*z perspektywy Liama*
obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. każdy mój najmniejszy ruch wywoływał straszny ból. z wielkim wysiłkiem obróciłem się i spojrzałem na zegar. 14:26. zwlekłem się z łóżka i chciałem zobaczyć kto przyszedł. jednak nie mogłem zejść. nie miałem siły. wszystko mnie bolało... miałem takiego kaca... wielki. straszny. okropny... wszystko wydawało się takie głośne... nie wiem jak chłopaki z zespołu mogą tak często pić... ja bym nie wytrzymał na drugi dzień. sam piję bardzo rzadko, bo mam problem z nerkami, ale jak oni to robią...?! może jest jakiś sposób na kaca? albo po prostu przyzwyczaili się już do tego bólu... może to już dla nich normalnie... słyszałem wszystko... dosłownie... rozmowę sąsiadów z końca ulicy, mruczenie kotów z innego osiedla. słyszałem nawet jak trawa rośnie... poszedłem do łazienki, żeby przemyć twarz i trochę się ogarnąć. nagle usłyszałem kłótnie. były to dwa kobiece głosy. jeden [t.i]. drugi był mi znany, jednak nie mogłem sb teraz przypomnieć do kogo należał. wyszedłem z łazienki, przysiadłem na schodach. wiem, że to nieładnie, jak się podsłuchuje, ale nie byłem w stanie zejść na dół, a tym bardziej brać udziału w tych krzykach...
-...jak ty to sb wyobrażasz? no jak? przecież on cię nie kocha! pewnie ma jeszcze kilka innych panienek na boku...! co sb sąsiedzi pomyślą?! rodzina?! dziecko, ty nawet na studia teraz nie pójdziesz, bo jak?! dobrze, że przynajmniej maturę masz... nie rozumiesz, że on za jakiś czas od cb odejdzie?! zostawi cię?!
-ale mamo... jak możesz tak mówić? Liam mnie kocha...! nie zost... -przerwano [t.i].
-co?! kocha?! żartujesz sb?! ja myślałam, że to związek na chwile, a nie na całe życie. nie to, że go nie lubię, ale na twojego męża się nie nadaje. tym bardziej na mojego zięcia i ojca moich wnuków...! jak ty sb wyobrażasz wasze wspólne życie? on przecież zaraz wyjeżdża w trasę! dziecko bd wychowywać się bez ojca?
-mamo posłu... -chciała coś powiedzieć, jednak kobieta znów jej przerwała.
-nie przerywaj jak starszy mówi! jak cię wychowałam?! no właśnie jak...?! masz ledwie 19 lat i dziecko w drodze...?! coś poszło nie tak. nie po mojej myśli... boże... za jakie grzechy mnie to spotyka...?! może powinnaś znaleźć sb szybko jakiegoś innego, odpowiedniego chłopaka, przespać się z nim i wtedy jemu powiedzieć, że jesteś w ciąży? dziecko miałoby przynajmniej dobrego ojca.
po tych słowach usłyszałem trzask drzwiami i poczułem jak moja głowa pęka na miliony kawałków... zszedłem na dół, zobaczyłem [t.i] jak osuwa się po ścianie, chowa głowę w ręce i zaczyna panicznie płakać i trzęś się.
-[t.i], bd dobrze. poradzimy sb jakoś... nie płacz. uda się zobaczysz. kocham cię najbardziej na świecie i nigdy w życiu nie mógłbym cię skrzywdzić... -powiedziałem z łamiącym się głosem.
-Liam...dlaczego to nas spotyka? czemu? co z nami jest nie tak?! -płakała. -co teraz zrobimy? ja myślałam, że moi rodzice przyjmą to z uśmiechem i radością... i że to twoi bd mieć jakieś ale co do naszego związku... a tu masz... taka niespodzianka. jest całkiem na odwrót...
-jakoś się to ułoży. w końcu bd musieli zaakceptować nasz związek. jeśli się nie poddamy, to na pewno się nam uda. -powiedziałem całując ją w czoło.
-dobrze Liam, postaram się być opanowana. ta rozmowa, to jedyne wyjście. -po wypowiedzeniu tych słów, lekko musnęła mnie w policzek, wzięła torbę i wyszła kierując się w stronę domu swoich rodziców.
po niespełna 30 minutach usłyszałem dzwonek w drzwiach. wstałem z kanapy i otworzyłem. 'no przecież nie [t.i], bo ona nigdy nie zapomina kluczy, a nawet jeśli, to zbyt krótko jak na dojście, rozmowę i powrót od rodziców.' -w drodze do wejścia zastanawiałem się kto to może być.
-yyy...dzień dobry panie Kamilu... [t.i] nie ma, poszła do was. nie widział się pan z nią? -powiedziałem do ojca mojej narzeczonej.
-wiem, ja do cb. mogę wejść? -byłem zmieszany, nie chciałem słuchać obelg, wyzwisk i innych obraźliwych zdań kierowanych do mnie przez tego człowieka, jednak zapewnił mnie, że to się nie wydarzy.
-posłuchaj... -zaczął jej tata.- nie wiem co wstąpiło w moją żonę. nie wiem czemu tak naskoczyła na [t.i] i związek z tb. wydaje mi się, że jednak dotrze to do niej, że się kochacie i świata poza sb nie widzicie. wiem, że ją kochasz, że jej nie skrzywdzisz i że nie odejdziesz od niej. bo jeśli miałbyś to zrobić, to odszedłbyś już wczoraj, zaraz po wiadomości, że jest w ciąży. postaram się porozmawiać z Iloną i wybić jej z głowy te beznadziejne myśli. bardzo się ciesze, że to ty bd moim zięciem i że bd rodziną. zawsze chciałem mieć kogoś w rodzinie takiego ja ty. odpowiedzialny, dobrze wychowany, nie pijący chłopak... choć widzę, że wczoraj pobalowałeś... -mówiąc ostatnie zdanie zaśmiał się lekko.
-opijałem z chłopakami to, że za kilka miesięcy bd tatą. -odpowiedziałem pękając z dumy i uśmiechając się szeroko.
-był tu twój tata, powiedział, że bd starał się przekonać co do mnie twoją mamę. -powiedziałem, kiedy [t.i] weszła do domu.
-kochanie, ja nie wiem czy on cokolwiek bd w stanie zrobić... ona powiedziała, że jeśli w ciągu tygodnia nie zerwę z tb wszelkich kontaktów i nie wyprowadzę się do nich, to oni wyjadą do Niemiec i nie bd się już nigdy widzieć... -powiedziała powstrzymując łzy.
-cholera... -powiedziałem biorąc szarą bluzę z wieszaka i wyszedłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz