jestem. -powiedziałam uwalniając się z objęć chłopaka.- jak chcesz, oglądaj sb to jeszcze, ale ja już nie mam siły.
-ok. -rzucił nie odwracając wzroku od tv.
poszłam do łazienki, wykąpałam się, ubrałam w piżamę i skierowałam do sypialni. po chwili usłyszałam ciche kroki. myślałam, że Harry idzie pod prysznic. -śpisz już? -usłyszałam.
-nie, jakoś nie mogę zasnąć. -szeptałam.
-bo na dole na kanapie nie ma żadnego koca i chciałem zapytać czy może dasz mi jakiś, no chyba że chcesz, żeby twój osobisty ochroniarz zamarzł na kanapie. -uśmiechnął się.
-to ty chcesz spać na kanapie? -całkiem głośno powiedziałam zdziwiona.
-no a gdzie? na wycieraczce?
-wiesz, ja myślałam, że... -pokazałam delikatnym skinieniem głowy na moje łóżko, po czym przesunęłam kołdrę, tym samym robiąc miejsce chłopakowi.
-aaaa, to takie buty. -powiedział kładąc się na krańcu łóżka.
-no Harry, nie przesadzaj. nie jestem nietykalna, nie mam w sb siły 360 watów, także jak mnie dotkniesz, to nic ci się nie stanie, spokojnie. możesz się przysunąć. -zaśmiałam się, a chłopak posłusznie wykonał moje polecenie.
-śpisz? -po chwili szepnęłam.
-nie, jakoś nie mam weny na spanie. a ty czemu nie śpisz? przecież jestem przy tb i nic ci nie grozi. -po czym objął mnie, a ja zaciągnęłam się jego cudownym zapachem.
-wiesz... -zaczęłam.
-hmm...?
-dziękuję ci.
-nie ma za co, bo wiesz, nie miałoby to sensu, że wcześniej ci pomogłem, a teraz już nie...
-ale Harry, ja nie o tym... -spojrzałam w jego śliczne zielone tęczówki.
-a o co? -zapytał zmieszany.- nie wiem o co ci teraz chodzi...
-o to, że sam zaproponowałeś to, że bd u mnie spał, bym się nie bała i nie ciśniesz mi się do łóżka. wręcz przeciwnie. chciałeś spać na kanapie. kiedy powiedziałam ci, że możesz spać ze mną w jednym łóżku, to widziałam twoje zakłopotanie. widziałam, jak położyłeś się tylko na brzegu, bo nie chciałeś mnie dotykać i czegoś tym sugerować. dziękuję ci za to. dziękuję, że nie jesteś taki, jak większość facetów świata.
-wiesz, tak mnie wychowano. a poza tym, to jakby się o tym twój brat o tym dowiedział, to by mi pewnie z jaj linie telegraficzne zrobił, a z wątroby koraliki... -zaśmiał się.
-oj przestań. -uderzyłam go delikatnie w czoło.- a jak już wszedłeś na jego temat, to on myśli, że jesteśmy razem... muszę go uświadomić, że to nie prawda.
-po co? może nie potrzebnie bd robić zamieszanie... -chłopak przerwał, a ja posłałam mu pytające spojrzenie.
-bo wiesz, kurczę... już jak cię zobaczyłem w 'objęciach' tamtego faceta, to coś mnie wzięło i chyba się w tb zak... -nie dokończył, bo nagle coś wpadło do pokoju wybijając przy tym szybę.
-cholera, co to było? -zapytałam ze łzami w oczach.
-leż, nie ruszaj się. -powiedział, po czym wstał i spojrzał na podłogę.- oho... patrz. cegła z listem. jakby kurde nie mogli napisać mejla albo gdzieś indziej, bo przecież w średniowieczu nie żyjemy i nie trzeba wybijać okien, żeby się z kimś porozumieć! -wykrzyczał ostatnie słowa. widziałam, ze był bardzo zdenerwowany. chyba zależało mu na moim bezpieczeństwie i na mnie. sięgnął po cegłę.
-auć! fuck! -usłyszałam nagle.
-co jest?
-skaleczyłem się chyba... aaaał...
-czekaj, usiądź, pójdę po jakąś wodę utlenioną, plaster i zaraz ci to przemyję. -szybko pobiegłam do łazienki, a wracając do pokoju zaświeciłam światło i klęknęłam przy Harrym, by zakleić ranę.- kurczę, szkło masz w stopie. bd trochę bolało, jak bd wyciągała. weź poduszkę i zakryj sb usta, bo sąsiadów pobudzisz. -zaśmiałam się.
-aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaał! cholera jasna! ale boli! no co ty mi robisz?! noga mi zaraz odpadnie...! aaaaała! -zaczął krzyczeć chłopak.
-no już po bólu, spokojnie, wszystko już ok. -powiedziałam przyklejając mu plaster do stopy.- staraj się nie stawać tak bardzo mocno na to miejsce, bo bd krwawić i dopiero za długi czas się zrośnie.
-tak jest pani doktor [t.n]. -zaśmiał się i pocałował w czoło.
-co teraz zrobimy?
-dzwonimy na policję, to wyjście pierwsze.
-no tak, a drugie?
-wyprowadzisz się stąd i zamieszkasz w innym miejscu, gdzieś dalej.
-tak, ale gdzie? powiedz mi? przecież z Justinem nie bd mieszkać, on mieszka z dwoma kumplami. nie pomieścimy się. a w centrum, lub całkiem po drugiej stronie miasta, nie znajdę tak szybko mieszkania...
-może na ten moment wprowadzisz się do mnie? -powiedział nieśmiało chłopak i nagle zapadła długa cisza.- głupstwo. nie, weź, tamtego pytania nie było. przepraszam, że wgl o tym pomyślałem.
-nie Harry, jeśli to nadal aktualne, to ja bym skorzystała... bo nie mam się gdzie podziać przez kilka najbliższych dni... więc jeśli to nie byłby kłopot, to... -nie skończyłam, bo chłopak wstał, położył stojącą w kącie walizkę na łóżku i zaczął pakować moje rzeczy z szafy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Boskii;**
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://zwyklemarzenianiedospelnienia.blogspot.com/
superrr
OdpowiedzUsuń